Pana Franciszka spotkało szczęście w nieszczęściu. Gdy zasłabł na klatce schodowej, na pomoc ruszył mu sąsiad – strażak z mysłowickiej komendy Państwowej Straży Pożarnej. Gdyby nie błyskawiczna pomoc, starszy mężczyzna mógłby nie przeżyć.
Był koniec stycznia. Piątkowy poranek. Jarogniew Krupiński spał w swoim mieszkaniu po nocnym dyżurze w pogotowiu ratunkowym, bo oprócz tego, że jest strażakiem, jest również ratownikiem medycznym w pogotowiu ratunkowym. Nagle do drzwi zaczęły dobijać się koleżanki jego córki, czekające na dziewczynkę przed blokiem. Krzyczały, że na klatce schodowej przewrócił się mężczyzna.
Pan Jarogniew wybiegł z mieszkania i zobaczył leżącego nieprzytomnego sąsiada z rozciętą głową. Potem okazało się, że mężczyzna szedł do ogródka i na korytarzu nagle zasłabł i przewrócił się. Kiedy starszy pan się ocknął, strażak zabrał go do swojego mieszkania, żeby zrobić opatrunek i wezwać pogotowie.
– Poszedłem do kuchni po apteczkę, żona została z nim w pokoju, nagle zaczęła wołać „Gniewko szybko, szybko!” – opowiada Jarogniew Krupiński. Mężczyzna znów stracił przytomność. – Położyłem go na ziemię, patrzę – gasping, tak zwane rybie oddechy. Nieprzytomny, zatrzymał się. Sprawdzam tętno na szyjnej – nie ma, na pachwinowej – nie ma. Rozebrałem go szybko i zacząłem uciskać klatkę piersiową – relacjonuje pan Jarogniew.
Mężczyzna wezwał karetkę pogotowia, gdy rozmawiał z dyspozytorem, reanimację prowadziła jego żona. Po około 10 minutach przyjechali ratownicy medyczni i dalej reanimowali pana Franciszka. Musieli użyć defibrylatora. – Pracowaliśmy tak jakbyśmy byli w zespole trzyosobowym. Każdy wiedział co ma robić, ja przygotowywałem worek ambu, Jola robiła wkłucie, Tomek podłączał elektrody. Wyrównał się, zaczął otwierać oczy, próbować mówić do nas, złapaliśmy kontakt – relacjonuje Jarogniew Krupiński.
Gdy starszy pan wrócił do życia, ratownicy wezwali drugą karetkę z lekarzem, która zawiozła go do szpitala w Ochojcu. Później okazało się, że w nocy pan Franciszek przeszedł zawał serca. Gdy rano wyszedł z domu, serce się zatrzymało i upadł przed drzwiami. Na szczęście pomoc nadeszła błyskawicznie.
Pan Franciszek po półtoratygodniowym pobycie w szpitalu wrócił już do domu i pod opieką żony i córki dochodzi do siebie. Małżonkowie mówią o szczęściu w nieszczęściu i są wdzięczni za uratowanie życia. – Jakbym był poszedł do tego ogródka co by było? Leżałbym nie wiadomo dokąd. Tyle tylko wiem, że rąbnąłem mocno o schody. I już było po ptokach – mówi uratowany sąsiad.
Jarogniew Krupiński jako strażak i ratownik medyczny na co dzień ratuje ludzkie życie, ale poza pracą taka sytuacja przydarzyła mu się pierwszy raz. Do tej pory opowiada o tym z dużymi emocjami. – Nikomu nie życzę tego co w pierwszych sekundach przeżyłem z żoną. W czasie pracy na karetce zdarzały się takie sytuacje, że przy nas człowiek się zatrzymuje, ale w pracy mam całe zaplecze. Mam zestaw leków, sprzętu do udrażniania dróg oddechowych, defibrylator – tłumaczy.
Po tym zdarzeniu strażak chce zainteresować prezydenta miasta i radnych problemem dostępu do defibrylatorów. – Można by było umieścić na osiedlach defibrylatory AED, są wszelakie programy, z których można skorzystać. W takim momencie nawet takie dziewczynki, gdyby wiedziały, że dwa bloki obok jest defibrylator, mogłyby pobiec po niego, podłączyć, defibrylator wszystko mówi co trzeba robić – krok po kroku. I mogłyby uratować człowieka. Gdybym miał na miejscu taki defibrylator AED, użyłbym go natychmiast. Natychmiast bym wiedział co się dzieje z sercem, bo defibrylator sam rozpoznaje czy jest rytm do defibrylacji czy nie. To jest naprawdę wspaniałe, mądre i bezpieczne urządzenie – tłumaczy Jarogniew Krupiński.
Jarogniew Krupiński, oprócz tego, że jest strażakiem i ratownikiem medycznym, jest także częstym gościem na pokazach i prelekcjach dla dzieci i młodzieży, gdzie uczy najmłodszych udzielania pierwszej pomocy. Jest również żywym dowodem na to, że taka wiedza i umiejętności mogą uratować życie drugiego człowieka. Pomagajmy innym i nie zapominajmy, że kiedyś my sami możemy potrzebować takiej pomocy, a znieczulica może prowadzić do tragedii.
– Jak widzisz leżącego człowieka – podejdź, zapytaj, krzyknij do niego, może potrzebuje pomocy. Nawet jak jest pijany, bo pijany też może potrzebować pomocy – może być nieprzytomny, może zachłysnąć się własnymi wymiocinami, albo się udusić, bo zapadnie mu się język. Każdy człowiek zasługuje na pomoc – mówi Jarogniew Krupiński.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS