31 stycznia wieczorem węgierski premier, będąc już w Moskwie, zadzwonił do sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, demonstrując swoją lojalność wobec Sojuszu w przededniu spotkania z Putinem. „Dobra rozmowa telefoniczna z Viktorem Orbánem, premierem Węgier, naszym wiernym sojusznikiem” – napisał na Twitterze Stoltenberg. Nazajutrz Orbán powiedział Putinowi, że jego wizyta jest… misją pokojową Unii Europejskiej.
Czytaj także: Zwykli Rosjanie nie wierzą w wybuch wojny, ale bardzo się jej boją. Sprzeczność jest tu tylko pozorna
Gaz, Sputnik i Węgier w kosmosie
Węgierski minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó zapewniał, że chociaż Orbán z Putinem widzieli się już dwanaście razy, trzynaste spotkanie będzie najważniejsze. Prezydent przyjął premiera na Kremlu. Zwracał się do niego publicznie per „ty”, co miało świadczyć o zażyłości. – Chciałbym zapewnić, że żaden z krajów UE nie chce konfliktu. Jesteśmy gotowi na sensowne porozumienie – mówił Orbán. I zaraz dodał, że ewentualne sankcje, które UE nałożyłaby na Rosję w razie inwazji na Ukrainę, skazane będą na porażkę. Putin był wyraźnie zadowolony. Nie ukrywał, że życzyłby sobie, aby Orbán utrzymał się przy władzy, bo wzajemna współpraca układa się dobrze.
Orbán ani słowem nie napomknął o zagrożeniu dla Ukrainy. Zabiegał głównie o zwiększenie dostaw gazu z Rosji w ramach podpisanego jesienią 2021 roku 15-letniego kontraktu z Gazpromem, który daje Węgrom nieco mniej niż połowę zapotrzebowania. Przywódcy rozmawiali też o rozbudowie przez Rosatom węgierskiej elektrowni Paks, którą wstrzymał węgierski urząd atomistyki, o produkcji rosyjskiej szczepionki Sputnik V na Węgrzech i… węgierskim programie kosmicznym, w ramach którego do 2024 roku Budapeszt chce nie tylko wysłać w kosmos drugiego w historii węgierskiego astronautę, ale i własnego satelitę komunikacyjnego. Oczywiście przy pomocy rosyjskiej agencji państwowej Roskosmos.
Zdrajca na czerwonym dywanie
– Pojechał po tani gaz i samowystarczalność energetyczną, a przy okazji próbował jeszcze załatwić pokój. Oto cały Orbán! – ironizuje Gábor Miklós, publicysta liberalnego tygodnika „Jelen”. – To polityczny teatr. Węgry są prowincjonalnym krajem na peryferiach i nie mają żadnego wpływu na to, co dzieje się w Europie, ale Orbán demonstruje swemu elektoratowi, że jest wielkim graczem, politykiem światowej ligi. Oto bowiem w tak kluczowym momencie rozwijają przed nim czerwony dywan na Kremlu – tłumaczy. Węgierska opozycja bezskutecznie apelowała, by Orbán odwołał spotkanie z Putinem. W oświadczeniu wydanym przez sześć partii, które stają wspólnie przeciwko Fideszowi w kwietniowych wyborach parlamentarnych, napisano m.in., że premier, który „w tak napiętej sytuacji wyskakuje do Moskwy, aby stanąć na czerwonym dywanie, (…) zdradza nie tylko interesy Węgier, ale i Europy”.
Słowa o zdradzie były bardzo mocne jak na standardy węgierskiej polityki, tyle że, jak zapewnia mnie János Széky, pisarz i redaktor magazynu polityczno-kulturalnego „Élet és Irodalom”, wyborcy Orbána i Węgrzy niezdecydowani, na kogo głosować, nie postrzegają umizgów wobec Rosji jako zaprzaństwa. – Dla fanów Orbána wyjazd do Moskwy był jak najbardziej OK. Niezdecydowanym z jednej strony fałszywe poczucie zdrowego rozsądku podsuwa myśl, że może dobrze ułożyć się z Rosjanami, bo co zrobilibyśmy bez ich gazu i ropy? Z drugiej zaś targa nimi tradycyjna niechęć wobec Rosji – tłumaczy Széky.
Orbánowi udało się jednak ową niechęć mocno osłabić. Węgrzy, których dwa najważniejsze powstania narodowe – 1848 i 1956 roku – zostały stłumione przez Rosjan, nie postrzegają już Moskwy jako wroga. – Od lat orbánowskie media wychwalają Putina i cytują jako wiarygodne źródła agencję TASS, Sputnika i Russia Today – mówi Szabolcs Panyi, dziennikarz śledczy portalu Direkt36.hu. Zarówno Putin, jak i Xi Jinping cieszą się popularnością wśród wyborców Fideszu. Z badania nastrojów społecznych Globsec Trends 2021 wynika, że poziom poparcia dla Orbána wynosi 42 proc.
Rosyjska propaganda wykorzystuje wypowiedzi członków węgierskiego rządu do wbijania klina pomiędzy sojuszników w NATO. – Wizyta Orbána była dla Putina świetną okazją, by zademonstrować opinii publicznej, że Sojusz jest podzielony i że linia podziału przebiega przez państwa będące sąsiadami Ukrainy. Z jakiegoś powodu minister obrony Węgier Tibor Benkő powiedział, że nasz kraj nie potrzebuje wzmocnienia ze strony Sojuszu – zwraca uwagę Panyi. Co znamienne, odrzucił po raz drugi pomocną dłoń NATO dosłownie kilka godzin przed spotkaniem na Kremlu. Tego samego dnia premier Morawiecki był w Kijowie, by zademonstrować polskie poparcie dla zagrożonej inwazją Ukrainy. Kreml nie mógł sobie wymarzyć lepszego zbiegu okoliczności – w świat poszedł przekaz, że oto Europa Środkowa, „osierocona po upadku Układu Warszawskiego”, jak to ujął niedawno minister Siergiej Ławrow, miota się między Wschodem a Zachodem.
Czytaj też: Wielu Rosjan wciąż śni za potęgą. „Język ukraiński? Daj spokój, nie istnieje. To wiejska gwara”
Koń jaki jest, każdy widzi…
W 2019 roku „New York Times” ostrzegał, że przeniesienie z Moskwy do Budapesztu siedziby Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego, dawnej instytucji rozliczeniowej krajów RWPG, może otworzyć rosyjskim szpiegom drzwi do Unii Europejskiej. Węgierska opozycja protestowała, twierdząc, że bank będzie koniem trojańskim Putina. Problem w tym, że Węgry były już wtedy koniem trojańskim Rosji w NATO i UE. Orbán nie ukrywa słabości do Putina i zacieśnia z nim więzi, nie bacząc na krytykę. W lutym 2015 roku jako pierwszy przywódca UE przyjął prezydenta Rosji po aneksji Krymu. Kolejne kontrowersyjne spotkanie na szczycie w październiku 2019 roku zbiegło się w czasie z blokowaniem przez Węgry wspólnej deklaracji NATO w sprawie Ukrainy.
Od końca 2017 roku Węgry konsekwentnie utrudniają współpracę między Sojuszem a Kijowem, torpedując spotkania wysokiego szczebla czy blokując Ukraińcom dostęp do zasobów obrony cybernetycznej NATO. W ten sposób Budapeszt protestuje przeciwko rzekomemu dyskryminowaniu liczącej 150 tys. osób mniejszości węgierskiej na Rusi Zakarpackiej, która przed I wojną światową była częścią Austro-Węgier. Chodzi o ustawę o języku ukraińskim wprowadzoną przez władze w Kijowie po aneksji Krymu, a utrudniającą naukę w językach mniejszości. – Minister Szijjártó zapowiedział, że jeśli nie poprawi się sytuacja węgierskiej mniejszości, to Budapeszt w żaden sposób nie pomoże Ukrainie nawet w razie inwazji – mówi Széky.
To wszystko stawia pod znakiem zapytania wiarygodność Węgier jako członka wspólnoty Zachodu. – Orbán zachowuje się jak lokaj Putina, ale Węgry ani razu nie zawetowały unijnych sankcji wobec Rosji i uczestniczyły w misji NATO w Afganistanie – podkreśla jednak Gábor Miklós.
Wolta na gazie
Orbán doskonale wie, jakie zagrożenia niesie ze sobą sojusz z Putinem, bo długo był po drugiej stronie barykady i krytykował rosyjski imperializm. Do polityki wszedł pod koniec lat 80. jako liberał domagający się wycofania wojsk sowieckich z Węgier. Właśnie m.in. za antyputinowską postawę podziwiał go Péter Márki-Zay, dziś kandydat zjednoczonej opozycji na premiera. – Czar prysł 25 listopada 2009 roku, kiedy Orbán spotkał się z Putinem – mówił mi Márki-Zay. – Do tego dnia nigdy nie krytykował Unii i nie zdarzyło mu się poprzeć Rosji. Od tego czasu popiera Putina i ciągle krytykuje UE.
János Széky spekuluje, że być może jest to prawdziwa sympatia i podziw dla prezydenta Rosji, może są to jakieś ciemne biznesy z korupcją w tle, obietnica korzyści terytorialnych dla Węgier, jeśliby doszło do podboju Ukrainy, albo po prostu szantaż. – Najłatwiejszym wytłumaczeniem jest przyjęcie, że Orbán to sługa Putina. Z tej perspektywy nie liczy się więc to, co chciał osiągnąć w Moskwie, ale czego oczekiwał od niego Putin.
Veronika Jóźwiak
Fot.: PISM
Veronika Jóźwiak, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: – Spekuluje się, że poza korzyściami finansowymi dla węgierskiego budżetu zbliżenie z Rosją mogło być podyktowane polityką wewnętrzną. Według jednej z teorii Orbán poszedł na ugodę z Putinem przed wyborami w 2010 r. Moskwa miała wstrzymać wsparcie finansowe dla skrajnie prawicowego Jobbiku, który rósł w siłę, w zamian za politykę sprzyjającą Rosji w przypadku wygranej Fideszu. Dzisiaj w interesie Rosji zdecydowanie leży to, aby Orbán rządził dalej.
Prof. Bogdan Góralczyk, politolog i autor wydanej dwa lata temu książki „Węgierski syndrom Trianon”, nieco inaczej wyjaśnia woltę premiera. – Od 2010 roku Orbán prowadzi „Keleti Nyitás” – politykę otwarcia na Wschód. Na początku wydawało się, że chodzi głównie o zacieśnianie związków gospodarczych i handlowych z Rosją i Chinami, ale okazało się, że to także regularny dialog z Putinem, którego nie przerwała aneksja Krymu. W 2014 r. Orbán doprecyzował, że „Keleti Nyitás” to również zwrot w kierunku demokracji nieliberalnej. To głęboka i trwała wolta.
Zdaniem Góralczyka relacja jest wzajemnie korzystna: – Putin ma „wejście” do krajów UE i NATO, a Orbán – rosyjski gaz i rozbudowę elektrowni atomowej. Poza tym nie musi się rozliczać z pieniędzy od Putina i to mu najbardziej imponuje. O ile na rozbudowie elektrowni atomowej zależy głównie Rosji, to zwiększenie dostaw gazu leży w żywotnym interesie Orbána. Węgry podobnie jak Polska mają kłopot z inflacją, Orbán stara się obniżać ceny żywności i energii, więc obiecany przez Putina tańszy gaz stanie się osią kampanii wyborczej Fideszu. Potwierdza to Szabolcs Panyi: – Rosyjski gaz jest kluczem do przetrwania Orbána. Od wyborów 2014 roku obniżka cen energii jest najważniejszą częścią programu wyborczego Fideszu. Z kolei rosyjskie biznesy takie jak rozbudowa elektrowni Paks są wielką okazją do nabicia sobie kabzy przez biznesowe koła związane z premierem, bo na Węgrzech wielkie rządowe przetargi wygrywają zawsze firmy bliskie Orbánowi.
Umowa gazowa jest tajna, więc nie wiadomo, ile Węgrzy płacą za rosyjski gaz, ale obu stronom musi się ta relacja opłacać. – Rosja wykorzystuje Węgry Orbána do osłabiania struktur zachodnich, zaś Węgry Orbána i przedsiębiorcy bliscy partii rządzącej lub związani bezpośrednio z premierem czerpią korzyści finansowe z gospodarczego zbliżenia z Moskwą – mówi Veronika Jóźwiak. Słowem, prezydent Rosji zainwestował w najsłabsze ogniwo Unii i ta inwestycja się zwraca. – Gdyby Węgry nie były w UE i NATO, Putin nie interesowałby się tym krajem, a Orbán nie miałby dla niego żadnego znaczenia – dodaje Jóźwiak.
Joschka Fischer, szef niemieckiej dyplomacji z czasów, kiedy Unia rozszerzała się na Wschód, powiedział kilka lat temu, że Orbán jest jedynym w Europie putinistą u władzy. Odkąd Angela Merkel przestała być kanclerzem, putinista stał się liderem z najdłuższym stażem w fotelu premiera w całej Unii Europejskiej.
Czytaj też: Czy w Polsce realizowany jest scenariusz pisany cyrylicą? A jeśli tak to przez kogo pisany?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS