A A+ A++

Unia Europejska po latach niepowodzeń w dziedzinie dbałości o różnorodność biologiczną zamierza wprowadzić nową strategię ochrony przyrody pod nazwą „Przywracanie natury do naszego życia” i do roku 2030 zatrzymać dramatyczne zanikanie bioróżnorodności. Tymczasem Lasy Państwowe, gospodarujące na niemal jednej trzeciej powierzchni naszego kraju, idą w zaparte i stosują ciągle te same, anachroniczne modele zarządzania przyrodą, które przyczyniły się do obecnego kryzysu ekologicznego. Czas pokazać leśnej korporacji czerwone kartki i zażądać wprowadzenia niezbędnych zmian w gospodarce leśnej.

Pierwsza czerwona kartka – Las Murckowski

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

O pozostałości Puszczy Śląskiej na granicy Katowic i Mysłowic zrobiło się głośno, gdy Nadleśnictwo Katowice postanowiło wykonać zapisy planu urządzenia lasu i wyciąć m.in. ponad 100 drzew liczących 150 lat i więcej. Leśnicy chcieli wyciąć stare drzewa, by w ich miejsce posadzić młode pokolenie buków i w ten sposób – zgodnie z zasadami gospodarki leśnej – zadbać o trwałość leśnego ekosystemu. Przeciw wycince zaprotestowało Stowarzyszenie Duchy Lasu, kilka tysięcy mieszkańców, radni miasta Katowice, a w końcu i sam prezydent Katowic, który wystąpił z wnioskiem o objęcie ochroną tego terenu.

Wobec medialnej burzy i propozycji prezydenta Krupy Nadleśnictwo Katowice ugięło się i zgodziło na ustanowienie Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego na spornym terenie.

Najstarsze, pomnikowe drzewa przetrwają, ale nadleśnictwo zastrzega, że cięcia i tak się odbędą, choć nie tak radykalne, jak pierwotnie zakładano. Mają przede wszystkim służyć odsłonięciu nowego pokolenia drzew.

Leśnicy przekonują, że bez tego odsłonięcia, które wiąże się z wycięciem starych drzew, las może nie przetrwać. Jednocześnie przyznają, że obecny drzewostan znajduje się w fazie rozpadu. Nie wyjaśniają jednak, co to dokładnie oznacza.

Powiedzmy więc za nich: najstarsze drzewa będą zamierać i przewracać się, dając jednocześnie przestrzeń i światło młodym drzewom. Równocześnie rozkładające się drewno będzie tworzyło nowe siedliska życia dla wielu organizmów, sprzyjając tym samym różnorodności biologicznej. Wszystko pięknie, tylko że wtedy praca leśnika staje się niepotrzebna. Mało tego, nie będzie można sprzedać dorodnego buka i zasilić konta korporacji. W dylemacie przyroda czy zysk Lasy Państwowe wybierają oczywiście to drugie. I to pomimo że obywatele coraz częściej dopominają się o pozostawienie starych lasów w spokoju, szczególnie tych znajdujących się na obrzeżach miast.

W tej historii jest jednak coś bardziej bulwersującego. Planów urządzenia lasu, w oparciu na których działają leśnicy, w żaden sposób nie można zaskarżyć w sądzie. Wymagane konsultacje społeczne są zaś fikcją. Ostatecznie to korporacja drzewna dzieli i rządzi. Arbitralnie i arogancko. Przykład Lasu Murckowskiego pokazuje, że dopiero prośba prezydenta Katowic postawiła Nadleśnictwo Katowice pod wizerunkową ścianą. Korporacja pozornie ugięła się, godząc się wprowadzić ochronę fragmentu lasu. Ale i tak prawdopodobnie zrobi swoje, czyli wytnie sporą część starodrzewu.

Druga czerwona kartka – rezerwat Madohora

Na pograniczu województw śląskiego i małopolskiego, w Beskidzie Małym, leży rezerwat Madohora. Pod koniec zeszłego roku władze położonego nieopodal Andrychowa postanowiły powiększyć go o niecałe 30 ha, by lepiej zadbać o zlewnię potoku Wieprzówka, z którego miasto czerpie wodę. Wysłały więc wniosek do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Przyrody w Krakowie, której dyrektor z mocy prawa może powiększyć rezerwat. Mimo że RDOŚ pozytywnie zaopiniował wniosek, okoniem stanęły Nadleśnictwo Andrychów i Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Katowicach. W uzasadnieniu leśnicy napisali, że gospodarka, którą prowadzą na obszarze projektowanego rezerwatu, ma właśnie na celu „zachowanie i wzmocnienie funkcji wodo- i glebochronnych lasu”. Rezerwat? Zupełnie jest po nic.

Jak zatem Nadleśnictwo chce zachować i wzmocnić funkcję retencyjną rzeczonego terenu? Tak, zgadłeś – wjeżdżając ciężkim sprzętem na teren starodrzewu, tworząc drogi zrywkowe, którymi woda szybko spływa, i wycinając 30 proc. drzew. Tych najstarszych oczywiście.

Dodajmy, że właśnie zróżnicowane wiekowo drzewostany górskie z dużą ilością martwego drewna w najlepszy sposób zatrzymują wodę i gwarantują jej zrównoważoną dostępność dla niżej położonych terenów.

To nie koniec karuzeli absurdów. Nadleśnictwo Andrychów, jak i RDLP w Katowicach, a nawet sam dyrektor generalny lasów państwowych zapewniali, że wycinka nie jest i w najbliższym czasie nie będzie prowadzona. Dwa dni po tych deklaracjach wizja terenowa prowadzona przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot wykazała, że drzewa są jednak wycinane.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu Madohora działa stacja narciarska Czarny Groń, która pozyskuje wodę do naśnieżania stoku z… potoku Wieprzówka właśnie. A leśnicy kilka lat temu pozytywnie zaopiniowali wniosek o zmianę przeznaczenia 15 ha lasu w sąsiedztwie Madohory na cele nieleśne, związane z rozbudową ośrodka Czarny Groń. Tak oto wielki biznes ramię w ramię z leśnikami „dbają” o to, by Andrychów miał wystarczające zaopatrzenie w wodę.

Trzecia czerwona kartka – wydzielenie 219a w Bieszczadach

Wilczyce w leśnym obozie w wydzieleniu 219aWilczyce w leśnym obozie w wydzieleniu 219a fot. Jakub Chełmiński

W otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego rośnie piękny i stary las, o którym leśnicy zapomnieli. Od co najmniej 40 lat nie prowadzono w nim żadnych zabiegów hodowlanych. Swoją drogą aż dziwne, że las przetrwał, skoro leśnicy uważają, że „nieprawdą jest, że las rośnie sam”. A tu okazało się, że nie dość, że przetrwał, to jeszcze stał się prawdziwą przyrodniczą perłą, zasługującą na ochronę w postaci rezerwatu.

Ale las nie ma jednak szczęścia. Nadleśnictwo Stuposiany postanowiło wykonać plan urządzenia lasu, który zakładał pozyskanie ponad 10 proc. drzewostanu na powierzchni 30 ha. Po raz kolejny powodem miało być odsłonięcie młodego pokolenia drzew, czyli promowanie odnowień naturalnych.

Tym razem w obronie tego lasu stanęli przyrodnicy z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, później list napisała Olga Tokarczuk, a gdy to nie pomogło, aktywistki i aktywiści o nazwie Kolektyw Wilczyce powiedzieli: stop! Przedarli się przez śniegi i zamieszkali na platformach wysoko na bukach i jodłach, by w ten sposób własnymi ciałami zablokować wycinkę.

W tym oddalonym od siedzib ludzkich miejscu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. A to w nocy ktoś pociął nożem kilka namiotów w obozie ekologów. Ktoś umieścił kostkę toaletową w potoku, z którego czerpali wodę. Ktoś podpalił baner wiszący na bramie obozu. Ktoś ciągnikiem pofatygował się w to odludne miejsce, by roznieść w pył bramę obozowiska. Ktoś oblał cuchnącą substancją samochód aktywisty. Wreszcie ktoś przeciął liny utrzymujące platformę na drzewie, co bezpośrednio groziło śmiercią przebywającego na górze człowieka (na szczęście nikogo wtedy tam nie było).

Ekolodzy broniący lasu pod Bukowym Berdem codziennie słyszą wyjące piły. W najlepsze trwa wycinka w innych wydzieleniach, może nawet cenniejszych przyrodniczo niż to, gdzie zlokalizowana jest blokada. Ale wydzielenie 219a jest symbolem oporu przed arogancją Lasów Państwowych; zwróceniem uwagi na anachroniczny charakter gospodarki prowadzonej w polskich lasach.

Gospodarka leśna do zmiany

Trzy czerwone kartki, które wlepiłem Lasom Państwowym, wskazują tylko wierzchołek góry lodowej. Tych kartek powinno być znacznie więcej. Puszcza Białowieska, Lasy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, Las w Kleszczowie pod Krakowem, Las Mokrzańskiego we Wrocławiu, Toruński Las na Barbarce, Lubelski Stary Gaj, Las Miejski koło Giżycka, Szczecińska Puszcza Bukowa, Las koło Lublińca i wiele, wiele innych – to miejsca nieustającego konfliktu między leśną korporacją a obywatelami chcącymi ochronić cenne drzewostany.

Lasy są naszym wspólnym dobrem, a leśnicy zostali przez nas delegowani do tego, by nimi w odpowiedni sposób zarządzać. To szczególnie ważne w obecnych czasach, w których zmagamy się z katastrofą klimatyczną i dramatycznym spadkiem różnorodności biologicznej. Model gospodarki leśnej prowadzonej przez Lasy Państwowe zupełnie rozmija się z wyzwaniami, przed którymi stoimy.

Dostrzegła to Komisja Europejska, która w zeszłym roku zaproponowała objęcie 10 proc. powierzchni lądów ochroną ścisłą. Wiąże się to między innymi z wyłączeniem gospodarki leśnej na tych obszarach. Priorytetowej ochronie mają podlegać wszystkie lasy pierwotne oraz starodrzewy, czyli np. takie jak w Lesie Murckowskim, w sąsiedztwie rezerwatu Madohora czy w wydzieleniu 219a w Bieszczadach.

Gdyby to się udało, byłaby to rewolucja wywracająca do góry nogami obecną politykę Lasów Państwowych. W Polsce ochroną ścisłą objętych jest dzisiaj 0,7 proc. lasów. To jeden z najniższych wskaźników w Europie.

W Nadleśnictwie Stuposiany, gdzie znajduje się wydzielenie 219a, 61 proc. drzewostanów ma ponad 100 lat. To ponad 5 tys. ha powierzchni! Zgodnie z planami Unii Europejskiej wszystkie powinny być ściśle chronione. A batalia toczy się o 30 ha, których Lasy Państwowe nie chcą odpuścić. Za chwilę może będą musiały wyłączyć z gospodarki obszar prawie 200 razy większy.

Chcemy lasów a nie plantacji

Jednak to nie liczby są tutaj najważniejsze. Lasy Państwowe muszą zrozumieć, że pełnią wobec społeczeństwa rolę służebną. To zaś pociąga za sobą możliwość kontroli i współdecydowania o kształcie gospodarki leśnej przez obywateli. Obecnie jest to niemożliwe. Konsultacje są fikcyjne, a plany urządzenia lasu nie podlegają zaskarżeniu do sądów. Jedyne, co nam pozostaje, to przypinanie się do drzew lub inne formy protestu przeciwko anachronicznym rozwiązaniom prawnym. Albo czekanie na werdykt Trybunału Sprawiedliwości UE, który rozpatruje skargę przeciwko Polsce za uniemożliwianie dostępu do wymiaru sprawiedliwości w odniesieniu do planów urządzenia lasu.

Widać jednak światełko w tunelu. W ciągu dziesięciu lat powinniśmy mieć 30 proc. obszaru naszego kraju pod ochroną, w tym 10 proc. pod ochroną ścisłą. Puszcza Białowieska, Puszcza Karpacka i wiele mniejszych, starych lasów powinno ocaleć. A gospodarka leśna kontrolowana przez nas, obywateli, będzie oparta głównie na funkcjach pozaprodukcyjnych. I niech tak się stanie.

* Autor jest publicystą, autorem książek poświęconych relacji człowiek–środowisko, m.in.: „Odkrywanie Natury”, „Stąpając mocno po ziemi” czy „Człowiek wobec natury. Psychologia ochrony przyrody”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKarkonosze Tomasza Olszewskiego
Następny artykułRZESZÓW. Zakażony covidem żołnierz WOT stawił się na ćwiczenia. Jest śledztwo prokuratury