Zaczynam brać się za moją kupkę wstydu. Dziś zaczynamy z Super Mario Odyssey, Art of Balance, Disaster, Final Fantasy VII Remake oraz kontynuujemy z The Division 2.
Ostatnio w związku z przeprowadzką miałem trochę problemów z powrotem do mojego planu walki z backlogiem. Powoli staram się wrócić do ustalonych zamierzeń. Z założenia ogrywam gry w sposób następujący:
- Losuje na czym będę grał danego dnia.
- Jeżeli rozpocząłem już na danym systemie to kontynuuje daną pozycje. Jeżeli nie mam nic rozgrzebanego, to Magda odsłania literkę… tzn. losuje literkę od której rozpoczyna się tytuł gry po którą następnie sięgam.
- Gram, nagrywam i wrzucam na kanał.
- Po ukończeniu – recenzuje.
- Warto dodać że platformę losuje każdego dnia więc czasem może się trafić że do danej gry wracam po kilku dniach.
Nintendo Switch
Super Mario Odyssey
Tak więc padło na Nintendo i jej flagowe Mario Odyssey. Jestem dopiero na wczesnym etapie gry bo to zaledwie godzinka. Ale udało mi się dotrzeć do etapu pustynnego. Mamy tu ciekawy patent z zaczarowaną czapeczką Mariana, która pozwala nam przejąć kontrolę na różnymi bywalcami Mariolandu. Ponownie naszym zadaniem jest ruszenie na ratunek porwanej przez Bowsera księżniczce Peach. Ale chyba nikt nie gra w Mario dla fabuły tak więc nie ma się co czepiać odtwórczości. Jest bardzo słitaśnie i kolorowo. Ogólnie rzecz biorąc jestem nastawiony pozytywnie, choć nie należę do grona zapalonych zwolenników gier “z wąsem”.
Jeżeli jesteśmy już przy Nintendo, to tylko napomknę że kupiliśmy ostatnio Pokemon Arceus ale będzie musiał zaczekać na napisy końcowe w “odyseji”. Czaję się także na nową grę sportową od Ninny – Nintendo Switch Sports. Poniekąd nie ma zbyt wielu sportów do wyboru ale dla mnie chyba wystarczy.
Uff! Skąd brać na to wszystko czas?
PlayStation 4
The Division 2
Reaktywacja w The Division 2, nowy cel obławy oraz update z trybem Countdown miały postawić społeczność graczy na baczność w kolejce do gry. Rzeczywistość okazała się trochę brutalniejsza i nie wiem czemu Yannick (jeden z twórców) hypował ten cały powrót i gotowość do wspierania gry. Chłopaki mogliby zabrać się za trzecią odsłonę. Dwójka im nie wyszła. Brakuje tu przejrzystości jeżeli chodzi o sety. Przekombinowali i sami się gubią o czym świadczy znerfowany set Heartbreaker. A sami zapowiadali że set działa jak powinien i nie będzie nerfowany.
Sam Countdown to dobre miejsce jeżeli chcecie szybko zdobyć mnóstwo loot’u bo przy ośmiu graczach zawsze ktoś gdzieś kogoś ustrzeli. Warto przy tym sobie ustawić w opcjach sety na jakie polujecie. Dzięki temu szybko wpadły mi brakujące elementy do Bullwark, Future Initiative oraz Heartbreaker. Zbyt szybko jeśli miałbym być szczery. Brak tu satysfakcji jaką dawało zdobycie upragnionego elementu grając w pierwowzór. W dwójce mamy w mgnieniu oka zapchany inwentarz oraz skrzynie.
Ubiłem obu agentów którzy są dostępni w trybie Manhunt. Ale coś jest nie tak jeśli po każdej sesji zastanawiam się co ja właściwie dziś w grze osiągnąłem i z braku jakichś przekonywających odpowiedzi na to pytanie zazwyczaj ostatnie sekundy przed snem kontempluje usunięcie gry z dysku. Brakuje mi tam zdecydowanie celu do dalszej gry.
Final Fantasy 7 Remake
Final Fantasy 7 był grą która rozpaliła we mnie płomień gracza. Nie, nie mówię o remake’u ale o oryginale z końca lat 90-tych. Była to bodajże najważniejsza pozycja moich młodzieńczych lat. Gdzie latałem po całym świecie zbierając materie i walcząc z Weaponami.
SquareEnix starał się przywrócić blask siódmej odsłonie “fantazji”. Sam opening i muzyka w remake’u sprawia że cofamy się do tamtych czasów. Muzyka to mocny punkt programu i stanowi pomost pomiędzy nostalgicznym wyobrażeniem sprzed 20-tu lat, a współczesnym wykonaniem. Zdecydowany plus to także modele postaci, które wyglądają wspaniale.
Jeżeli o mnie chodzi to zdecydowanie wolałem system turowy, ale jestem w stanie przełknąć półśrodek w formie spowolnienia czasu gdy my wybieramy komendy. Choć nadal uważam że miejscami jest zbyt duży chaos i wolałbym mieć większą kontrolę nad poczynianiami kompanów. Gra jest bardzo efektowna i feria barw podczas ataków sprawia że czujemy się przy większych eksplozjach jak podczas szaleństw sylwestrowej nocy. Dobrze także że zachowano tu chłód Clouda; jego odzywki odzwierciedlają, że bardziej niż na sprawie zależy mu na miedziakach.
Pierwsza godzina gry nosi znamiona tutorialu bo sporo tu wyjaśnień na temat systemu gry. A zwieńcza ją piętnastominutowe starcie ze znanym obrońcą reaktora – skorpionem.
Nintendo Wii
Disaster: Day of Crisis
Disaster to shooter z plajadą katklizmów w rolach głównych. Nasz bohater, Raymond Bryce, pechowo kończy zwykłą misję ratunkową na zboczach wulkanu. W wyniku erupcji ginie nasz partner a my obwiniamy siebie za jego smierć i nie potrafimy sobie wybaczyć tej straty oraz faktu że nie mogliśmy nic zrobić żeby go uratować. Nie jesteśmy przez to w stanie wypełnić ostatniego życzenia naszego byłego partnera.
Mija rok. Grupa terrorystów porywa naukowca-sejsmologa, jego asystentkę oraz głowice nuklearne. W to wszystko zostajemy wmieszani my. Dlaczego my? Kluczem jest pani asystentka, która okazuje się być siostrą naszego byłego partnera. Obwinia ona nas za śmierć swojego brata. Nie jesteśmy jednak w stanie nic wyjaśnić ponieważ terroryści decydują się na ucieczke a nam nie pozostaje nic innego jak ruszyć w pogoń.
W grze mamy pasek staminy oraz zdrowia. Brak staminy oznacza brak możliwości szybkiego poruszania i systematyczną utratę zdrowia. Gdy zdrowie spadnie do zera to wszyscy chyba wiemy czego możemy się spodziewać. Niszcząc różne przedmioty na naszej drodze (skrzynie, beczki) możemy odnaleźć przedmioty regenerujące nasze braki w witalności oraz wytrzymałości.
Disaster to taki misz-masz różnych koncepcji. Jako trzon mamy tu grę-celowniczek na szynach, gdzie podczas starć z wrogiem celujemy Wiimotem i strzelamy niczym z pistoletu. Możemy ponadto zmieniać bronie i przeładowywać w dowolnym momencie. Mamy tu także ratowanie zagubionych cywilów poprzez opatrywanie ich ran, wyciąganie z tarapatów czy też przywracanie akcji serca. Gra korzysta na różne sposoby z kontrolerów Wii. Podczas gry korzystamy z nunchaka oraz Wiimota. Jednak są tu także misje samochodowe gdzie tylko Wiimote jest konieczny.
Nintendo WiiU
Art of Balance
Mamy tu do czynienia z grą logiczną gdzie z pomocą praw fizyki musimy układać klocki na platformie. Każdy etap wymaga od nas ułożenia określonej liczby klocków na platformie w taki sposób ażeby żaden nie osunął się i wpadł do wody. Stąd tytułowa “Sztuka Balansu”. Klocki przypominąją te znane z gry Tetris ale są także okrągłe “placki” które czasem troche trudniej ulokować bezpiecznie na naszej mini-wieży. Ukończyłem pierwszy świat (A) w około 40 minut. Przyjemna minimialistyczna otoczka i muzyczka pozwalają skupić się na nieskrępowanym stawianiu klocków. Brzmi jak reklama Toi-Toi w lesie.
Która gra najciekawsza?
10%
10%
10%
10%
10%
Pokaż wyniki
Głosów: 10
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS