Można by pomyśleć, że to sen wariata. Jednak nie, to się dzieje naprawdę. Parlament Europejski zorganizował debatę, a w jej wyniku przyjął rezolucję dot. nowego prawa chroniącego życie uchwalonego niedawno w Teksasie. Nieważne, że dokument ten nie ma kompletnie żadnego znaczenia ani wpływu na rzeczywistość. Ważne, że jest kolejną okazją do ideologicznej ofensywy najbardziej zajadłych aborcjonistów.
Eurodeputowani nie tylko “solidaryzują się z kobietami Teksasu i osobami zaangażowanymi w świadczenie zabiegów i wspieranie dostępu do nich w tak trudnych okolicznościach oraz udziela im poparcia”. Przyznają sobie także prawo do wzywania władz stanowych Teksasu do… uchylenia przyjętych przepisów. Tak, PE chce wpływać na prawo stanowione w Stanach Zjednoczonych. Na prawo, które nie dotyczy obywateli krajów UE. My jako Polska przywykliśmy już do coraz bardziej śmiałych kroków (niektórzy posuwają się przecież do gróźb “finansowego zagłodzenia”), mających doprowadzić do kształtowania prawa na modłę unijnych decydentów. Jednak dla mieszkańców Teksasu musi to być nie lada zaskoczenie.
Oczywiście, zdarza się, że unijne instytucje krytykują kraje nienależące do Wspólnoty. Przykład pierwszy z brzegu: rezolucja wyrażająca solidarność m.in. z Polską, Litwą i Łotwą w kontekście kryzysu migracyjnego wywołanego i podsycanego przez Białoruś. Jednak w przypadku teksańskich przepisów chroniących ludzkie życie ktoś uznał po prostu, że trzeba się wypowiedzieć. “Unia musi, inaczej się udusi”. Czymś w końcu trzeba się zająć, aby uzasadnić potrzebę własnego funkcjonowania, prawda? Absurd goni absurd i coraz więcej osób zauważa, jak głupie są kolejne pomysły europarlamentarzystów. Jak bezproduktywnie marnują swój czas i nasze pieniądze.
Unio, musisz
Gdyby jednak chodziło tylko o wykazanie się jakąkolwiek aktywnością usprawiedliwiającą utrzymywanie ogromnej, biurokratycznej machiny. Parlament Europejski w oczach jego lewicowej części jest instytucją niosącą kaganek oświaty wioskowym, nieoświeconym głupkom. Jest postrzegany jako zbawca uciśnionych i wyzwoliciel z okowów ciasnych, konserwatywnych guseł. Najgorsze, co może być to trwałe małżeństwo kobiety i mężczyzny, z licznym potomstwem (a fe!), w sosie chrześcijańskiej wizji praw człowieka i jego godności. Najbardziej postępowi eurodeputowani, a wśród nich porzoduje “nasza zielona” Sylwia Spurek, chcą wykreować nowego człowieka. Jednostkę wyrwaną z wielkiej cywilizacji zachodnioeuropejskiej, której można wcisnąć każdy kit (zarówno ten ideowy, jak i marketingowy) i wmówić poczucie winy za wydarzenia, na które nie ma wpływu (bycie białym, heteroseksualnym mężczyzną jest przecież wystarczającym powodem do bycia oskarżonym o całe zło tego świata).
Aborcja dawno już przestała być bezwględnym złem i przerwaniem życia niewinnej istoty. Nie jest już też dramatycznym wyborem, podjętym w moralnej rozterce. Aborcja jest teraz w dominującej narracji fajną aktywnością, która obok jogi i matchy do śniadania, stanowi nieodłączny element stylu życia nowoczesnych Europejek. Aborcję przyozdobiono w cekiny i brokat. Ustanowiono Dzień Bezpiecznej Aborcji. Aborcja jest prawem człowieka, dużo ważniejszym niż prawo do życia.
Gorzki śmiech, prawdziwe problemy
O ile jest się Teksańczykiem, można się tylko roześmiać i wzruszyć ramionami (jeśli w ogóle wieści z Brukseli dotrą aż tam). Whatever. Gorzej, kiedy mieszkasz nad Wisłą lub nad Dunajem i antywartości są ci wciskane bez pytania. Są dwie drogi – podporządkować się widzimisię unijnej większości albo robić swoje i planując bilans zysków i strat wynikających z niezależności, wliczać w niego kolejne procesy, blokowanie środków i procedury naruszeniowe.
Unii Europejskiej wydaje się, że jest coraz bardziej wszechwładna. Ma rację. Obecnie decyzje garstki osób znacznie silniej wpływają na nasze życie niż kilka lat temu. Kiedyś symbolem unijnej interwencji była kontrola krzywości banana. Dziś jest to decydowanie, kto ma prawo żyć.
Czytaj też:
Najgorszy moment Tuska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS