A A+ A++

Człowiek ów, obojętny na złoto egipskich piasków, nieczuły na wdzięki hotelowych basenów, pakuje plecak, najmniejszy, jaki posiada, nadrabia zaległości z kosmetyki łańcucha i, przepuściwszy zaskórniaki w Księgarni Podróżnika, zasiada.Zasiadłszy, mierzy siły na zamiary. Zwyczajem kanapowca chce obejrzeć wszystko. Ma być travel channel, eurosport i discovery historia. A, jeszcze animal planet, jeśli łaska. Ze zmiksowania kanałów wychodzi mu istny czeski film. I to jest jakiś pomysł.     PomysłPlan był nieskomplikowany: na rowery wsiadamy pod domem, w Legnicy, stąd wyruszamy na południe. Przez Góry Kaczawskie, Rudawy Janowickie i skraj Gór Kamiennych. Przekroczywszy granicę, udajemy się w Adrszpaskie Skały, przejeżdżamy grzbietem Gór Orlickich, docieramy do Jesioników. Stamtąd skręcamy na południowy zachód, aż do Slavonic. Następnie rozległe pasmo Szumawa, praktycznie w całej rozciągłości. Opuszczając Szumawę, kierujemy się na północ, do Karlowarskiego kraju, z obowiązkowym przystankiem w Karlowych Warach. Później – na północnych krańcach Czech – Szwajcaria Czeska. Z Czeskiej Szwajcarii przez Izery i Karkonosze (Przełęcz Okraj) wracamy do Polski. Z Okraju Rudawami Janowickimi i Kaczawami jedziemy do Legnicy.Wyprawa z założenia minimalistyczna, wyruszamy z dwoma małymi plecakami (18-oraz 20-litrowym, od lat wolimy małe plecaki od sakw, zwłaszcza w górach), noclegi planujemy “przy trasie”, w schroniskach, agroturystykach, hostelach, gdzie tylko gospodarze pozwolą zanocować z rowerem (Czesi są przecież przychylni rowerzystom).
Na przejazd wokół Czech przeznaczyliśmy 21-23 dni, w tym 2-3 dni odpoczynku. Zasiedliśmy na kanapach górali na 26-calowych kołach, choć była pokusa, by kręcić mniej uterenowionym sprzętem, może nawet szosówkami. Prognozy nie obiecywały jednak dobrej pogody na sierpień, a w programie mieliśmy też przejazdy po szutrach, leśnych duktach czy bruku. Jak miało się okazać, nie pożałowaliśmy odrobinę zachowawczego doboru rowerów. 
Dzień pierwszy. Legnica – Stara Kraśnica (5 sierpnia, 43 km)„Leje. Jutro Rio” – to jedyny zapis w notatkach z pierwszego dnia wycieczki. Grand Départ się nam nie udał. Lało niemal od rana. Z zamierzonego etapu do Miszkowic nad Jeziorem Bukowskim (89 km) została niespełna połowa. Przyjemna interwałowa trasa przez Stanisławów (około 6 km podjazdu z Sichowa, ze 195 m n.p.m. na 440 m, w samym Stanisławowie naprawdę stromego), Pomocne, Muchów, Wojcieszów, Kaczorów, Ciechanowice i Rędziny (z podjazdem z Wieściszowic na Przełęcz Rędzińską o wysokości 802 m n.p.m., liczącym nieco ponad 3 km, z przewyższeniem 319 m, średnim nachyleniem 10%, maksymalnym na 1 km – 13,3%, a na 100 m – 15,3%; koniec litanii) stała się areną „jazdy między kropelkami”. To dość rozpaczliwa konkurencja. Przemoczeni daliśmy za wygraną w Starej Kraśnicy przed Wojcieszowem, gdzie udało się znaleźć przedwczesny i nieplanowany nocleg (niskie ukłony zechcą przyjąć troskliwi Gospodarze agroturystyki Agat).Dzień drugi. Stara Kraśnica – Miszkowice (6 sierpnia, 46 km)Przyjemność niedoszłego piątkowego noclegu nad Bukówką powetowaliśmy sobie w sobotę. Podobnie jak frajdę podjazdu pod Przełęcz Rędzińską, której co prawda… niemal nie widzieliśmy w zalegających nisko chmurach. Widoczność nieco się poprawiła dopiero na samej górze. Zjazd z przełęczy przez Pisarzowice jest szybki, kręty i techniczny.Po przecięciu Rudaw Janowickich zjechaliśmy do Bramy Lubawskiej. Ciemnawe obłoki są tu zjawiskiem nader częstym, by nie powiedzieć – zwyczajnym.       Będąc w Miszkowicach, żal nie skorzystać z okazji do spaceru wokół jeziora. Przełęcz: animal planet!      A popołudniu… Rio! Wyścig ze startu wspólnego elity i brąz Rafała Majki! Zgodnie orzekliśmy, że żadna presja już na nas nie ciąży. Nie musimy się spinać, mamy medal!Dzień trzeci. Miszkowice – Náchod (7 sierpnia, 85 km)Z Miszkowic do Lubawki można dojechać krótszą drogą – nr 369 – wiodącą z Rozdroża Kowarskiego. My wybraliśmy się przez Błażkową, objeżdżając od północnej strony Zadzierną (widać ją na zdjęciu Jez. Bukowskiego). Podążając w kierunku Mieroszowa, najlepiej zjechać w kameralną uliczkę Celną. Z ulicy Szymrychowskiej, którą wyjeżdżamy z Lubawki, widać rozległą panoramę Karkonoszy. U wylotu z miasteczka warto wypatrywać skoczni narciarskiej „Krucza Skała” zmodernizowanej niedawno, w 2016 r. (obiekt powstał w1924, ma punkt konstrukcyjny 95 m). Kolejne atrakcje czekają na nas w Chełmsku Śląskim. Znajdują się tu Domki Tkaczy, zwane „Dwunastoma Apostołami”, postawione na początku XVIII w. dla rzemieślników sprowadzonych przez zakon cystersów. Do dziś zachowało się jedenaście domków, dwunasty – „Judasz” – nie przetrwał.Na obrzeżach Mieroszowa skręcamy w ulicę Kwiatową, która doprowadzi nas do granicy polsko-czeskiej w Zdoňovie. Wąską, krętą smugą asfaltu zjeżdżamy do Adršpachu.      Już z daleka widoczne Adrszpaskie Skały robią duże wrażenie. W głębi miejscowości, w stronę wyjazdu na Chvaleč, można obejrzeć zamek z końca XVI wieku. Stamtąd drogą przez Teplice n. Metują i Lachov udajemy się do Polic n. Metują, skąd po dziewięciokilometrowym łagodnym zjeździe dość ruchliwą trasą nr 303 docieramy do Hronova. Z Hronova do Náchodu wiedzie ta sama droga, ale lepiej wybrać widokowy wariant przejazdu – górą przez Pavlišov. Dobrej jakości asfalt (idealny na szosę), panoramy Gór Stołowych, Bystrzyckich i – przed Náchodem – Orlickich, a nade wszystko niezliczone bunkry z lat 30. ubiegłego wieku (discovery historia –podobno w całych Czechach jest ich około 10 tysięcy!) czynią to miejsce arcyciekawym dla turysty.       Należałoby dodać jeszcze wieżę widokową na Signálu, usytuowaną przy czerwonym szlaku pieszym na wysokości 496 m n.p.m., dostępną dla rowerzysty – dojazd do niej wyasfaltowano. Wieża liczy 29 m, a najwyższy podest widokowy ma zaledwie 4 m mniej.Kto nie potrzebuje luksusowego noclegu – w pokoju z łazienką, telewizją i internetem – powinien wybrać kempingNáchodBěloves. Za 440 koron korzysta się z domku dla dwóch osób z pościelą, prysznica i kuchni (w osobnych budynkach). Gospodarze są wyjątkowo życzliwi, aż chce się do nich wracać.      Rowerzyści poszukujący alternatywnej kwatery mogą mieć problem. W pensjonatach i małych hotelikach, których w mieście nie za wiele, zapewne znajdą się wolne miejsca, ale z reguły bez możliwości przechowania roweru. Jeśli trafimy na kwaterę przyjazną rowerzyście, nie liczmy na nocleg na jedną dobę (przynajmniej w sezonie).(czytaj dalej)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFilmowe sceny, w których nie wykorzystano komputerowych efektów, a my nawet się nie zorientowaliśmy!
Następny artykułNie ma komu świeczki zapalić