A A+ A++
Członek Tyskich Sinic reprezentuje Tychy na wielu imprezach sportowych i rekreacyjnych. Fot. KP

Stanisław Mróz jest członkiem klubu morsów Tyskie Sinice, poza tym regularnie bierze udział w zawodach pływackich w zimnej wodzie (ok. 2 stopni Celsjusza) czy też w zimowych wycieczkach górskich, podczas których szczyty zdobywa się w… samych spodenkach. Niedawno wystartował w Gdynia Winter Swimming Cup. Obcowanie ze sportem i zimnem traktuje jako fizjoterapię, bo jako dziecko miał wypadek, który wpłynął na całe jego życie.

– Gdy byłem 10-letnim chłopcem potrącił mnie samochód z prędkością 80 km/h. Przez dwa tygodnie byłem nieprzytomny. Lekarze dawali mi zaledwie 3% szans na przeżycie, miałem rozległy uraz głowy. Obudziłem się w zupełnie innym ciele. Miałem prawostronny niedowład, nie potrafiłem chodzić, nie potrafiłem mówić, utraciłem pamięć, nawet mamy nie poznawałem. Nie chciałem być w tym szpitalu. Wcześniej byłem bardzo żywiołowym chłopcem, uwielbiałem sport, a zwłaszcza piłkę nożną – opowiada.

Stanisław Mróz opowiada o tamtych wydarzeniach jak o czasie już dawno minionym. Miłość do sportu pozwoliła mu dosłownie stanąć na nogi. – Chciałem chodzić, chciałem się bawić, chciałem normalnie żyć – podkreśla. Po pięciu latach rehabilitacji, jako 15-latek, postanowił zostać wojownikiem capoeira. Wciąż zmagając się z trudnościami, zaczął regularnie trenować sztukę walki, która wymaga nie tylko doskonałej kondycji, ale równie świetnej zręczności. – Początki były ekstremalnie trudne, ale moja mama była, i dalej jest, dla mnie ogromnym wsparciem. Ciało stawiało ogromny opór, ale ja z tym oporem walczyłem już od lat. Ćwiczenia capoeira to jednak nie rehabilitacja, to szalenie wymagająca sztuka walki, gdzie potrzebna jest koordynacja całego ciała na wyjątkowo wysokim poziomie. Po 12 latach ciężkiego treningu doszedłem do 5. poziomu, dwa wyżej i zdobyłbym uprawnienia instruktorskie, ale…

Tutaj rozmówcy głos się lekko załamuje… – 6 lat temu usłyszałem diagnozę, że mam wytarte biodro czyli martwicę kości biodrowej i czeka mnie operacja. Zadzwoniło mi wtedy w uszach. Poczułem ogromny ciężar, który mnie przygniatał od środka. Dwa lata czekałem na operację i zmagałem się z okropnym bólem fizycznym i psychicznym. To było mocne. Na tyle, że potrzebowałem znieczulenia. To znalazłem w alkoholu i lekach przeciwbólowych. Tak mi minęły cztery lata, depresja to straszna choroba. To był dla mnie bardzo mroczny okres. Udało mi się wyjść z nałogu, w czym ogromną zasługę ma moja mama i ludzie, do których zwróciłem się po pomoc. Niestety, po operacji nie mogłem już wrócić do mobilności sprzed. Dziś sam wyciągam ludzi z nałogów jako wolontariusz, jeżdżę na spotkania i dzielę się swoimi przeżyciami. Jestem przekonany, że każdy może sobie poradzić, tak jak ja sobie poradziłem. Dalej też uprawiam sport, zainteresował się mną jeden pływacki klub, z którym rozpocząłem współpracę. Biorę też udział w pływackich zawodach zimowych. Dla mnie pokonanie założonego dystansu już jest zwycięstwem. Na swoim koncie mam sto metrów na Grand Prix Polski Lodowa Skała (2,7 temp wody i 0,7 powietrza). Zająłem wówczas drugie miejsce – dodaje Stanisław Mróz.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJan Wyrowiński: Zielone Wrzosy w Toruniu, czyli jak marnuje się kapitał społeczny
Następny artykułDlaczego włączamy tryb samolotowy? Wielu pasażerów robi to odruchowo