A A+ A++

Jak pouczają nas wybitni znawcy tematu, klasyczna, wręcz kanoniczna, receptura rosyjskiej rewolucji to: niemieckie pieniądze, żydowski intelekt i rosyjska głupota. Uogólniając to, jakże genialne w swej prostocie i przenikliwości, spostrzeżenie, możemy stwierdzić, iż do przeprowadzenia rewolucji potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, kierownictwa oraz kierowanych, których możemy nazywać dla jasności obrazu frajerami. Na marginesie warto może nadmienić, iż mądry ludojad Stalin, zapewne hołdujący zasadzie omne trinum perfectum, twierdził, że do prowadzenia wojny potrzeba takoż trzech rzeczy: pieniędzy, ludzi i dobrej woli (tę miał zapewnić Churchill, człowiek nijak z niczym dobrym się przyzwoitym ludziom nie kojarzący). Autor niniejszego pozwala sobie dostrzegać pewną analogię pomiędzy obiema recepturami.

Jak jest z tymi pieniędzmi – do końca nie wiemy. Nie jest rzeczą wykluczoną, że przywódczyni narodu niemieckiego postanowiła wymierzyć nam tęgiego klapsa za sabotowanie gazowych manewrów okalających oraz brak należytego szacunku wyrażający się uporczywym nieoddawaniem należnych hołdów i pokłonów. Zawezwała więc jakichś paru “wolnych panów” dzierżących stery BND i zażądała stanowczym tonem, iżby sięgnęli po stare, wypróbowane metody destabilizacji, co przy wykorzystaniu rozbudowanej agentury nie powinno szczególnie drogo kosztować. W końcu kogo ma być stać, jak nie Państwo Stu Rodzin? Nie jest też rzeczą całkowicie wykluczoną, że dołączyć do niemieckiej akcji postanowiły dołączyć i inne rozgoryczone kierownictwa wraz ze swoimi służbami i ich agenturalnymi przedłużeniami. Czy można w końcu się dziwić palącej zadrze w sercu Wlodzimierza Włodzimierzowicza? Taka niewdzięczność! Sądy, arbitraże, sankcje – między braćmi-Słowianami?

Kto się tam jeszcze dołożył bezpośrednio do wywołania “protestów” w sprawie spędzania płodu (tak się to po polsku nazywa) kiedy tylko się zapragnie oraz uleczenia poczucia winy poprzez zakneblowanie budzącego głos sumienia Kościoła Powszechnego, tego oczywiście nie wiemy, niemniej byłoby wbrew zaszłościom, aby nie przywołać w tym miejscu wieloletniego fundatora etatów dla obustronnie leworęcznych “działaczy społecznych”, jak się dzisiaj nazywa zawodowe rewolucjonistki i rewolucjonistów, którzy, jako niezdolni do opanowania sztuki kładzenia gładzi, inaczej niechybnie by z głodu pomarli, pana Jerzego Szorosza, że go sobie pozwolę pisać z polska. Listę sponsorów akcji można by rozszerzać w trybie dywagacji dość długo, co najmniej o pięć dalszych pozycji, ale co nam po tym? Przecież celem naszym poznać zasadę, a nie jakieś światło ćmiące detale.

Co do intelektu, czy też kierownictwa, trudno nie wskazać na te same podmioty, co wymienione przy ustalaniu źródeł finansowania, może jednak z pominięciem pana Szorosza, gdyż nie wydaje się, aby którykolwiek z finansowanych przezeń półgłówków (a celniej chyba z ruska – prydurków) był w stanie organizować jakiekolwiek protesty. Jego “wojsko” przeznaczone jest raczej do tzw. partyjnej roboty, a więc duraczenia, rozmiękczania mózgów, sączenia jadu postępackich teorii i fobii – przygotowywania frajerów – mięsa armatniego rewolucji. Jest to więc pewien rodzaj kierowania procesem, niemniej nie bezpośrednio wydarzeniami.

Za niemieckim kierownictwem walki o wolność spędzania płodu przemawia pewien, w opinii piszącego te słowa, dość ważki argument. Otóż Niemcy mają skłonność do tworzenia i powielania wzorców. Trafaret to słowo-klucz do niemieckiej mentalności. Autor niniejszego ma nieodparte wrażenie, że “wolni panowie” powielają w Polsce wzorce wydarzeń na Łotwie z lat 1905-1906 (zła wiadomość jest taka, że doświadczenia łotewskie oraz kadry zostały wykorzystane w 11 lat później z niesłychaną skutecznością na ogromną skalę). Widać też czerpanie z prowokacji końca lat 60. i innych wydarzeń “rewolucyjnych”, niemniej wrażenie odbijania trafaretu jest dla mnie dojmujące. (Od tygodnia noszę się z zamiarem popełnienia notki o łotewskich wydarzeniach rewolucyjnych, losach łotewskich frajerów oraz morałach z tego wszystkiego płynących, ale cóż, gdy moja perska kotka domaga się niustannie pieszczot, późne gruszki czekają by stać się podstawą Tatin, w balonach bulgoce perry, prawdziwy tonic z chinowca wychodzi za każdym razem lepszy… ech, życie!)

Revenons à nous moutons. Pozostał nam do rozebrania ostatni składnik, bez którego, jak i bez poprzednich, ani rusz. Ten skladnik to – parafrazując kanoniczną rewolucyjną recepturę – polska głupota. Rewolucja potrzebuje, jak wojna, ludzi – mięsa armatniego, żołnierzy, frajerów, którzy będą się narażali, ginęli, robili rzeczy straszne i obrzydliwe, aby jakiś sponsor Dantona czy Mirabeau nabijał sobie kieszenie, przejmował fabryki, ziemie, finanse. Bez rosyjskiej głupoty rosyjska rewolucja nie byłaby możliwa –  nie dałoby się Rosjan wyszlamować z 1300 ton złota i jeszcze co najmniej 200 wymusić głodem na Ukraińcach. Gdyby nie skuteczne oduraczenie tefałenami, “wysokimiopcasami”, pseudonaukową “humanistyką” w zakładach synekur, mieniących się uniwersytetami – nie byłaby możliwa fala protestów w sprawie swobody spędzania płodu.

Autor niniejszego spodziewa się zarzutu, że pomija “czynniki obiektywne” – jak zmęczenie epidemią, ograniczeniami, lęk wywołany spowolnieniem gospodarki. Otóż rewolucji nie organizuje się, gdy wszystko kwitnie, najwyżej się ćwiczy przed nadejściem dogodnego momentu. To, że to tylko ćwiczenia, wynika z logiki niemieckich działań – Niemcy nigdy nic nie robią bez przećwiczenia, bez stworzenia trafaretu do powielenia. (Po klęsce Ciamajdanu przyszedł czas ćwiczenia wariantu z atakiem na Kościół itd.) A istotna kwestia jest taka, że, jak w czasie przygotowywania rewolucji bolszewickiej, Niemcy mogą – bo ich stać – wypełnić media treściami wskazującymi na załamanie gospodarki, beznadziejność położenia ekonomicznego, konieczność radykalnych zmian itp. – cały ten repertuar. Ale, jeżeli Niemcy zechcą powielać cały schemat i aktualna rewolta służy im tylko do zebrania doświadczeń i wyłonienia kadr, jak ta łotewska 1905-6, to mamy jeszcze czas na przeciwdziałanie, na repolonizację (która wszak nie chroni przed agenturą i przekupstwem), na przygotowanie list, spisów, miejsc odosobnienia. Trzeba się ogarniać. Trzeba pilnie się ogarniać. Tuszę, że pan Mariusz Kamiński czuwa i “rewolucjonistom” tak dobrze idzie, bo nie chceon swoich kart odkrywać, ujawniać agentury, pokazywać możliwości. W końcu to ćwiczenia z obu stron bacznie obserwowane.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Siem. Śląskie: Czy wiesz, że ?
Następny artykułUM Gniezno: Przetarg na sprzedaż lokalu położonego w Gnieźnie przy ulicy Lecha