A A+ A++

Branża narciarska i snowboardowa apelują: otwarte stoki umożliwią zmniejszenie gigantycznej straty spowodowanej przez pandemię. – Sugerowanie się jednostkowym przykładem rzekomego stłoczenia obok siebie narciarzy w kolejce do wyciągu, jaki przedstawiły ostatnio media, doprowadzić może do katastrofalnych konsekwencji dla branży – ostrzegają.

Kontynuacji otwarcia stoków narciarskich w reżimie sanitarnym domaga się Komitet Narty Snowboard Outdoor, który zrzesza m.in. producentów i dystrybutorów sprzętu do uprawiania sportów zimowych. Przestrzega przy tym, że sugerowanie się jednostkowym przykładem rzekomego stłoczenia obok siebie narciarzy w kolejce do wyciągu, jaki przedstawiły ostatnio media, doprowadzić może do katastrofalnych konsekwencji dla branży, zwłaszcza, że dziś stanowczo za wcześnie wnioskować, czy spowodować to mogło wzrost zakażeń koronawirusem.

Zdaniem komitetu, groźby ponownego zamknięcia stoków mogą doprowadzić do ostatecznego upadku wielu przedsiębiorców, dla których narciarstwo czy snowboarding stanowi źródło utrzymania, tym bardziej, że ogromna część tej branży pomijana jest w tzw. Tarczach.

Jak przypomina komitet, straty branży wynikające z ponad 3 miesięcznego zakazu korzystania z tras zjazdowych, dziś liczone są już w milionach. Interpelację w tej sprawie do premiera złożyło dwoje posłów z Małopolski. Pytają m.in., czy rząd planuje udzielenie pomocy przedsiębiorcom z tej branży.

Pomimo warunkowego otwarcia stoków, producenci czy dystrybutorzy sprzętu narciarskiego i snowboardowego stoją na krawędzi bankructwa. Spowodowaną trwającym ponad 3 miesiące (od listopada do prawie połowy lutego) zakazem korzystania z tras narciarskich stratę szacują dziś na kilkadziesiąt milionów złotych. Pojawiająca się ostatnio informacja o ewentualnym, ponownym zamknięciu stoków mogła by stać się dla nich śmiertelnym ciosem. Gdyby zapadła taka decyzja, byłaby ona całkowicie pozbawiona podstaw – uważają.

– Podejmowanie jej na podstawie jednego, ekstremalnego przykładu, jaki przedstawiły media, stawiało by władze w bardzo złym świetle: jako tych, którym wystarczy zaledwie pokazać jeden moment swoistego „spiętrzenia” stojących w kolejce do wyciągu narciarzy, zwłaszcza, że chwilę później sytuacja została już rozładowana, by podejmować decyzje, od których zależy los całej branży i tysięcy zatrudnionych w niej osób – zwraca uwagę Arkadiusz Walus z Komitetu Narty Snowboard Outdoor, przytaczając medyczne opinie dotyczące rzeczywistego zagrożenia zarażeniem się COVID 19: – Okres inkubacji wirusa trwać może około tygodnia, a nawet kilkanaście dni, dlatego straszenie ponownym zakazem zaraz po pokazaniu chwilowego tłoku na stoku to krzywdzące działanie wymierzone w branżę, która dziś ledwo wiąże koniec z końcem, a do tego cały czas pozbawiona jest pomocy od państwa i od PFR – uważa Arkadiusz Walus.

Właściciele i administratorzy stacji narciarskich (Polskie Stacje Narciarskie i Turystyczne) zapewniają, że rygory anty epidemiczne są stale, i to bardzo restrykcyjnie, na stokach przestrzegane. Twierdzą, że poświęcili wiele czasu, by przygotować standardy zapewniające bezpieczeństwo sanitarne na najwyższym poziomie, zaś media ponownie jako wyznacznik funkcjonowania całej branży przytaczają obrazy z jednego newralgicznego momentu, mimo że ogólna sytuacja na stokach w całej Polsce wygląda zupełnie inaczej. – Mimo, że media obiegają fotografie zatłoczonego stoku, właściciele z całym przekonaniem stwierdzają, że są to tylko wyjątki. Stacje narciarskie, w przeważającej części dnia, pozbawione są tłumów, o których chętnie w ubiegły weekend pisali najwięksi przedstawiciele środków masowego przekazu. Porównywanie spacerów po zakopiańskich Krupówkach z możliwością aktywnego spędzania czasu na świeżym powietrzu jest bezzasadne – przeczytać można na stronie Polskich Stacji Narciarskich i Turystycznych, dla których obecnie najważniejsze jest utrzymanie antyepidemicznych rygorów na stokach.

– Bezpieczeństwo turystom mają zapewnić liczne rozwiązania: częste odkażanie przestrzeni wspólnych i sprzętu w wypożyczalniach, możliwość kupowania biletów online, czy udostępnianie dozowników z płynem dezynfekującym. Wszystkie zasady związane z przestrzeganiem reżimu sanitarnego są monitorowane przez pracowników obsługi. W przypadku osób, które nie stosują się  do wytycznych, pracownicy podejmują odpowiednie konsekwencje – czytamy na stronie PSNiT.

Chodzi o to, aby amatorzy zimowych sportów mogli w sposób bezpieczny je uprawiać, a także – aby utrzymujący się z produkcji czy dystrybucji specjalistycznego sprzętu narciarskiego przedsiębiorcy działali do końca sezonu. Sami przypominają, że stracili już co najmniej 2/3 okresu, kiedy zwykle zarabiali na siebie. Czują się zignorowani przez władze państwowe i PFR, z którym bezskutecznie próbują porozmawiać na temat pomocy. W ich imieniu wystąpiło z interpelacją do premiera dwoje małopolskich posłów: Jagna Marczułajtis – Walczak i Arkadiusz Miliszewski.

Pytają w niej, jak rząd ustosunkuje się do postulatu poszerzenia listy objętych pomocą sektorową branż oznaczonych numerami:
47.64.Z – Sprzedaż detaliczna sprzętu sportowego prowadzona w wyspecjalizowanych sklepach,
46.42.Z – Sprzedaż hurtowa odzieży i obuwia,
46.90. Z – Sprzedaż hurtowa niewyspecjalizowana,
32.30.Z – Produkcja sprzętu sportowego?
Ponadto proszą o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:
1. O ile zmalały przychody przedsiębiorcy działających w branżach oznaczonych wymienionymi numerami PKD?
2. Czy rząd planuje udzielenie pomocy przedsiębiorcom działającym w branżach oznaczonych wymienionymi numerami PKD po zakończeniu sezonu, gdy znać będziemy pełnię strat poniesionych przez te branże?

Zauważają, że polscy producenci, dystrybutorzy oraz specjalistyczne sklepy ze sprzętem narciarskim nie są objęte żadną tzw. “tarczą antycovidową”, a spadki w okresie listopad 2020-styczeń 2021 sięgają od 50-90% obrotów w miesiącach analogicznych roku ubiegłego. – Jest to branża nastawiona na obrót sezonowy. Towar na sezon 2020/21 został zamówiony w lutym 2020 (przed pandemią) i był dostarczony w październiku 2020, a więc złożenie zamówienia miało miejsce przed pandemią, a jego dostawa przed informacją o zamknięciu stoków – piszą do premiera małopolscy parlamentarzyści, powołując się na opnie branży, według której brak jest dziś jakichkolwiek szans, by odrobić dotychczasowe straty w lutym czy marcu, gdy kończy się sezon. – Stanowi to ogromny problem dla płynności finansowej przedsiębiorstw, gdyż zakupiony w tym roku sprzęt będzie musiał być zmagazynowany (dodatkowe koszty) i sprzedany w przyszłym sezonie, jednak jego wartość w związku z tym drastycznie spadnie – przewidują posłowie i zwracają uwagę, że zaproponowana dotychczas przez rząd pomoc objęła tymczasem jedynie sklepy ze specjalistyczną odzieżą, zaś producenci, dystrybutorzy i sklepy ze sprzętem narciarskim pozostały bez jakiejkolwiek pomocy.

Materiały prasowe, oprac. r/

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRoblox pozwolił na odtworzenie bitwy pod Waterloo
Następny artykułJohn Carmack: PS5 i Xbox Series X powinny być sprzedawane na aukcjach przez Sony i Microsoft