A A+ A++

– Po pierwsze, żeby w ogóle była jakaś przyszłość po wakacjach, trzeba było wdrożyć plan błyskawiczny – mówią politycy PO. – Teraz można myśleć, co dalej z tą przyszłością zrobić. Przecież Tusk wcale nie chciał wracać już teraz. Po prostu nie miał wyjścia, bo doskonale wiedział, co dzieje się w partii – dodają.

Etap pierwszy – powrót, porządki, odbudowa poparcia

Donald Tusk ogłosił powrót miesiąc temu i od tego czasu przede wszystkim porządkuje i układa partię po swojemu. Zmiany dotykają przede wszystkim frakcji tzw. „młodych wilków Trzaskowskiego”. Wymiana Cezarego Tomczyka na Borysa Budkę na stanowisku szefa klubu Koalicji Obywatelskiej była jednym z takich sygnałów. Teraz można dostrzec kolejne.

– Może nie było tego widać na zewnątrz, ale byliśmy miotani wewnętrznymi konfliktami i rozedrgani do tego stopnia, że do jesieni spadlibyśmy w sondażach poniżej 10 procent i zapewne nie udałoby się już wyjść z tego korkociągu. Donald to jest zawodnik wagi ciężkiej, najcięższej w Polsce. Jego powrót automatycznie – sam z siebie – uspokoił partię. Frakcje się wyciszyły, a samorządowcy przestali myśleć o własnym ugrupowaniu. Ale w polityce nie wystarczy być. Trzeba działać – mówią w PO ci, których cieszy powrót Tuska.

Były premier zapowiedział, że chce wprowadzić w klubie parytet i we władzach PO ma być więcej kobiet (teraz jest tam lekka przewaga mężczyzn). Ale wielu polityków PO uważa, że nie chodzi tylko o parytet płci – Donald Tusk chce przywrócić równowagę między Platformą a koalicjantami.

– W kolegium klubu do tej pory przeważali ludzie Trzaskowskiego, koalicjanci i ludzie, którzy reprezentują tylko siebie, tacy jak Paweł Poncyliusz. Trzeba przywrócić stan, w którym to Platforma jest dominującą partią w tym układzie – słyszymy od „patriotów Platformy”, jak sami siebie nazywają.

Nie oznacza to jednak, że koalicjanci mają zostać pożarci. Donald Tusk spotkał się ze wszystkimi i ma już – podobno – gotową strategię, jak poukładać klocki w Koalicji Obywatelskiej.

– Będzie obudowywał i wzmacniał Zielonych – słyszymy od polityków KO. To nie jest najgłośniejsza, ani najliczniejsza frakcja w koalicji, ale Tuskowi bardzo potrzebna. Polityka wobec kryzysu klimatycznego – tutaj przewodniczący chce skorzystać z pomysłów Zielonych. Poza tym pamięta, że Zieloni robili swoje i nie próbowali rozgrywać wewnętrznych konfliktów PO.

Potrzebna Tuskowi jest też Nowoczesna. Były premier będzie się ze Szłapką liczył, bo Nowoczesna ma struktury terenowe i zaraz może mieć też pieniądze (Europejski Trybunał Praw Człowieka wezwał rząd do ugody z Nowoczesną, która domaga się subwencji w wysokości 26 milionów złotych).

Ale Inicjatywa Polska to już zupełnie inna sprawa. – Baśka układała się z Trzaskowskim, myślała, że robi wielką politykę, a tak naprawdę cała ta partia to ona i Joński. Nie ma struktur, nie ma ludzi – mówią politycy PO. Nie zmienia to jednak faktu, że Tuskowi potrzebne jest lewe skrzydło. Wszyscy nasi rozmówcy jak mantrę powtarzają hasło sprzed lat – Platforma jest tak silna, jak silne są jej skrzydła.

– Można w to wierzyć albo nie, ale byliśmy ostatnio za bardzo dociążeni w lewo, także za sprawą pozycji jaką zyskała Barbara Nowacka, która została nagle twarzą naszych projektów dotyczących aborcji, a kojarzy się raczej z lewicowym światopoglądem. Powrót Tuska ustabilizuje nas w centrum, widać po sondażach, że nasi wyborcy tego chcieli – mówią nam politycy Platformy.

W koalicji poza Barbarą Nowacką są jednak inni politycy kojarzeni z lewicą, z których Donald Tusk może skorzystać. Grzegorz Napieralski – były przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Marek Borowski – były SLD-owski marszałek Sejmu, Katarzyna Piekarska – była posłanka lewicy. W KO słychać też głosy, że po ostatnich konfliktach wewnątrz Lewicy kilku posłów stamtąd mogłoby wzmocnić lewe skrzydło.

Co z konserwatystami? – Musimy grać skrzydłami, jeśli chcemy wygrać wybory, to jest bardzo proste – odpowiadają nasi rozmówcy. Dlatego – jak mówią – Tusk zamierz też dociążyć partyjnych konserwatystów. Nie oznacza to jednak powrotu do wszystkich ich postulatów, chociażby kompromisu aborcyjnego.

Etap drugi – założenia programowe

– Tusk rozumie to, czego nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć jego dawni towarzysze. Zmieniły się czasy i zmienił się nasz wyborca – mówią nasi rozmówcy z PO. – Nie na tyle, żeby chcieć aborcji na życzenie, ale już na tyle, żeby wiedzieć, że życie nie jest czarno-białe i ten dwunasty tydzień to jest europejski standard – wyjaśniają.

Z tego powodu najprawdopodobniej nie będzie zmian w propozycji posłanek Koalicji Obywatelskiej dotyczącej aborcji. Jednak cała reszta programu wymaga pewnej korekty i przeglądu pod kątem priorytetów nowego szefa.

– On naprawdę się zmienił w Brukseli. Przestał myśleć lokalnie. Widzi szerzej niż wszyscy inni w partii. Oczywiście wie, że wojna z PiS-em angażuje emocje wyborców, ale nie może zastąpić pomysłu na Polskę. Coraz więcej ludzi pyta nas „Co po PiS?” i on to doskonale wie – słyszymy.

Tusk musi więc – mówią nasi rozmówcy – poukładać priorytety, a to wcale nie jest takie oczywiste. Choć do niedawna wydawało się, że w centrum zainteresowania wyborców PO są sprawy związane z wymiarem sprawiedliwości, prawami człowieka oraz równością, Polski Ład przesunął akcenty.

– Bardzo wyraźnie widzimy niepokój w naszym tradycyjnym elektoracie, który w 2015 odszedł do Nowoczesnej, a w zeszłym roku zainteresował się Hołownią. Przedsiębiorcy, klasa średnia oraz samozatrudnieni są przekonani, że Polski Ład im zaszkodzi, że znowu będą musieli składać się na propagandę PiS. Z drugiej strony jest Lewica, która nie ukrywa, że chętnie poparłaby obciążenia dla najlepiej zarabiających, a ci najlepiej zarabiający to ludzie, którzy wyciągają 10 tysięcy. Ci muszą więc dostać od nas poważną ofertę – i to będzie jeden z głównych elementów przedstawionych przez przewodniczącego tez programowych – zapowiadają nasi rozmówcy.

Na pytania o to, dlaczego Tusk czeka z przedstawieniem swoich pomysłów, słyszymy, że na razie „się nie pali”, a sezon politycznych zaczyna się we wrześniu. Do tego czasu Tusk zdąży przejrzeć wszystkie partyjne dokumenty. W tym legendarną deklarację ideową, która miała być gotowa jesienią, a słuch po niej zaginął.

Etap trzeci – przygotowanie do wyborów

Wrześniowa konwencja ma rozwiązać jeden wciąż nierozwiązany w PO problem – wybór przewodniczącego. W końcu Donald Tusk na razie tylko pełni jego obowiązki, a ludzie Rafała Trzaskowskiego – chociaż ostatnio mówią o tym znacznie ciszej – nie zrezygnowali z koncepcji starcia z byłym premierem. Po prostu czekają na rozwój wypadków. Obserwują, jak długo będzie trwał sondażowy „efekt Tuska” i czy PO nie trafi na „szklany sufit” poparcia.

Co wtedy? Znowu zaprezentują narrację, że „czas na nową energię”. Co ciekawe, bardzo mocno wspiera ich w tym tygodnik braci Karnowskich „wSieci”, który co chwila publikuje sondaże pracowni Social Changes pokazujące, że gdyby na czele PO stał Rafał Trzaskowski, to poparcie dla partii byłoby wyższe.

– 24-25 procent to jest to nasze poparcie, które mieliśmy w wyborach 2015, do tego Nowoczesna miała 7, więc w sumie 32. Przynajmniej to musimy odzyskać, choć najlepiej byłoby mieć 35-36 punktów, ale tego nie robi się z dnia na dzień, nie wystarczy mieć jednego dobrego sondażu. Już raz wyciągnęliśmy jokera i nie możemy tego zrobić drugi raz, więc musimy to dobrze rozegrać – mówią politycy PO.

Pytanie, ile czasu na taką rozgrywkę dostaną, a to wie już tylko Jarosław Kaczyński. To szef PiS zdecyduje czy i kiedy usunie Gowina, czy będzie to oznaczało rozpad koalicji rządzącej, czy uda się go zastąpić i czy złoży wniosek o skrócenie kadencji Sejmu.

Pojawia się więc pytanie – co powinna zrobić opozycja, jeżeli taki wniosek się pojawi.

– Nie powinniśmy go popierać, póki szefem TVP jest Kurski, szefem prokuratury Ziobro, a szefem służb Kamiński – twierdzą niektórzy z naszych rozmówców. Na argument, że przy zachowaniu konstytucyjnego terminu wyborów Kurski, Ziobro i Kamiński dalej będą mieli władzę, odpowiadają, że KO „będzie miała więcej czasu, żeby się budować”.

Tusk rozmawia z opozycją

Donald Tusk poza planem strategicznym ma też plany taktyczne. Po opozycyjnej stronie jest potrzebny co najmniej pakt o nieagresji. Na zawieranie sojuszy przyjdzie czas, kiedy już będzie wiadomo, jak wygląda wyborczy kalendarz i kto z kim gra.

– Tusk wie, jak rozmawiać z partnerami. I tymi w Koalicji Obywatelskiej i tymi poza nią. Umie porozumieć się z Władkiem Kosiniakiem-Kamyszem, który był u niego ministrem, wie jak rozmawiać z ludźmi Hołowni, z których niektórzy już żałują, że się pospieszyli. Wie, że nie ma co na razie rozmawiać z Lewicą i trzeba czekać aż ci kompletnie się ze sobą pokłócą – słyszymy.

Widać też, że Donald Tusk znalazł wroga zastępczego, którego atakować można znacznie brutalniej niż PiS, bo można się przy tym skupić na negatywnych emocjach a nie merytorycznych argumentach.

To oczywiście TVP, które codziennie daje liderowi największej partii opozycyjnej powód do ataku. Pracownicy TVP Info, którzy wychodzą z konferencji Tuska trzaskając drzwiami, komentatorzy stacji, którzy w rocznicę Powstania Warszawskiego mówią, że przewodniczący PO nie ma polskich genów, programy informacyjne, które do znudzenia powtarzają „fur Deutschland” – to wszystko sprawia, że wyborcy centrowo-liberalni coraz chętniej opowiadają się po stronie byłego premiera. Taka dawka hejtu ze strony telewizji Jacka Kurskiego, która nie spotkała nawet Rafała Trzaskowskiego, mobilizuje wyborców i pozwala na emocjonalną polaryzację „my kontra oni”.

Powrót Tuska zmienił też układ sił na całej scenie politycznej. Polska 2050 bardzo mocno traci, Lewica stara się stanąć w opozycji do liberałów i jednocześnie nie zbliżyć za bardzo do PiS. W miarę spokojni są tylko ludowcy i konfederaci. Tusk dla ich elektoratu jest zdecydowanie mniej atrakcyjny niż dla pozostałych.

Ale najciekawsze jest oczywiście to, co dzieje się w PiS. Narracja ostatnich dni głosi, że „Tusk boi się Morawieckiego”, ale to tylko częściowa prawda. Rzeczywiście, Donald Tusk w przeciwieństwie do swoich młodszych kolegów dość poważnie traktuje Morawieckiego i nie zamierza go lekceważyć. Jednak jednocześnie doskonale wie, że sugerowana przez część polityków PiS taktyka „więcej Morawieckiego, mniej Kaczyńskiego” nie ma szans na realizację, bo prezes Kaczyński nie wytrzyma długo na tyłach, kiedy widzi swojego „arcywroga” w natarciu. Wcześniej prezes PiS mógł usunąć się w cień w poprzednich kampaniach, bo w nich nie było Tuska – była Ewa Kopacz w 2015, był Grzegorz Schetyna w 2019, był Borys Budka w 2020.

A Tusk wie, że jest w stanie wciągnąć prezesa w osobistą rozgrywkę i wie, że PiS to już nie jest ta sama partia, co 6 lat temu. Jest raczej jak Platforma w 2012-2013 roku – ociężała, arogancka, butna.

Doskonały przykład? Jedno z pozoru nic nieznaczące wydarzenie. Na wiecu w Gdańsku Donald Tusk użył sformułowania „Ruski Ład” w odniesieniu do polityki PiS. Tak samobrzmiący hasztag robi furorę w social mediach. Tusk, który umie używać słów i zna ich znaczenie w polityce, trafił w samo sedno tego, co myślą jego wyborcy. PiS odpowiedziało więc spotem, w którym chciało pokazać, że to politycy Tuska rozmawiali z Rosjanami – z Putinem czy Miedwiediewem (co zresztą merytorycznie broni się słabo, bo trudno robić zarzut dyplomacji, że rozmawia z naszym największym sąsiadem).

Jakby tego było mało, produkcja niezbyt skomplikowanego filmiku trwała 10 dni – w czasach kiedy komunikacją w PiS zarządzali Adam Hofman czy Marcin Mastalerek, potrwałoby to co najwyżej 24 godziny.

To oznacza, że PiS albo wciąż nie docenia „efektu Tuska” albo jest już tak wewnętrznie rozlazłe, że nie wie jak sobie z przeciwnikiem takiej wagi poradzić.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUnik, który może uratować miliardy
Następny artykuł“Królowie życia” w celi. Wcześniej przepuścili milion złotych