A A+ A++

To były uroczyste chwile dla uczniów Oxford School – szkoły językowej prowadzonej przez Magdalenę Sękowską. W willi Frankla w czerwcu miało miejsce zakończenie kolejnego roku nauki języka angielskiego – wciąż najpopularniejszego na świecie. Z tej okazji rozmawiamy dziś z właścicielką firmy, która należy do elitarnej grupy Metodyków Edu Bears – Teacher Lesson’s Supervisor. Pełni rolę nadzorującego w szkołach językowych w Polsce sprawdzając m.in. czy lekcje oparte na nowatorskiej metodzie Teddy Eddie prowadzone są w sposób prawidłowy.

Pani Magdaleno, za wami kolejny rok nauki, co podsumowaliście w nowych okolicznościach.

Dokładnie. Do tej pory odbywało się to w salach – dzieci przychodziły i dostawały dyplomy wraz z certyfikatami od lektorów. W tym roku postanowiliśmy zrobić to z wielką pompą – dla dzieci i rodziców. W ten sposób chcieliśmy podziękować im za ten ciężki rok – po pandemii, gdzie większość dzieci przebywała na kwarantannach i łączyła się z nami zdalnie, a to nie sprzyja nauce; dzieci przyzwyczajone są przecież do fajnych zabaw w salach, gdzie spędzają czas w towarzystwie innych dzieci i lektora. Dlatego podziękowaliśmy im, że wytrzymali te wszystkie trudności. Była to świetna okazja na wręczenie certyfikatów, koron, medali, czy naszych kart mocy (uśmiech). Najmłodsi uczniowie dostali też dodatkowy prezent w postaci zdjęć np. z gadżetami z kursów Savv’ego Eda lub z Misiem Teddy Eddie i kolażem fotografii przypominającym, co się działo podczas całego roku. A tego było naprawdę sporo – obchodziliśmy dzień misia, zabawy karnawałowe, odwiedził nas Mikołaj, mieliśmy świetne zajęcia z robotem Emysem, czy super-dynamiczne zajęcia z użyciem mat. Dzieci rozwijały się z nami w taki sposób, jak trzeba, bardzo kreatywnie. Jednak chcę podkreślić, że bez rodziców tego wszystkiego by nie było. Zwłaszcza przy małych dzieciach rodzic spełnia bardzo znaczącą rolę: motywuje i pilnuje, by dziecko weszło na plac zabaw lub ukończyło aplikację. Do sukcesu niezbędni są więc rodzice, dzieci i my, lektorzy.

No właśnie – czy na czerwcowej gali w willi Frankla były obecne wszystkie roczniki z Pani szkoły językowej?

Przybyli wszyscy, a więc około 200 osób, które podzielone są na trzy grupy. W pierwszej znalazły się dzieci uczone licencjonowanymi metodami Teddy Eddie i Savvy Ed. Druga grupa to z kolei kursanci uczący się na kursie Oxford Junior w wieku od klasy czwartej do ósmej. Ostatnia grupa to licealiści i maturzyści. Było przy tym trochę emocji, bo z niektórymi uczniami po prostu się żegnaliśmy. Oni byli z nami od pierwszej klasy szkoły podstawowej, a przez te wszystkie lata obserwowaliśmy w szkole ich progres. To niesamowite, bo kiedyś uczyliśmy ich kolorów i zwierzątek, a dziś mamy tu uczniów, którzy potrafią zmienić język dosłownie odwracając głowę.

Jakie zatem metody stosujecie w Pani szkole, że potraficie zainteresować językiem nawet najmłodsze dzieci?

Obie metody – Teddy Eddy i Savvy Ed skonstruowane są tak, by uczyć dzieci dynamicznie poprzez zabawę. Jednak gdy przychodzi do nas na zajęcia 10-latek, to nie jest już dziecko, które będzie się bawić. Tym bardziej zajęcia muszą być dynamiczne. W szkole z reguły uczenie polega na siedzeniu w ławce. Gdy więc przychodzą do nas nie mogą robić tego samego, czy pisać testy. W ten sposób nie nauczą się komunikacji. Uczymy więc – np. – gramatyki, ale robimy to w sposób miły, poprzez korzystanie z mat edukacyjnych, na których mamy różnego rodzaju zwroty, czasowniki. Poprzez taką pracę dzieciaki uczą się budować pełne zdania, odpowiadać na pytania, czy je samemu tworzyć. Uczymy się też komunikacji metodą małych piłeczek. Każda z nich odpowiedzialna jest za jakieś zdanie w danym czasie gramatycznym. Dzieci muszą zatem zapamiętać kolor i czasownik, który znajduje się na macie. Poprzez tzw. stymulację przedsionka mózgu w trakcie skakania dziecko pamięta o wiele więcej. Jednym słowem zasada „zdać, zakuć, zapomnieć”, jest nam obca! (uśmiech).

Z tego, co słyszę wynika, że obca jest Wam również nuda i stawiacie na kreatywność (uśmiech).

To naprawdę działa. Uczymy np. metodą stacji. Rozkładam dzieciakom pięć mat i dzielę je na grupy. Mamy matę z czasownikami, gdzie jedna osoba musi ułożyć pytanie z danym czasownikiem, druga musi na ten czasownik wskoczyć i na to pytanie odpowiedzieć. Na przykład – Do you like going to the cinema? – wtedy dziecko wskakuje na tą sekwencję i odpowiada: Yes, I do. To tylko jeden z przykładów.

Ile w takiej grupie jest osób?

Maksymalnie dziesięć. Dzięki temu nie ma chaosu, a lektor może się skupić na każdym dziecku. W grupach najmłodszych, jak w Teddie Eddie Start, jest to nawet siedem, osiem osób. Bardzo dbamy o komfort lektorów i naszych podopiecznych.

Skoro mowa o lektorach, powiedzmy też – ilu właściwie w Pani szkole ich jest?

Na dzień dzisiejszy mamy czwórkę nauczycieli plus piątego, który aktualnie jest na ukończeniu szkolenia. Każdy lektor może przejść tzw. ścieżkę awansu. Zaczyna się od lektora stażysty, który przechodzi wszelkiego rodzaju szkolenia zakończone wręczeniem certyfikatu lektora Teddy Eddie lub Savvy Ed.

A więc szkoła to nie tylko Pani umiejętności, ale też grono wykwalifikowanych osób. Myślę, że to ważna informacja dla czytających ten wywiad rodziców.

Dokładnie. Lekcje moich lektorów nagrywamy, oglądamy wspólnie i dyskutujemy nad ich przebiegiem, co jest dobre i dla lektora i dla mnie, jako metodyka. Nie jest to jednak sztywna kontrola. Staram się zawsze maksymalnie pomóc (uśmiech). Bardzo pomocne są też webbinary ze szkoły macierzystej, które mamy do dyspozycji lektorów.

Powiedzmy jeszcze, gdzie odbywają się zajęcia. Jak rozumiem główną siedzibą jest budynek w Inkubatorze Przedsiębiorczości przy Placu Zamkowym?

Tak, wszystko, co potrzebne do nauki mamy tu na miejscu (uśmiech).

W tym roku mamy też do czynienia z pewną nowością w Pani szkole. Z tego, co wiem, pozwala Wam to spędzać czas z uczniami nawet w czasie wakacji (uśmiech).

Owszem, zdecydowałam się wykupić licencję Półkolonii Marzeń. To tematyczne półkolonie dla dzieci skomponowane w niesamowite programy. To np. Eksperymentalne Rewolucje, gdzie dzieci odkrywają z nami jak robić zrobić doświadczenia z suchego lodu , lub zobaczyć pod mikroskopem pióro kury. Jesteśmy więc chemikami i odkrywcami. To też zajęcia z naszym robotem Emmysem, który porozumiewa się po angielsku. Raz w tygodniu – w środy – dzieci będą miały zaplanowane różnego rodzaju wyjazdy, bądź dni niespodzianki, w zależności od pogody. W planie mamy np. wyjazd szynobusem do Nysy i odwiedzenie studia zabaw „Kids”, czy wycieczkę do Krasiejowa lub super dzień z Alpakami. Dużo się dzieje i będzie działo (uśmiech). A co ważne – wszystko jest zgłoszone do Kuratorium Oświaty, dzieci są ubezpieczone, a na obiady będziemy chodzić do restauracji „Olimp”.

Podsumowując naszą rozmowę. Warto zapisać dziecko do „Oxford School”, bo?

Bo uczymy dzieci mówić po angielsku. Po prostu. Na naszych zajęciach dzieci się komunikują. Czterolatkowie potrafią na zadawać sobie wzajemnie pytania i na nie odpowiadać. W dzisiejszych czasach komunikacja w języku angielskim jest numerem jeden. Komunikacja, a nie rozwiązywanie testów! No i co ważne, zajęcia te przygotowują dzieci do egzaminu Cambridge. Po zakończeniu programu Teddie Eddy i Savv’ego Eda, są na ścieżce przygotowującej do tego właśnie egzaminu. A kto go zdaje ten – po prostu – zna perfekcyjnie najpopularniejszy język świata.

Dziękuję za rozmowę.

Oxford School Magdalena Sękowska

Plac Zamkowy 2/I piętro

tel. 692 439 453

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułApple uchroni nas przed Pegasusem. Firma zapowiada tryb Lockdown
Następny artykułSzkoła Podstawowa w Zręcinie zwyciężyła w ogólnopolskim konkursie “Do Hymnu”