Mimo sześciu strat Rafał Serwański (z piłką) był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Niedźwiadków Chemart w spotkaniu w Rzeszowie.
To spotkanie należy rozpatrywać z dwóch perspektyw. Tu i teraz oraz szerszej, przyszłościowej. Biorąc pod uwagę tę drugą, rzec można, że nic się nie stało. Nic się nie stało, bo porażka najprawdopodobniej nie będzie miała żadnych konsekwencji. Wydaje się, że zespół z Katowic jest nie do tknięcia (i przeskoczenia) w rundzie zasadniczej, a 2. miejsce w tabeli jest raczej pewne jak w banku. Dobre, 2. miejsce. Można założyć, że gdyby raz jeszcze przemyślanom w krótkim odstępie czasu przyszło rozegrać pojedynek z Bieszczadzkimi Wilkami, takich głupstw pewnie by nie popełnili. Że to znakomity materiał do analizy, bo w fazie play-off takie spotkania z takimi rywalami będą na porządku dziennym.
Tu i teraz daje jednak sporo do myślenia. Niedźwiadki przed tym spotkaniem miały swoje problemy. Poważne problemy z kontuzjami i urazami. Nie w pełni sprawni byli: Szymon Janczak, Maciej Puchalski czy Radosław Skubiński. Ale żeby nie było to wystarczające usprawiedliwienie, dodać trzeba od razu, że i rzeszowianie nie byli gotowi na tip-top.
Wiadomo było – o czym rzeszowski obóz mówił otwarcie – że ten pojedynek będzie miał dla nich podwójne znaczenie. Że zamierzają nawet powalczyć o odrobienie strat z pierwszego meczu w Przemyślu, który w słabiuteńkim stylu przegrali 84:53. Chodziło także o prestiż, ale prawdę powiedziawszy to był temat absolutnie poboczny.
Przemyślanie doskonale o tym wiedzieli, ale dali się zaskoczyć. Nie ma co owijać w bawełnę, chcąc przeanalizować owe „tu i teraz”: pierwsze 20 minut w ich wykonaniu było fatalne. Wyglądali jak zagubione dzieci we mgle. Byli kompletnie nie do poznania. Dali się zupełnie zdominować atakującym z furią rzeszowianom. Żaden element gry nie funkcjonował nawet na poprawnym poziomie. W pierwszym spotkaniu z Bieszczadzkimi Wilkami stracili 53 punkty. Po I połowie meczu w Rzeszowie – 57. Defensywa nie istniała, choć to o gospodarzach się mówiło, że są znacznie słabsi w obronie, że w tym absolutnie fundamentalnym elemencie koszykarskiego rzemiosła nie są orłami. Faktem jest, że w trwającym sezonie stracili ponad 300 punktów więcej od Niedźwiadków, ale akuratnie w hali ROSiR im. Mieczysława Raby kompletnie nie było tego widać. To rzeszowianie postawili takie warunki w defensywie, że jedyną opcją Niedźwiadków było bezsensowne odpalanie rzutów zza linii 6,75. W zasadzie innych alternatyw nie było. Dodatkowo stłamsili przemyślan w ćwiartce otwarcia ofensywną furią. Wychodziło im wszystko. Jedynymi wśród gości, których można było pochwalić to zdecydowanie Rafał Serwański, który w pojedynkę dźwigał cały wór głupot popełnianych przez kolegów oraz debiutującego w barwach Niedźwiadków Chemart Paula Lunguanę. Po 20 minutach było 57:41. W koszykówce to żadna przewaga, ale przemyślanie w II połowie musieli zmienić zupełnie wszystko. Musieli być niemal bezbłędni, aby przy tak równym poziomie obu zespołów, odwrócić losy potyczki.
Nie byli. Nie byli bezbłędni, choć podjęli walkę i za to należą się im brawa. Poprawili zwłaszcza defensywę, ale prawdę powiedziawszy można było się spodziewać, że gospodarze nie utrzymają takiej intensywności i skuteczności jak w I części. Największym problemem Niedźwiadków był brak powtarzalności. Fragmentaryczność. Okresy pozytywnych zachowań w ataku przeplatali błędami, w większości nie wynikającymi z presji rywala. Przed decydującymi 10 minutami mieli do odrobienia 15 punktów. Podjęli rękawicę. Jak było do przewidzenia, rzeszowianie marnieli w oczach. Bardzo dobre momenty miał Maciej Puchalski. Wciąż imponował R. Serwański, który musiał – wobec słabej dyspozycji Kacpra Majki – łatać dziury tak na pozycji playmakera jak i combo guarda. I co się okazało? Ano, że dodanie czegoś ekstra może zakończyć się absolutnie nieoczekiwaną remontadą. Fragment między 32. a 35. min Niedźwiadki wygrały aż 1:13! Na 5 minut przed finałem tracili ledwie 6 punktów. Było 80:74.Niestety, zabrakło konsekwencji. Zupełnie niepotrzebny faul dyskwalifikujący M. Puchalskiego zbił przemyślan z tropu. Ale proste błędy, które w najważniejszych momentach wróciły, popełniali i pozostali gracze. Rzeszowianie to zbyt doświadczony, zbyt cwany team, aby zaprzepaścić takie prezenty. W 38. min trafił Dawid Zaguła i było po zabawie – 87:74.
Stolaro Resovia Rzeszów – Niedźwiadki Chemart Przemyśl 92:80 (37:23, 20:18, 17:18, 18:21)
Punkty: W. Wątroba 21, A. Warszawski 19 (1×3), T. Krzywdziński 11, D. Zaguła 11 (1×3), C. Gumiński 10 (2×3), B. Czerwonka 7 (1×3), K. Mamcarczyk 7 (1×3), W. Szpyrka 6 (1×3), J. Krupa 0 (SR); M. Puchalski 21 (2×3), R. Serwański 19 (5×3), B. Bal 10, Sz. Janczak 8, R. Kulikowski 7, P. Lunguana 7, Ł. Uberna 7 (1×3), K. Majka 1, J. Kucharski 0, W. Majka 0 (N).
Sędziowali: Grzegorz Łata i Robert Rydz (obaj z Lublina). Widzów: 800.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS