A A+ A++

Ostatnie półtora tygodnia spędziłem w Świecie Mroku. Ku mojemu zdziwieniu, bowiem nie jestem zagorzałym fanem uniwersum i nigdy nie było mi z nim po drodze. Nie sprawiło to jednak, że przy Vampire: The Masquerade – Swansong, najnowszej premierze, źle się bawiłem.

Vampire Swansong polubił się z decyzjami

Najnowsza produkcja ekipy Big Bad Wolf, mającej na swoim koncie wyłącznie udane The Council, jest tytułem stawiającym największy nacisk na podejmowane przez gracza wybory. Do dyspozycji została oddana trójka bohaterów o różnych charakterach i tylko od decyzji podejmowanych przez nas na przestrzeni całej historii zależy, czy wszyscy przeżyją, a także – o ile spełnią ten pierwszy warunek – jak ułożą sobie przyszłość.

Będąc przy wyborach trzeba pokreślić jedno – nie są one w tym przypadku wyłącznie tzw. “kosmetyką” i elementem, którym można sprytnie wypromować grę. W Vampire: The Masquerade – Swansong rzeczywiście odgrywają one ogromną rolę. Poznawając kolejne rozdziały przygody Emem, Gabela i Leyshy musiałem bardzo ostrożnie wybierać, co chcę powiedzieć innemu bohaterowi, ponieważ mogło to wpłynąć na końcowe sceny w danej misji.

Decyzje przez nas podejmowane zmieniają nie tylko nastawienie innych postaci do naszych protagonistów, ale także wpływają na scenerię i to, kto pojawi się w wyznaczonym momencie przygody. Nie oczekiwałem dużo pod tym względem, a zostałem bardzo mocno zaskoczony. Dla fanów Life is Strange czy klikadeł od Telltale Games produkcja Big Bad Wolf jest pozycją obowiązkową.

Nutka RPG-owości

Vampire Swansong Włamanie

Vampire Swansong żyje nie tylko wyborami, ale również ciekawie zaprojektowanymi, dość rozległymi lokacjami. Ich rozmiary pozwalają prowadzić nasze śledztwa na różne sposoby. Możemy od razu iść do punktu kulminacyjnego, w którym decydujemy, w jaki sposób chcemy zakończyć rozgrywany rozdział. Opcji jest wtedy mało, a kolejne pojawiają się wtedy, kiedy odkryjemy kolejne sekrety, rozwiążemy zagadki czy wykonamy cele opcjonalne, postawione nam przez dwór bostoński jeszcze przed rozpoczęciem zadania.

Zajmowanie się pobocznymi aktywnościami nie jest nudne i w dodatku jest wynagradzane nie tylko tym – najczęściej – szczęśliwym zakończeniem wątku, ale także dodatkowymi punktami doświadczenia. Omawiany tytuł jest RPG-iem, a więc nie brakuje w nim systemu EXP-a i drzewka umiejętności dla każdego bohatera. Poszczególne skille używamy podczas dialogów i eksploracji, więc jeśli będziemy je stopniowo rozwijać, to z biegiem czasu nasz wampir będzie umiał badać sprytniej ukryte przedmioty czy hakować jeszcze bardziej zaawansowane systemy.

Gra jest tak zaprojektowana, aby każdy mógł ją przejść, więc rozwijanie postaci nie jest tak naprawdę obowiązkowe. Jednakże przez niskie poziomy umiejętności musimy liczyć się z tym, że podczas konfrontacji w konwersacjach nie użyjemy wszystkich opcji dialogowych, z których chcielibyśmy skorzystać. A przegranie słownego starcia sprawia, że rozmówca podtrzymuje swoje zdanie i nie mamy możliwości wpłynąć na niego nawet w najmniejszym stopniu. Niektóre konfrontacje odgrywają sporą rolę w fabule, więc jeśli chcemy uzyskać jedno z lepszych zakończeń, to dokładna eksploracja i rozwijanie każdej z postaci jest wręcz zalecane.

Dysproporcja w oprawie

Vampire Swansong Telefon

Podczas kilkunastogodzinnej przygody w Świecie Mroku (co warto zaznaczyć, w produkcji znajduje się rozbudowany słowniczek, który wyjaśnia najważniejsze pojęcia z uniwersum – dzięki niemu wszystkie pojęcia staną się zrozumiałe) zauważyłem, że deweloperzy mieli ogromne problemy z modelami postaciami. O ile otaczające nas tereny wyglądają dobrze, a przede wszystkim są przepełnione szczegółami, tak nie można powiedzieć tego o bohaterach – tych zwykłych, jak i grywalnych.

Twarze Emem, Leyshy czy Gabela są sztuczne – przyglądając się im odnosiłem wrażenie, że protagoniści mają za sobą wiele operacji plastycznych. Dodatkowo nie pomagała sama mimika twarzy, która wygląda minimalnie lepiej niż ta, która występowała u postaci z Mass Effect: Andromeda na premierę. Czuć tutaj segment gier “AA” i jestem ciekaw, czy gdyby deweloperzy przygotowywali wysokobudżetowy tytuł, to udałoby im się bardziej dopracować modele postaci. Osobiście sądzę, że tak.

Tak więc dysproporcja w oprawie to według mnie jedyny tak duży minus w Vampire: The Masquerade – Swansong. Tytuł bardzo pozytywnie mnie zaskoczył szczególnie pod względem fabularnym i bez skrupułów wrzucam go do szufladki z napisem “hit z tegorocznego sezonu ogórkowego”. Oby na przestrzeni kolejnych kilku tygodni mniejsi twórcy również zaserwowali zainteresowanym takie niespodzianki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPartyzanci dokonali zamachu na okupacyjnego mera Enerhodaru
Następny artykułPrzebudowa drogi z Krzekot do Wyszkowa