Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, ogłosił w środę, że od 25 maja podstawówki, które od połowy marca są zamknięte z powodu epidemii koronawirusa, mają ponownie otworzyć się dla uczniów.
Na razie nie dla wszystkich, a jedynie dla uczniów klas I–III, i to tylko tych, których rodzice wyrażą chęć przyprowadzenia dzieci na zajęcia. Chodzi przede wszystkim o rodziców, którzy muszą wrócić do pracy, a nie mają z kim zostawić dziecka. Minister zapowiedział, że kto boi się posyłać dziecko do szkoły w czasie epidemii, będzie mógł nadal korzystać z zasiłku opiekuńczego.
Zaraz po deklaracji ministra Tomasz Huk, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 z Oddziałami Integracyjnymi w Katowicach, zwołał zdalne posiedzenie rady pedagogicznej, żeby omówić z nauczycielami, jak wszystko zorganizować. Trzeba się przecież rozeznać, ilu rodziców jest zainteresowanych przyprowadzaniem dzieci na zajęcia, i ustalić harmonogram pracy.
Zgodnie z wytycznymi MEN nauczyciele będą prowadzić zajęcia opiekuńczo-wychowawcze, ale równocześnie będą zobowiązani do realizacji podstawy programowej. – Nauczyciele woleliby, by większość uczniów wróciła do szkoły. Wówczas mogliby prowadzić dla nich normalne lekcje i w ten sposób realizować podstawę programową. Jeśli dużo dzieci zostanie w domach, nauczyciele będą musieli kontynuować prowadzenie nauki online, którą zarówno oni sami, jak i uczniowie są już zmęczeni – mówi dyrektor Huk.
Czy uczniowie też mają się rozdwoić?
Jego zdaniem najtrudniejsza byłaby jednak sytuacja, w której uczniowie podzieliliby się mniej więcej pół na pół. – Wówczas tych, którzy wróciliby do szkoły, byłoby zbyt wielu, żeby mogły się nimi zajmować wyłącznie panie ze świetlicy. Trzeba byłoby zaangażować do pomocy nauczycieli klas I–III. A wówczas powstałby problem, kto poprowadzi zdalne lekcje dla uczniów, którzy zostali w domach – mówi dyrektor SP nr 11.
Nauczyciele martwią się, że po 25 maja będą pracować dwa razy więcej niż dotychczas. – U nas w szkole świetlica jest czynna od godz. 7 do 17. To oznacza, że w dni, w których miałabym dyżur, materiały dla dzieci, które pozostały w domach, musiałabym wysyłać o świcie, a zadania sprawdzać nocami. Na łączenie się przez Skype’a nie byłoby żadnych szans. No, chyba że się rozdwoję – mówi nauczycielka z Gliwic.
Wiele wątpliwości mają też rodzice. – Jeżeli puszczę syna do szkoły na zajęcia opiekuńcze, to czy w takim razie nadal będzie musiał się uczyć w domu? Chyba tak, skoro podstawa programowa ma być realizowana zdalnie, a w szkole będą tylko zajęcia świetlicowe. To straszne obciążenie dla dzieci – mówi pani Ewa z Będzina, mama Antka.
Dyrektor Huk zakłada, że uczniów, którzy przyjdą do szkoły, trzeba będzie umieścić w salach po dziesięcioro. Przerwy będą musieli spędzać także w salach, aby nie kontaktować się z uczniami z innych grup. Być może zostanie wprowadzony system rotacyjny, w którym możliwość spędzenia przerwy na korytarzu będzie miała raz jedna grupa, raz inna. Z zajęć świetlicowych w SP nr 11 uczniowie będą mogli korzystać codziennie od godz. 6.30 do 17.
– Przed epidemią część dzieci faktycznie przebywała w świetlicy tak długo. Dlatego zastanawiamy się, w jaki sposób będziemy mogli bezpiecznie serwować im obiady – mówi dyrektor.
Niektóre szkoły otwierają się już w poniedziałek
W dodatku od 25 maja podstawówki zostały zobowiązane do organizowania stacjonarnych konsultacji z nauczycielami dla chętnych uczniów klas ósmych, a szkoły średnie – dla maturzystów. Od 1 czerwca z konsultacji będą mogli skorzystać już uczniowie wszystkich klas. W SP nr 11 konsultacje będą miały raczej charakter indywidualny, choć dyrektor nie wyklucza wprowadzenia konsultacji grupowych. Boi się jednak, by nie stały się one pretekstem do łamania przez uczniów zasady dystansu społecznego. – Dzieci tęsknią za przyjaciółmi. Obawiamy się, by nie gromadziły się przed szkołą, nie ściskały na powitanie – mówi.
Aktualnie w SP nr 11 trwa wielkie dezynfekowanie, bo już w poniedziałek zgodnie z wytycznymi MEN mają zostać wznowione zajęcia rewalidacyjne dla uczniów z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego. Nie wiadomo jeszcze, ilu rodziców zdecyduje się przyprowadzić na nie dzieci.
W SP nr 21 w Sosnowcu deklaracje od rodziców też wciąż są jeszcze zbierane, ale Jolanta Skuza, wicedyrektorka, szacuje, że chętnych może być ok. 20 proc. spośród tych, którzy dotychczas korzystali z takich zajęć.
– Tego, ilu uczniów przyjdzie na zajęcia po 25 maja, też na razie jeszcze nie wiemy. Dopiero gdy zbierzemy deklaracje od rodziców, będziemy mogli zadecydować, jak zorganizować się w nowych warunkach pracy – mówi wicedyrektorka Skuza.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS