A A+ A++

To najbardziej pożądany scenariusz. Niezbędnym do jego realizacji warunkiem jest właśnie równowaga sił. Kto ma o nią dbać? W zdrowych demokracjach zapewnia to trójpodział władzy. W rodzinie władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza leży w gestii rodziców. Zatem to oni muszą zadbać o równowagę i sprawiedliwe traktowanie wszystkich członków rodziny, także tych niepełnoletnich. Alternatywy są nieciekawe – to tyrania i anarchia.

Żelazna ręka i stłamszony lud

Jeśli głową rodziny jest tyran, trudno mówić o demokracji. Narcystyczni i egocentryczni rodzice pozwolą tylko na taki porządek, jaki im pasuje. Narzędzia opresji to wzbudzanie strachu lub poczucia winy. Nie ma tu przestrzeni na kompromis – dziecko ma spełniać oczekiwania. A te bywają różne, w zależności od pragnień tyrana. Czasem dziecko ma stać się wizytówką rodzica, realizując jego pomysły na karierę czy edukację. Może być narzędziem do zaspokajania własnych emocjonalnych potrzeb jako dostarczyciel troski lub towarzystwa. Albo niczym ukryty w schowku pod schodami mały Harry Potter ma być popychadłem i pomocą domową.

Jak łatwo się domyślić, ten rodzaj rodzicielstwa będzie generować w dzieciach bezmiar frustracji. Część dzieci skieruje tę frustrację na zewnątrz, rozwijając tak zwane eksternalizacyjne zaburzenia zachowania. To pozwoli im zachować choć trochę autonomii, niestety, kosztem otoczenia. Wychowani w tyranii uzewnętrzniając swe emocje, zaczną tyranizować innych, łamać prawo, wdawać się w bójki. Pokazywać całemu światu, że jest nie w porządku. Jak rodzic, od którego przejęli wzorzec.

Inna część zapadnie się w sobie, kierując frustrację do środka. Na zewnątrz będą cichymi, potulnymi dziećmi realizującymi wolę rodziców, nauczycieli, trenerów. Wewnątrz będą mierzyć się z lękiem, depresją, poczuciem winy. To efekt działania zinternalizowanego tyranizującego rodzica. Po dziesiątkach konfrontacji jego wewnętrzne odwzorowanie w psychice dziecka będzie tak wyraźne, że sama myśl o jego reakcji wywoła pożądane przez tyrana emocje strachu i winy. W tym przypadku nie zobaczymy nastoletniego buntu. Prędzej odkryjemy przypadkiem poznaczone bliznami samookaleczeń uda czy brzuch. Dlaczego akurat te miejsca? Bo tam najłatwiej ukryć blizny i nie zawracać nikomu głowy swoim cierpieniem. Tak często mówi uwewnętrzniony tyran: „Jesteś problemem, nie zasługujesz na nic dobrego”.

Zombi i uzurpatorzy

Zbyt silny, tyranizujący rodzic, niezależnie od deklarowanych przez siebie intencji, niesie dla psychiki dziecka jedynie zgliszcza i pożogę niczym Putin „wyswobadzający” Ukrainę od rządu neofaszystów i narkomanów. Może więc rodzic dający pełnię autonomii będzie lepszy? Ta skrajność również jest zła. Zbyt wiele autonomii oznacza zbyt mało granic i ukierunkowania. Nie zauważymy tu oznak nastoletniego buntu. No bo jak łamać granice, których nikt nie wyznacza? Jeśli brak granic wynika z nieobecności rodziców, wtedy dzieci zaczynają wychowywać się same. Jeszcze trzy-cztery dekady temu widzieliśmy dzieci z kluczem na szyi. Potem mieliśmy eurosieroty – dzieci pozostawione na wychowanie dziadkom, podczas gdy rodzice w pogoni za lepszym życiem wyjeżdżali na legendarny Zachód. Dziś mamy dzieci zombi przyssane do ekranów. Wirtualny świat zasysa z ogromną mocą i jeśli brakuje przeciwwagi w postaci stawiających granice rodziców, wtedy uzależnienie od smartfona wydaje się jedynie kwestią czasu.

Z kolei rodzice obecni, ale zbyt słabi w wyznaczaniu i egzekwowaniu granic, łatwo mogą stać się marionetkowymi władcami państwa, w którym realną władzę sprawuje małoletni uzurpator. Nadmierna pobłażliwość czy też przesadnie silna empatia w stosunku do własnego dziecka może zaowocować rodzicielską niekonsekwencją i sytuacją odwrotną do tej opisanej wcześniej. Tym razem to dziecko wymusza określone zachowania rodziców, umiejętnie okazując miłość na zmianę ze wzbudzającymi w rodzicu poczucie winy łzami. Jak takie dziecko miałoby się zbuntować, skoro i tak wyznacza kierunki działań? Bunt byłby tutaj wbrew jego interesom.

Porządek w anarchii

A co się dzieje, gdy rodzice nie potrafią zapewnić równowagi sił, ponieważ sami nie są dojrzali? Kiedy rodzice czują się przytłoczeni przez otaczającą rzeczywistość, mają trudność z dokonywaniem wyborów i wywiązywaniem się ze swych ról, wtedy również trudno o jakąkolwiek strukturę. Instytucje metaforycznego państwa nie działają sprawnie, bo ich po prostu nie ma. W takich warunkach dzieci mają do wyboru wychowywać się same (a to prowadzi do wspomnianych już rozwiązań) lub przejąć odpowiedzialność i w panującej w rodzinie anarchii zacząć tworzyć własny porządek. Parentyfikacja, bo tak nazywa się to zjawisko, polega na odwróceniu ról. Dziecko staje się opiekunem swoich rodziców. Pomagając im w obowiązkach czy też całkiem biorąc je na siebie, zostaje faktyczną głową rodziny. Na bunt, podobnie zresztą jak na samo dzieciństwo, nie ma w tym scenariuszu miejsca. Bo gdy głowa rodziny się zbuntuje, wtedy rodzina nie przetrwa.

Przedstawione scenariusze opisują skrajne sytuacje. To celowy zabieg, ponieważ w skrajnościach najłatwiej zauważyć prawidłowości. Oczywiście, takie sytuacje są możliwe i faktycznie się zdarzają. Dużo częściej jednak będziemy mieć do czynienia z różnego rodzaju stanami pośrednimi. Jak wtedy, gdy jeden rodzic ma tendencję do przesadnej krytyki i wymagań, a drugi, próbując zrekompensować to dziecku, staje się nadmiernie pobłażliwy. Albo gdy jeden z rodziców w pogoni za karierą i lepszym statusem angażuje się w pracę, zostawiając kwestie domu i wychowania na barkach drugiego. Łatwo wtedy stracić równowagę i zaniedbać rodzicielską rolę. Lub uczynić z dziecka coś więcej niż tylko dziecko. Czasem zagrożenia przychodzą z zewnątrz. Rodzice mogą tworzyć sprawny i zgrany zespół, aż któreś z nich zapada na ciężką chorobę czy ginie w wypadku. O ile nasz wpływ na zewnętrzne i losowe wydarzenia jest znikomy, o tyle o sobie możemy decydować. Dlatego warto szukać wiedzy i rozwijać się w roli partnera, rodzica czy po prostu ludzkiej istoty.

Znalezienie odpowiedzi na zawarte w tytule artykułu pytanie o to, kto jest nie w porządku, pomoże w tej drodze tylko pod jednym warunkiem: że zostanie użyte jako drogowskaz, nie zaś jako broń w rodzinnych grach o władzę.

Trzy filary rodzinnej demokracji

Spróbujmy przenieść na rodzinny grunt trójpodział władzy cechujący silne demokratyczne państwo. W tym kontekście władza ustawodawcza będzie polegała na tworzeniu domowych zasad regulujących funkcjonowanie rodziny: prawa i obowiązki poszczególnych jej członków, sposoby rozwiązywania sporów itp. Władza wykonawcza to sposób wprowadzania ustaleń w życie – jak są one egzekwowane oraz kto tego pilnuje. Z kolei władza sądownicza służyłaby rozwiązywaniu konfliktów pomiędzy członkami rodziny. W budowaniu takiego systemu pomoże znalezienie odpowiedzi na poniższe pytania:

  • Jaki ustrój panuje w rodzinie?

To pytanie kluczowe, ale też odpowiedź niełatwa, ponieważ tyrani niechętnie przyznają się do swej roli. Dlatego zapytajmy inaczej: kto decyduje o sposobie spędzania wolnego czasu? Jeśli poszczególne osoby wymieniają się w tej roli, mamy do czynienia z systemem demokratycznym.

Jeśli jedna osoba narzuca ton bądź też jeśli w obecności jednej z osób pozostali członkowie rodziny zaczynają być czujni i uważni – mamy do czynienia z tyranią. W takim wypadku dobrym pomysłem może okazać się wsparcie z zewnątrz, np. warsztaty dla par czy rodziców bądź terapia rodzinna.

  • Jak wygląda proces ustalania zasad?

Kluczem jest wypracowanie kompromisu satysfakcjonującego każdą ze stron. Warto mieć to na uwadze, wzmacniając rodzinną demokrację. Zdrowe zasady regulują nie tylko obowiązki, ale też prawa poszczególnych osób (jak na przykład prawo do relaksu, prawo do spędzania czasu na własnych warunkach itp.).

  • Kto pilnuje ustaleń?

Martwe prawo to częsty problem w rodzinach. Wprowadzając zasady, warto od razu ustalić, jak będzie wyglądał proces ich egzekwowania. Nie wystarczy zapowiedzieć dziecku, że ma odrabiać lekcje. Trzeba jeszcze dopilnować, czy faktycznie to robi. Inaczej może mieć naturalne dla wieku trudności z wyznaczaniem sobie granic czasu na zabawę i na naukę. Rozliczanie z braku efektów bez dawania narzędzi do realizacji celów nigdy nie jest dobrym pomysłem.

  • W jaki sposób rozwiązywane są konflikty?

Dobry sąd winien być bezstronny. W rodzinie może być o to trudno, tym bardziej że mamy naturalny odruch wchodzenia w koalicje. Warto jednak spróbować. Najprostszy sposób to zaproszenie dwóch zwaśnionych stron do wspólnego stołu i wysłuchanie racji najpierw jednej, a potem drugiej. Łatwiej w ten sposób ostudzić emocje i wypracować kompromis.

Czytaj również: Czego najbardziej potrzebują dzieci, kiedy rodzice się rozwodzą?

Przemysław Mućko – psychoterapeuta pracujący w nurcie terapii poznawczo-behawioralnej i terapii schematu. Współtwórca Centrum Terapii Schematu InTeGral oraz autor bloga „Psychowiedza”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMuzycznie i literacko podsumowali projekt
Następny artykułHolenderska minister krytykowana za chęć ściągania imigrantów