A A+ A++

Na początku przychodziło kilkadziesiąt, może 100 osób. Odczytywali historie ofiar w Ukrainie, dane z wojny, apele do władz Rosji, do Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, skandowali przez mikrofon różne hasła: „Won z Ukrainy! Okupanci! Mordercy”.

Namawiali pracowników ambasady, którzy w tym apartamentowcu mieszkają, a pracują w sąsiednim budynku ambasady: „Jeśli macie cokolwiek w głowach, zrezygnujcie z tej pracy!”.

Gdy demonstrujący zdarli gardła, postawili na muzykę z głośnika. Na playliście ze Spotify mają piosenki ukraińskie, rosyjskie, angielskie, byle związane z pokojem. Znalazły się też polskie „Plamy na słońcu” Kazika czy eurowizyjna „Stefanija”.

Sąsiedzi? Jest głośno, nawet bardzo, ale sąsiedzi z bloku naprzeciwko nie mają z tym problemu. Wychylają się z okna, wychodzą z klatki, pokazując kciuki, uśmiechają się, motywują: „Dacie radę, ludzie”. Uczestnicy protestu żartują, że mieszkańcy mogą sobie wybrać piosenki, jakich chcieliby posłuchać.

Protest Ukraińców, Rosjan i Finów w Helsinkach


Protest Ukraińców, Rosjan i Finów w Helsinkach

Fot.: Agnieszka Żądło

Przed ambasadą Rosji w Helsinkach

Uczestnicy spotykają się codziennie między godziną 18 a 20. Celowo protestują nie przed ambasadą, a przed mieszkaniami pracowników, żeby utrudnić im codzienne życie, zmusić do refleksji, kiedy idą na spacer, na zakupy, kiedy oglądają telewizję, czytają książki, odrabiają z dziećmi lekcje czy leżą wygodnie na kanapie.

Mieli tablice z napisami: „Jesteście nazistami” i „Popieramy wejście Ukrainy do Unii Europejskiej”. Kładli się na torach tramwajowych twarzą do ziemi, z rękami związanymi z tyłu. Jeden z nich założył na twarz maskę Putina i trzymał karton z napisem „Zbrodniarz wojenny”.

Raz flaga rosyjska przy ambasadzie spadła na dół, do wysokości chodnika. Aktywiści żartują, że to pod wpływem ich akcji. Teraz flaga Rosji cały czas wisi wysoko.

– I tak nie wierzę, że nasz protest to zmieni – mówi jedna z osób. – Ale mimo wszystko jestem.

– Oczywiście, że zmieni. Już zmienił. Przede wszystkim ludzi, którzy protestują. Droga, którą razem przeszliśmy od lutego, jest czymś nie do oszacowania. Wierzymy w wolność i dobro. Umiemy tego bronić pod dużą presją. Tylko wolni ludzie są w stanie to robić. To doświadczenie na całe życie – twierdzi Stanisław, ale to nie koniec jego argumentów: – Po drugie, rosyjska ambasada robi wszystko, żeby nam protest utrudnić. Chcą efektywnie pracować dla swojego rządu, jak najlepiej wywiązywać się z obowiązków. My sprawiamy, że to staje się bardziej wymagające. Jeśli codziennie wieczorem masz pod oknami ludzi, którzy krzyczą, że to, co robisz, jest złe i niemoralne, to nie sprawia ci to przyjemności. Poza tym odtwarzamy na cały regulator wideo, w którym omawiana jest obiektywna sytuacja na liniach frontu, która nie ma nic wspólnego z propagandą w rosyjskiej telewizji.

Protestujący śpiewają przyśpiewkę "Putin ch...jło"


Protestujący śpiewają przyśpiewkę “Putin ch…jło”

Fot.: Agnieszka Żądło

40.000 ofiar wojny w Ukrainie

Na początku przy płocie stał stand z liczbą zmarłych z powodu wojny w Ukrainie. Słowo „ofiar” było w czterech językach: fińskim, angielskim, ukraińskim i rosyjskim. Na standzie była umieszczona płaskorzeźba Soboru św. Włodzimierza w Kijowie i nazwy miast, które najbardziej ucierpiały w trakcie rosyjskiej inwazji. Ktoś, pewnie na zlecenie ambasady, usunął instalację. Podobnie było z zapisanym na ulicy czerwoną farbą hasłem „#stopwar”. Kwiaty, znicze też znikają.

Aktywiści się nie poddają. Szukają nowych środków. Zrobili dwa plakaty w miejsce standu, ale po dwóch miesiącach i one gdzieś przepadły. Teraz codziennie zapisują liczbę ofiar kredą na chodniku. Obok dorysowany jest prawosławny krzyż. Kiedy ich odwiedzam przy ulicy Tehtaankatu 30 maja, na chodniku widzę „40.000”. Codziennie liczba ofiar się zwiększa, rośnie grono zabitych cywili i żołnierzy w Ukrainie, a oni to dokumentują.

Z daleka słychać „Czerwoną kalinę” w wersji dance. Przed ambasadą stoi grupka protestujących. Zostali najwytrwalsi, wśród nich trójka Rosjan, reprezentanci kilkudziesięciotysięcznej mniejszości rosyjskiej w Finlandii.

Porządku pilnuje fińska policja. Nie interweniuje, nie ma potrzeby. Zasada protestu jest prosta: żadnej fizycznej agresji, choć wyzwiska są dopuszczalne.

Biało-niebiesko-biała flaga Rosji

– Robimy to nie dla tych, co są przeciwko wojnie, ale dla dyskomfortu pracowników ambasady. Udają, że nas nie widzą, choć oczywiście widzą – mówi 25-letnia Ira.

Urodziła się w Sankt Petersburgu i przyjechała do Finlandii na studia. Jest absolwentką politechniki w Helsinkach, inżynierką z zakresu budownictwa dróg i mostów. Do wojny zupełnie nie interesowała się polityką. Machała ręką, gdy ktoś jej mówił, że szykują się złe czasy, że będzie wojna, że Rosja napadnie na Ukrainę bardziej niż po 2014. W lutym 2022 Putin przekroczył granice jej obojętności.

Jej rodzice, którzy wciąż mieszkają w Sankt Petersburgu, powtarzają: – To musiało się wydarzyć. – Nie uważasz, że tak było lepiej?

– Nie, nie ma nic gorszego niż wojna – tłumaczy im. Ale nie słuchają. – Są w transie, jak w sekcie – mówi Ira. Cieszy się, że chociaż brat, który został w mieście, myśli normalnie. Załatwił sobie papiery, żeby nie iść do armii. Ma takie same poglądy jak Ira.

– Tęsknię za moim krajem, jaki znam z dzieciństwa. Tęsknię za moimi rodzicami, tymi sprzed wojny. Z tymi aktualnymi nie mam ochoty rozmawiać – przyznaje.

Ira ma na sobie biało-niebieską-białą flagę. – Jestem Rosjanką, nie wyrzekam się tego. Ta flaga bez czerwonego koloru to symbol niezależnej, myślącej Rosji, takiej, w której nie ma krwi i przemocy. Jestem częścią mniejszości rosyjskiej, która nie popiera wojny. Chcę, żeby ci pracownicy ambasady mnie widzieli, obywatelkę ich kraju.

Ira Gladkikh


Ira Gladkikh

Fot.: Agnieszka Żądło

„Ruska mentalność” według Walentina

W proteście bierze udział Walentin Kriulkov, ale on nie ma na sobie rosyjskiej flagi, tylko ukraińską. Ma 32 lata, przyjechał do Finlandii za żoną, która studiowała język fiński w Turku. Jest logistykiem w firmie spedycyjnej. Wyjechał z Sankt Petersburga w 2014 roku. Podkreśla, że to wtedy zaczęła się wojna.

Wcześniej uczestniczył we wszystkich demonstracjach, które odbywały się w jego mieście. – To było gówno warte. Nie zmieniało myślenia Rosjan, skoro Putin panoszył się coraz bardziej – puentuje. Pytam go, czy ludzie ze strachu boją się protestować. Opozycjonistom grożą przecież areszty, a czasem tortury lub śmierć. – To nie jest tak, że główny powód tego, że mało ludzi wychodzi na ulice w Rosji, to strach. Nie! Chodzi o obojętność, przyzwyczajenie do tego, jak jest. I to od wieków tak samo. Ruska mentalność – przyznaje. Czy ma receptę na zmianę tej mentalności?

– Imperium musi upaść, rozpaść się na kawałki. Muszą powstać mniejsze republiki. Rosjanie muszą pozbyć się manii wielkości, tego przekonania, że urodzili się zwycięzcami – tak uważa. – Bo zabicie Putina, jak myślą niektórzy, nic nie da. W takim społeczeństwie jak rosyjskie szybko pojawi się nowy Putin z FSB.

– Nie chcę mieć nic wspólnego z Rosją ani z jej mieszkańcami, którzy nie chcą żadnej zmiany w Rosji. Płacą łapówki, żyją w kłamstwie, w propagandzie, niczym się nie przejmują poza czubkiem własnego nosa. Takie jest rosyjskie społeczeństwo. Niestety. I to jest ich wina, że tak to wszystko wygląda.

Pytam go, czy to nie jest też jego wina, skoro wyjechał. Odpowiada mi tym samym co wcześniej: – Nie chcę mieć nic wspólnego z Rosją.

Walentyn Kriulkow (z lewej) i Stanisław Horzow (z prawej)


Walentyn Kriulkow (z lewej) i Stanisław Horzow (z prawej)

Fot.: Agnieszka Żądło

„Putin ch…jło”

Z apartamentowca ambasady Rosji wychodzi mężczyzna ze śmieciami. Popala papierosa, patrzy hardo w stronę demonstrujących, idzie w stronę śmietnika przy płocie. Stanisław i kompani pokazują mu środkowy palec. Krzyczą: – Morderca! Won z Ukrainy! Na ch… z wami! Jesteście odpowiedzialni za to, co się dzieje!

Boczną furtką wychodzi rodzina z dziećmi. Te same hasła. – Bandyci, wynoście się z Ukrainy! Okupanci, paszli! Jeb… mordercy! Zostawcie w spokoju ten kraj!

Przez bramę przejeżdża czarne bmw, krzyczą po rosyjsku: „Mordercy, wyp…!”, pokazują „fucka”.

– Mordercy, swołocz! Na chuj paszoł! Kadyrow jebany pastuch! – krzyczy Walentin przy kolejnym samochodzie.

– Najłatwiej jest się za wysokim płotem się schować! – dokrzykuje jego kolega.

Walentin mówi, że i tak najlepsze akcje robią Polacy. – To, co zrobiliście ambasadorowi Rosji na cmentarzu w Warszawie… O, to było coś! – jej koledzy kiwają głowami. – To było coś! Najlepsze!

Nie tłumaczę mu, że akurat za ten happening odpowiadała ukraińska aktywistka. Nie wiem, dlaczego.

– Śpiewamy „Putin ch…jło? – rzuca nagle Walentin do pozostałych osób. I śpiewają wspólnie – Rosjanin i Stanisław, i Ira. Ta piosenka, a raczej przyśpiewka, składa się jedynie z tych dwóch słów powtarzanych do rytmicznej melodii.

„Putin ch…jło!” – krzyczą kobiety i mężczyźni, ustawieni w jednym rzędzie. O godzinie 20 wyłączają muzykę, zabierają rozrzucone na chodniku torby i rozchodzą się do domów.

Liczba ofiar w Ukrainie, płot apartamentowca dla pracowników ambasady rosyjskiej w Helsinkach


Liczba ofiar w Ukrainie, płot apartamentowca dla pracowników ambasady rosyjskiej w Helsinkach

Fot.: Agnieszka Żądło

Walentyn: „Mogę stracić wszystko”

Planują protestować do końca wojny. Jedni tylko w weekendy, inni codziennie.

– Która jest godzina? Jeśli wojna skończyłaby się dzisiaj, jutro nie byłoby protestu – przyznaje Ira. – Ale Putin to świr, więc wiemy, że jutro też będzie trzeba tutaj przyjść. Będziemy protestować do końca wojny.

– Mogłabyś napisać, że naprawdę nie rozumiemy tych liberalnych Rosjan, którzy myślą tylko o sankcjach, a nie o wojnie? Ja osobiście nie przejmuję się tym, co będzie ze mną. Mogę stracić wszystko. Cały majątek, który w Finlandii zgromadziłem – przyznaje Walentin.

Jedno pytanie nie daje mi spokoju, pewnie niezbyt przyjemne.

– Łatwiej jest protestować z najszczęśliwszego kraju świata, prawda?

– Robię, co mogę i co uważam za potrzebne – ucina temat Walentin.

– Ich społeczeństwo zostało zarażone chorobą, której nazwy jeszcze nie znamy. Jest to mieszanka faszyzmu, imperializmu i antyhumanizmu. Jest to bardzo poważny i złożony problem, który musi rozwiązać cały świat. Analogicznie: jeśli osoba jest chora na ciężką chorobę, ma dwa sposoby: umrzeć lub wyzdrowieć. Ja i moi przyjaciele w proteście pracujemy nad drugim podejściem. Udowodniliśmy, że to działa – są u nas Rosjanie, którzy protestują. Działają również w Rosji, aby sabotować machinę wojenną państwa rosyjskiego. To dopiero początek, a przed nami długa droga. Rosjanie zasługują na lepsze życie niż teraz, w cywilizowanej społeczności słowa.

Czytaj również: „Córce się podoba, że ma matkę sołdatkę”. Jak wygląda macierzyństwo na ukraińskim froncie?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRosyjscy żołnierze masowo unikają walki z Ukraińcami
Następny artykułOpalanie ryzykowne dla skóry. Postarza ją, znacznie zwiększa ryzyko czerniaka i innych nowotworów