A A+ A++

Trzy mecze przegrał Manchester City po przerwie spowodowanej pandemią. Dwa w Premier League – z Chelsea i Southamptonem – i jeden dziś, w półfinale Pucharu Anglii. Tym razem lepszy od „Obywateli” okazał się nieoczekiwanie Arsenal. Wszystkie te porażki podopiecznych Pepa Guardioli mają pewien wspólny mianownik. W każdym z tych spotkań City napierało, dominowało. Oddawało sporo strzałów. Ale w gruncie rzeczy wynikało z tego niewiele konkretów pod bramką rywali. Dzisiaj kibice Arsenalu w paru momentach pewnie najedli się strachu, lecz trudno było uniknąć wrażenia, że ekipa Mikela Artety ma po prostu mecz pod pełną kontrolą. Nawet jeśli to Manchester notował przeszło 70% posiadania piłki.

Głową w mur

Można zatem powiedzieć, że uczeń poskromił swojego mistrza. Arteta to w pewnym sensie trenerski wychowanek Guardioli, jego wieloletni współpracownik. I trzeba przyznać, że dzisiaj rzeczywiście można było odczuć, iż szkoleniowiec Arsenalu zna trenera City jak zły szeląg.

Manchester grał bowiem dokładnie tak, jak życzył sobie tego Arsenal. Ekipa z Etihad Stadium za wszelką cenę starała się znaleźć możliwości, by dostarczyć futbolówkę w pole bramkowe. Raz dołem, poprzez wstrzelenia futbolówki. Innym razem górą, poprzez miękkie dośrodkowania. Jednak w tym obszarze boiska niepodzielnie panował David Luiz. Brazylijczyk, mocno ostatnio krytykowany za liczne babole, przypomniał wreszcie, dlaczego przed paroma laty zaliczano go do grona najlepszych defensorów globu. Totalnie stłamsił ofensywnych zawodników City. Wygrywał pojedynki powietrzne, blokował strzały, odcinał rywali od podań. Pełna profesura.

Widać ją nawet w statystykach Luiza:
  • 11 wybić
  • 4 odbiory
  • 2 zablokowane strzały
  • 4 wygrane pojedynki powietrzne (100% skuteczności)

Zresztą partner Brazylijczyka, Shkodran Mustafi, również zaprezentował się nieźle. Choć jemu zdarzały się już pomyłki, które uszły mu na sucho tylko z uwag na nieskuteczność gości. Bo trzeba powiedzieć, że przy wszystkich komplementach dla defensywy Arsenalu, Manchester jednak trochę obiecujących szans bramkowych sobie wykreował. Ale z drugiej strony – czy były to takie typowe patelnie, absolutne setki? Może jedną czy dwie da się naciągnąć do tego miana. „Obywatele” szesnastokrotnie w sumie uderzali w kierunku bramki „Kanonierów”, lecz tylko raz trafili w jej światło. Emiliano Martinez był na posterunku. Niezbyt imponujący wynik. Mówimy przecież o Arsenalu, który w Premier League bynajmniej nie imponuje szczelną defensywą.

Momentami można było odnieść wrażenie, że Arsenal przesadza z kuszeniem losu. Że oddanie inicjatywy rywalom do tego stopnia musi się skończyć katastrofą. Lecz żaden kataklizm nie nastąpił. Piłkarze City ewidentnie nie potrafili znaleźć metody, by zaskoczyć dobrze zorganizowanych oponentów. Niekiedy klepali po obwodzie tak długo, że w piłce ręcznej zasygnalizowano by grę pasywną.

Dublet Aubameyanga

Mecz zakończył się zatem wynikiem 2:0 dla Arsenalu. Oba gole zdobył Pierre-Emerick Aubameyang. Najpierw w 19 minucie napastnik „Kanonierów” wykorzystał błąd w kryciu Kyle’a Walkera i uderzeniem oddanym na wślizgu wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Potem, na dwadzieścia minut przed końcem gry, Gabończyk ze stoickim spokojem sfinalizował swój długi rajd, zainicjowany fenomenalnym otwierającym podaniem Kierana Tierneya. Aubameyang powinien zresztą skończyć spotkanie hat-trickiem, bo jeszcze jedną setkę w niezrozumiały sposób zdarzyło mu się sknocić, gdy uderzył wprost w Edersona.

Znamienne, że Arsenal oddał w sumie cztery strzały przez cały mecz, ale właściwie każde uderzenie wiązało się z olbrzymim zagrożeniem bramki City. Połowę „Kanonierzy” zamienili na gole. To po części zasługa skuteczności londyńczyków w kontratakach, ale też kamyk do ogródka Guardioli i jego obrońców. Defensywa City wygląda na naprawdę kiepsko zorganizowaną. Boczni obrońcy łamią linię spalonego, 19-letni Eric Garcia popełnia proste błędy… Z taką grą „Obywatele” będą mieli kłopoty w Lidze Mistrzów.

Pucharu Anglii z pewnością w tym sezonie nie zdobędą. Tymczasem Arsenal staje przed szansą na czternasty triumf w tych prestiżowych rozgrywkach, pierwszy od 2017 roku. Jutro się przekonamy, czy na drodze „Kanonierów” do tego sukcesu stanie Manchester United, czy też może Chelsea. Tak czy owak – w finale szykuje się starcie drużyn najwyższego kalibru.

ARSENAL FC 2:0 MANCHESTER CITY
(P. Aubameyang 19′ 71′)

fot. NewsPix.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKiedy trzeba ustanowić opiekę lub kuratelę
Następny artykułWHO: Kolejny rekordowy wzrost przypadków koronawirusa na świecie