Weekendowy, wrześniowy wieczór. Mały sklep spożywczy w śródmieściu Opola. Maksym i Wiktor odwiedzają swojego kolegę Dymitra, który pracuje tu jako sprzedawca. W trakcie rozmowy do sklepu wchodzi młoda kobieta. Kupując papierosy oburzona mówi do Dymitra, że zabiera Polakom pracę. „Zrobimy z wami porządek!” – rzuca.
Maksym i Wiktor to studiujący na opolskich uczelniach Ukraińcy, równolatkowie z rocznika 1998. Obaj od kilku lat mieszkają w Opolu i tu się poznali. Obaj z różnym powodzeniem próbują też pogodzić pracę i studia.
Maksym pracował już na kuchni w dużej sieci restauracji, na stacji benzynowej, w pizzerii, znów na stacji benzynowej, w kolejnej pizzerii i w smażalni ryb. Wiktor stał za ladą w kilku sklepach spożywczych i piekarni. Nosił też cegły na budowie. Na początku, po przyjeździe do Opola wynajmowali pokój w mieszkaniu, razem z mamą Wiktora. Ich współlokatorkami były cztery młode dziewczyny.
– Drażniło je, że rozmawiamy ze sobą po ukraińsku i obgadywały nas przed właścicielką mieszkania. Potem nie chciały już z nami mieszkać, a właścicielka kazała nam się wyprowadzić – mówi Wiktor.
Od niedawna obaj chłopcy pracują na zmianę za ladą jednego z fast foodów w centrum Opola. Pracę kończą o godzinie 22, ale potem muszą jeszcze posprzątać lokal. Dlatego na rozmowę umawiamy się dopiero przed godziną 23. Proponują modny lokal, do którego raczej nie przychodzą ludzie, którzy liczą się z każdym groszem, jak oni. – Tu jest spokojnie i można porozmawiać bez stresu. Stoliki są od siebie oddalone na tyle, że nie słychać, co mówi ktoś obok i że rozmawia w innym języku. Poza tym, większość obsługi lokalu to Ukraińcy – argumentują.
Nie rozmawiajcie ze sobą
Chłopcy zgodnie przyznają, że sytuacje podobne do tej ze sklepu spożywczego Dymitra, to dla nich codzienność: – Gdy ludzie słyszą, że rozmawiamy po ukraińsku, to zwracają nam uwagę, że przyjechaliśmy do Polski i musimy rozmawiać po Polsku. Nawet między sobą. Gdy się na to nie zgadzamy, to potrafią się na nas nawet rzucić – mówi Maksym.
Jak przekonuje, wystarczy, że wymienią między sobą tylko dwa słowa (np. że do kanapki trzeba dodać sera czy sos), by sprowokować konfliktową sytuację w lokalu. Ich wymiana zdań za ladą może skończyć się wiązanką wyzwisk. Płeć czy wiek nie mają tu znaczenia.
Czasami zdarza się, że odwiedzają ich w pracy koledzy z Ukrainy. Podczas jednej z takich sytuacji, jedząca kebaba kobieta zaczęła do nich krzyczeć, że nie chce, by w jej towarzystwie mówili po ukraińsku, bo nic nie rozumie i pewnie jest obgadywana.
– Mówiliśmy, że rozmawiamy o swoich sprawach, głównie o studiach. Nie chciała nam uwierzyć i wyszła, krzycząc, że nigdy już tu nie wróci i opisze nas na Facebooku – mówi Maksym, dodając: – Gdy ludzie słyszą nasz język, to szybko się denerwują. Pytają: „Po co tu przyjechałeś? Pracować czy gadać?”. Potem zaczynają się wyzwiska: „Pier…ny Ukraińcu! Sp…j z naszego kraju!”.
O takich zdarzeniach wie właściciel
– Powiedział jednak, że klient jest najważniejszy i jeśli mówi coś obraźliwego, jeśli padają wyzwiska, to mam nie zwracać na to uwagi, tylko go normalnie obsłużyć. Powiedział też, byśmy nie rozmawiali po ukraińsku za barem, bo ludzie tego nie akceptują – mówi Maksym.
Opowiada też, jak jeden z jego ukraińskich kolegów wracał piechotą do domu, rozmawiając równocześnie z dziewczyną przez telefon. Zanim otrzymał cios, usłyszał tylko: „Ty pier…ny Ukraińcu!”.
– W takich sytuacjach, gdy ktoś nas atakuje staramy się nie bronić, bo obawiamy się, że wyjdzie na to, że to my byliśmy sprawcami napaści i sprawa skończy się deportacją – mówi Wiktor.
Pierogi z mięsem
Maksym z Wiktorem bardzo lubią chór Filharmonii Opolskiej. Starają się też jak najczęściej wychodzić na miasto, do ludzi, do znajomych, którzy darzą ich sympatią.
– Są rzeczy ważne i nieistotne. Ci ludzie, którzy nam mówią: „Pie…ni Ukraińcy”, zapominają o tym po pięciu minutach, to czemu my mamy to rozpamiętywać. Co to zmieni? – mówi Wiktor, dodając: – Wolę pomyśleć o swojej dziewczynie, rodzicach, o przyjemnych sprawach.
Wiktor deklaruje też, że chciałby zamieszkać w Opolu na stałe, ale dopiero, gdy będzie na emeryturze.
– Spotykamy tu też dobrych, życzliwych ludzi, takich, którzy potrafią bezinteresownie pomóc. Raz, gdy pytałem o trasę na ZWM [osiedle Armii Krajowej – red.], to mężczyźni nie tylko wskazali mi drogę, ale jeszcze odprowadzili mnie pod same drzwi, mimo iż wcześniej szli w zupełnie inną stronę – mówi Maksym.
Chłopcy pytani o to, czego im brakuje w Opolu odpowiadają zgodnie – dobrego lokalu z ukraińską kuchnią.
Natrętny staruszek
Kilka dni temu dziewczyna Maksyma, która jest Polką, wyjechała do pracy do Holandii.
– Gdy dotarła na miejsce, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że bardzo dużo ludzi mówi tam po polsku. Nie widziała jednak, by komuś to przeszkadzało – mówi Maksym.
Wiktor lubi wspominać sytuację, która przydarzyła mu się, gdy jeszcze pracował w sklepie spożywczym. Jeden ze staruszków, podczas zakupów prowokował go do rozmowy o wojnie.
– Był natrętny i pytał mnie, czy mam szacunek do Polaków. Odpowiedziałem mu, że mam szacunek dla każdego człowieka, bez względu na jego narodowość. Gdy to usłyszał, pomilczał przez chwilę, a potem uścisnął mi rękę i wyszedł – wspomina Wiktor.
Ukraińcy na Opolszczyźnie
Obywatele Ukrainy od kilku lat masowo osiedlają się w Polsce. Według oficjalnych danych na początku stycznia 2017 r. opolski ZUS notował 5804 ubezpieczonych osób z tego kraju. W czerwcu 2019 roku było ich już 17 275. To wzrost aż o 198 proc. W efekcie Ukraińcy stanowią aż 88,6 proc. wszystkich obcokrajowców pracujących na terenie województwa opolskiego (łącznie 19 488 osób).
Imiona bohaterów zostały zmienione
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS