A A+ A++

Nastia Podorożna to aktywistka i wolontariuszka, założycielka sieci pomocowej “Martynka” – organizacji pomagającej imigrantkom dotkniętym przemocą. Do Polski przeprowadziła się na studia z Kijowa w 2014 roku. Swoją historię opowiedziała Pawłowi Sulikowi w audycji “Los Polandos” w TOK FM.


Zobacz wideo

– Dopiero w Polsce dowiedziałam się, że jestem ze wschodu. Absolutnie nigdy wcześniej nie miałam takiej świadomości – mówiła. Jak dodała, nie zdawała sobie również sprawy, z jakim zestawem stereotypów to się łączy. – Uważam, że to, jak dużo jest przypadków przemocy, wiąże się z tymi stereotypami. Że są to kobiety, które się łatwiej zgadzają, które nie mówią “nie”, dobrze gotują i są dobrym materiałem na żonę. I mają być ładne – opisywała Podorożna. 

Aktywistka podkreśliła, że jest to taki “przyjazny rasizm”. – Kiedy mówią ci pozornie przyjemne rzeczy np., że jesteś ładna, to później się okazuje, że te komplementy mają swoją cenę, że musisz się zgadzać na jakieś rzeczy. Masz być zawsze miła i się uśmiechać. I wiele moich znajomych kobiet z Ukrainy mówiło, że to uczucie przyjaznej ksenofobii jest im znane – relacjonowała. 

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Ukrainka zaatakowana w centrum Krakowa. “Nie wierzę, że nikt nie słyszał mojego krzyku”

Podorożna opowiadała, że do stworzenia pomocowej sieci dla kobiet skłoniło ją m.in. własne doświadczenie. Pięć lat temu sama doświadczyła przemocy, kiedy zaatakował ją w nocy mężczyzna i chciał zgwałcić. Została wówczas lekceważąco potraktowana przez policję. – Żartowali sobie, że Ukrainiec znalazł Ukrainkę, bo akurat do takiego ataku doszło. Nie byłam traktowana poważnie. Bardzo mnie straumatyzował nie tylko atak, ale też przejście przez ten cały system, który miał mnie rzekomo chronić – wspominała.

Dodała, że w sądzie była pytana o oceny na studiach, o to jak była ubrana. Jak wskazała, problemem jest też często bariera językowa i złe tłumaczenie. – Znalazłam się w okrutnej wobec mnie sytuacji, kiedy obecna na sali tłumaczka źle tłumaczyła moje słowa dla oskarżonego. Np. zamiast przetłumaczyć, że sprawca dotykał mojej twarzy, powiedziała, że nazwałam go zwierzem, bo jej się pomyliło. I w pewnym momencie poczułam odpowiedzialność. I zaczęłam jej pomagać w tamtej sytuacji – opowiadała.

Wolontariuszka przyznała, że także niedawny brutalny gwałt na 25-letniej Białorusince Lizie w centrum Warszawy przypomniał jej tę własną traumatyczną historię. – Przypomniało mi się, jak ja krzyczałam o wpół do pierwszej w nocy w miejscu położonym 10 minut od Rynku Głównego w Krakowie. I też jakoś nikt się nie pojawił. Mój krzyk był taki, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie słyszałam. Myślę, że pierwszy i ostatni raz w życiu wydałam z siebie taki zwierzęcy dźwięk. On nie był podobny do mojego głosu nawet. Nie wierzę, że nikt tego nie słyszał. Nie wierzę, żeby to było podobne do jakiejś zabawy. A nikt się nie znalazł do pomocy – ubolewała gościni TOK FM.

– Nie wiem, czy jest to coś charakterystycznego dla polskiego społeczeństwa. Niestety, według moich obserwacji, żyjemy w kulturze przesiąkniętej przemocą, gdzie przemoc jest znormalizowana – podsumowała gorzko Nastia Podorożna.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWisła Kraków. Prezes Jarosław Królewski: Mamy piękny moment, ale on nie może nas uśpić
Następny artykułBędzie się działo w Krasnymstawie. W niedzielę nie tylko Majówka z Karpiem