A A+ A++

Mniej więcej od lat 80. XX wieku coraz częściej podkreślana jest rosnąca polaryzacja w USA. Skutkiem tego zjawiska może być erupcja przemocy na skalę większą niż tylko incydentalna. To jednak, co naprawdę zaskakuje i niepokoi, to fakt, jak wiele nie zmieniło się w amerykańskiej polityce i społeczeństwie w kluczowych kwestiach spornych od 160 lat.

Wojna secesyjna trwająca w latach 1861-1865 (ang. American Civil War) była wynikiem strukturalnych napięć, wbudowanych w system Unii od samego jej początku. Część z tych napięć pozostaje wciąż nierozwiązana. Kluczowe są tu: konflikt między rządem federalnym a stanami, kwestie rasowe i nakładające się nań nierówności ekonomiczne. Wskaźników mówiących o tym, że poziom natężenia polaryzacji jest już naprawdę niebezpiecznie wysoki, nie brakuje.

Zobacz także: Wybory w USA. Gdy polityka odkleja się od faktów

Pas biblijny i liberalne wybrzeża

Tradycyjny podział polityczny przebiega na linii: zwolennicy federalizacji vs zwolennicy autonomii stanowej (konfederaliści, jak ich określam). Dość dokładnie na podział ten nałożył się system dwupartyjny: demokraci są tradycyjnie zwolennikami silniejszego rządu federalnego, republikanie – większej autonomii poszczególnych stanów.

Geograficznie podział ten niemalże nie zmienił się od czasów wojny secesyjnej. W dużym uproszczeniu: republikańskie jest południe i centrum, demokratyczne pozostają północny wschód oraz zachód, głównie na wybrzeżach.

Na ten podział nakładają się inne rozbieżności wykrystalizowane w XIX wieku, takie jak kwestie rasowe. Emancypacja i partycypacja obywatelska niebiałych Amerykanów z południa jest znacznie mniejsza niż na północy. Na południu, jak choćby w stanie Alabama, wciąż dochodzi do ograniczania praw wyborczych kolorowych Amerykanów (voter suppression).

Jednym z najbardziej znaczących wydarzeń ostatnich lat były starcia w Charlottesville w 2017 roku, podczas których demonstrujący neonaziści starli się ze swoimi przeciwnikami, zabijając jedną osobę (biały neonazista wjechał w tłum samochodem). Donald Trump podsumował wówczas tę sytuację, że po obu stronach znaleźli się dobrzy ludzie…

Południe, a zwłaszcza tak zwany pas biblijny (Bible Belt), tj. stany południowego-zachodu, to z kolei ostoja ultrakonserwatywnego protestantyzmu ewangelikalnego. Ewangelikalni niemal zawsze głosują na republikanów, nawet jeśli ci ostatni tak jawnie łamią zasady religijne tych wspólnot, jak czyni to chociażby sam Donald Trump (cudzołóstwo, chciwość, kłamstwa). Trudno wyobrazić sobie, co musiałoby się stać, aby ta grupa obywateli przerzuciła swoje poparcie na kandydata innego niż republikański.

Co gorsza, ten ruch religijny, choć nie tylko on, stał się dobrym podglebiem dla ekstremistycznych milicji lokalnych, które zbroją się po zęby i ćwiczą scenariusze walki z siłami rządu federalnego. Naturalnie, powszechna dostępność broni, tak na południu (tu znacznie większy jej odsetek), jak i na północy w obliczu potężnej polaryzacji nie wróży niczego dobrego [1].

Pomiędzy południem a północą wciąż istnieją poważne różnice ekonomiczne, choć zmienił się ich charakter. Generalizując, na północy dominuje sektor usług wyspecjalizowanych jak IT, ubezpieczenia, bankowość, na południu zaś przemysł, sektor wydobywczy, rolnictwo oraz usługi zdrowotne. Na południu są też większe nierówności społeczne, na co wskazuje wyraźnie wyższy współczynnik Giniego dla stanów południowych (dane US Census Bureau).

Dodatkowo, podobnie jak przed wojną secesyjną, mamy dowody na to, że obce mocarstwo gra na rozłam w społeczeństwie amerykańskim. Wówczas były to przede wszystkim Francja i Hiszpania, dziś zaś jest to Rosja i do pewnego stopnia Chiny.

Zobacz także: Trump obraził się na WHO. Hongkong też mu się już nie podoba

Kierunek kolizyjny. Trump dokłada do ognia?

Ta baza, by użyć terminologii marksowskiej, służy nadbudowie, która również zmierza, jeśli nie zmierzała od zawsze, w kierunku polaryzacji. Północ i południe nigdy nie wypracowały wspólnej narracji na temat wojny secesyjnej. Po krótkim okresie tzw. rekonstrukcji, to jest de facto okupacji byłych stanów Konfederacji przez Unię, doszło do przywrócenia autonomii tych pierwszych. Podyktował to przede wszystkim interes polityczny poszczególnych partii, które chcąc przechylić szalę poparcia społecznego na swoją stronę, szybko przywróciły stany południowe jako pełnoprawnych członków Unii.

W efekcie podział na północ i południe tylko się utrwalił. Prawdziwe pojednanie nigdy nie nadeszło. Na północy głoszono (i nadal głosi się) narrację o wojnie wyzwoleńczej i na rzecz ocalenia Unii. Na południu mówi się z kolei o wojnie napastniczej w celu zniszczenia południowego stylu życia i niezależności stanów.

Ten rozdźwięk w czasach wykładniczo postępującej polaryzacji skutkuje podważaniem legitymizacji instytucji publicznych. Donald Trump przoduje w tej działalności, atakując każdego urzędnika, każdą osobę i instytucję działających nie po jego myśli (FBI, sądy, Izbę Reprezentantów, Bank Federalny, media, władze stanowe, organizacje pozarządowe etc.).

Dochodzą do tego nowe technologie komunikacyjne, które głównie dzięki mediom społecznościowym wykorzystywane są do tworzenia baniek informacyjnych oraz tzw. bałkanizacji informacyjnej (stację Fox News dokładnie w tym celu powołano do życia). Informacji nie czerpie się już z mediów „obiektywnych”, ale „tożsamościowych”. Wsobność zastąpiła krytyczne myślenie, a wspólnota informacyjna oraz społeczna rozpadają się.

Wraz z powyżej zrysowanymi problemami podąża sektoryzacja i defragmentacja społeczeństwa oraz partii politycznych. W Partii Demokratycznej mamy lewicującą grupę progresywną, w Partii Republikańskiej – Tea Party. Wspierają one dodatkowo polityczne tendencje odśrodkowe, znacznie utrudniając porozumienie w duchu dwupartyjności. Są one jednocześnie wyrazem zmian społecznych – progresywni reprezentują ludność dyskryminowaną i uciskane warstwy imigrantów i ubogich obywateli, a Tea Party – tych z pasa biblijnego.

Zobacz także: Amerykańskie wybory w cieniu pandemii. Wirus obnaża skalę wykluczenia w USA

Nieunikniona powtórka z historii?

Z jednej strony rozpędzony żywioł społeczny, z drugiej establishment wzajemnie się nakręcają, pędząc w przeciwnych kierunkach. Wstrząs jakim jest kryzys COVID-19 i jego następstwa tylko dolewają oliwy do ognia. A w listopadzie czekają Amerykanów wybory prezydenckie.

Warto przypomnieć, że już w przypadku wygranej Baracka Obamy pojawiały się głosy, że milicje z południa zbrojnie wystąpią przeciwko rządowi federalnemu. Mimo to Obama został wybrany i to z dużą przewagą. Wyobraźmy sobie jednak, co by się stało, gdyby obecny kandydat demokratów, czyli Joe Biden, został wybrany niewielką przewagą głosów imigrantów i niebiałych obywateli USA. To gotowy przepis na narrację o „ciosie w plecy” i o tym, jak „prawdziwi” (czytaj: biali) Amerykanie pozbawiani są władzy w swoim własnym kraju wskutek machlojek politycznych.

Można by się pocieszać, że przecież polityczne wykorzystywanie konfliktów społecznych, zwłaszcza tych ostrych, to nic nowego. I jest to prawda. Podobnie jak to, że rozgrywanie tych konfliktów niejednokrotnie wyślizguje się politykom z rąk i prowadzi do tragedii. Przypomina się historia z prezydentem Konfederacji Jeffersonem Davisem. Wprawdzie nie chciał on wojny, to jednak w pewnym momencie nie był w stanie powstrzymać biegu wydarzeń, który przyniósł morze ofiar po obu stronach skonfliktowanej Ameryki.

Pytanie pozostaje, czy rozlewające się coraz szerzej zamieszki spowodowane śmiercią czarnoskórego George’a Floyda, który zginął podczas brutalnej interwencji białego policjanta, to tylko kolejny epizod? Czy też może polityka podgrzewania konfliktów prowadzona głównie przez republikanów, a symbolizowana dziś przed Trumpa, doprowadziła do punktu, z którego nie ma odwrotu?

Zobacz także: USA wracają do gry. Polskie firmy IT na tym skorzystają

Karol Chwedczuk-Szulc – doktor nauk politycznych, adiunkt w Instytucie Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego

[1] B. Kalesan et al., “Gun ownership and social gun culture”, London 2016.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPlace zabaw ponownie otwarte
Następny artykułFrench Open. Nadal: zagram, jeśli będą optymalne środki bezpieczeństwa