A A+ A++

Trzeba było się pod coś pilnie podpiąć, żeby nie wyszło na to, iż tak wielki człowiek jak prezydent Warszawy zajmuje się tylko kostką brukową.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Komedia! Trzaskowski nie leci do USA, tylko wystąpi online. Nie na debacie Kongresu, tylko spotkaniu podkomisji. KOMENTARZE

Rafał Trzaskowski wystąpi przed Kongresem USA jeszcze bardziej niż Donald Tusk przed samą górą. To znaczy nie przed Kongresem, tylko jakąś jego podkomisją, w dodatku zdalnie. Każdy kongresmen z jakiejś podkomisji czy z powodu dowolnego widzimisię może sobie zaprosić kogoś do jakiejś debaty, nawet Barbarę Kurdej-Szatan, Klaudię Jachirę albo Dariusza Mioduskiego (nie, to chyba jest jednak kopanie leżącego). Nieważne. Ważne są skojarzenia: USA, Kongres, Lech Wałęsa (15 listopada 1989 r.) i zaproszenie, czyli jesteśmy w politycznej ekstraklasie. Skądinąd w takich kategoriach woźni Kongresu są w niej nieustannie.

Wytłumaczenie wielkiego skoku Rafała Trzaskowskiego do światowej elity jest proste. Biedak nasłuchał się o rozmowach Donalda Tuska z „samą górą”, więc „ja też, ja też”. Ale Donald Tusk to pestka. Problemem, czyli kompleksem Rafała Trzaskowskiego jest premier Mateusz Morawiecki. A właściwie jego bardzo intensywny tydzień spotkań z europejskimi przywódcami. Morawiecki może, a Trzaskowski ma siedzieć w Warszawie i zajmować się uprzątaniem kostek brukowych z Ronda Dmowskiego? Tak być nie może.

Ktoś mający kontakt w Kongresie albo znający kulisy jego działania pomyślał, że trzeba się pod coś pilnie podpiąć, żeby nie wyszło na to, iż tak wielki człowiek jak prezydent Warszawy zajmuje się tylko sprzątaniem miasta bądź przerabianiem Alej Jerozolimskich na królestwo rowerstwa i hulajnostwa. No to zainicjowali albo znaleźli gotowca w postaci dyskusji o demokracji w Polsce. Takich dyskusji, także na temat Vanuatu i Kiribati, jest w Kongresie sporo, bo to zależy wyłącznie od poczucia humoru (lub jego braku) kongresmenów, ich asystentów, znajomych asystentów bądź ludzi przechodzących obok Kongresu.

Zrobienie z jakiegoś mało znaczącego eventu epokowego wydarzenia, mającego rzucić Polaków na kolana przed wielkim Rafałem bazuje na kompleksach młodych, wykształconych, z dużych miast oraz na przekonaniu, że wszystko, co się wiąże z Ameryką jest czymś największego kalibru. Nie jest więc przypadkiem, że najłapczywiej zareagował Borys Budka, mający chyba więcej kompleksów niż w USA jest stanów. I napisał (rozemocjonowany niczym pensjonarka po pierwszym zauroczeniu na szkolnej potańcówce): „Nie dość, że Trzaskowski zabierze głos w amerykańskim kongresie, to zrobi to nienaganną angielszczyzną. Ależ to musi boleć tych ‘prawych’ pseudopatriotów”.

Owszem, boli, ale brzuch ze śmiechu, że Borys Budka jest tak łatwy w obsłudze jak szpadel. Były przewodniczący Platformy oczywiście zachował się jak regularny …, bo poza jego zasięgiem jest nawet nienaganna polszczyzna. Nie mówiąc o tym, że ktoś chciałby go słuchać, no może poza Kamilą Gasiuk-Pihowicz. No i wylazła z niego pycha, która w tym wypadku jest tak uzasadniona, jak byłoby uzasadnione zadowolenie Dariusza Mioduskiego z 1:3 Legii w meczu z Leicester.

Już byli w ogórku i witali się z gąską, czyli znaleźli przeciwwagę dla dyplomatycznych sukcesów Mateusza Morawieckiego, ale szybko się okazało, że to kompletna piaskownica. A oni tak łakną wszelkiego potwierdzenia z zagranicy własnej wielkości, a przynajmniej wyjątkowości, że nawet ktoś grabiący liście w nowojorskim Central Parku byłby dla nich wyrocznią, gdyby tylko wymówił nazwisko Trzaskowski. A Borys Budka to nawet mógłby dostać pomieszania zmysłów od ciężaru takiego zaszczytu.

Strasznie musi być męczące i frustrujące to odstawianie światowców, a przynajmniej Europejczyków przez ludzi, którym kompleksy wręcz wyłażą uszami. A ich samoocena jest tak niska, że mało jest miejsc w Polsce, gdzie mogłaby pełzać. A jeszcze okropniejsze jest obserwowanie tego, bo to jakiś rodzaj mało estetycznego samoupodlenia. To oczekiwanie na choćby jedno dobre słowo, na pochwałę bądź tylko zauważenie. Nic dziwnego, że gdy potem padnie słowo Kongres, to wszyscy mają mokro. Na plecach.

Fantastyczna jest ta nasza elita, bo taka pocieszna i niezaspokojona. I rozmarzona o wielkim świecie, który choć na chwilę mógłby ich wydostać z różnych grajdołów (niekoniecznie fizycznych). No bo ile można się zajmować kostką brukową, zielenią miejską czy obcowaniem z Borysem Budką.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTen mężczyzna zginął w Lyskach. Poznajecie go?
Następny artykułWyprzedaż pobytów hotelowych – rabaty do -70%