Sprawą „obowiązku państwa członkowskiego UE polegającego na wykonywaniu środków tymczasowych odnoszących się do kształtu ustroju i funkcjonowania konstytucyjnych organów władzy sądowniczej tego państwa” Trybunał miał się początkowo zająć 28 kwietnia. Posiedzenie przełożono na maj, potem na 15 czerwca, ale w przeddzień termin znowu zniknął z wokandy. A sprawa jest niebagatelna, o czym pisaliśmy już w „Newsweeku”.
Wyrok TK o Izbie Dyscyplinarnej – o co chodzi?
Po powstaniu Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego pojawiły się liczne prawne wątpliwości dotyczące umocowania powołanych do tej Izby sędziów. Chodziło o tryb ich wyboru, w który zaangażowana była upolityczniona, nowa Krajowa Rada Sądownictwa. Sprawa trafiła więc do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W 2020 roku TSUE wydał postanowienie mówiące, że do momentu ostatecznej decyzji Izba Dyscyplinarna ma całkowicie wstrzymać orzekanie. Tak się jednak nie stało. Izba działa dalej i rozpatruje między innymi sprawy sędziów będących na celowniku władzy.
Już dwa dni po tym, jak TSUE podważył legalność działania sędziów powołanych do Izby Dyscyplinarnej, oni sami poprosili polski Trybunał Konstytucyjny o sprawdzenie, czy postanowienie unijnego sądu nie narusza polskiej konstytucji. Pytanie jest więc pomysłem na legalizację niestosowania się sędziów Izby do zabezpieczenia, które nałożył europejski Trybunał Sprawiedliwości.
Trybunał Konstytucyjny Przyłębskiej o wyższości prawa unijnego nad polskim
W gruncie rzeczy sprawa toczy się zatem o to, czy europejski trybunał może kontrolować niezawisłość polskich sądów. Stanowisko PiS jest tu jasne – nie może. I zapewne mało kto wątpi w to, że decyzja Trybunału Przyłębskiej będzie inna. Przewodniczącą składu orzekającego jest Krystyna Pawłowicz, a w składzie orzekającym znajduje się Stanisław Piotrowicz. Oboje byli czynnie zaangażowani w „reformę sądownictwa”, której dotyczyć będzie orzeczenie.
Europejscy komentatorzy są niemal jednogłośni. Decyzja może mieć bardzo poważne skutki, bo oficjalny polski organ – niezależnie od wątpliwości co do jego rzeczywistego umocowania – uzna, że prawo UE nie musi już być stosowane w Polsce. Jeśli polskie sądy nie będą delegować orzeczeń w trybie prejudycjalnym do TSUE, będzie to narażenie całej europejskiej wspólnoty prawnej. PiS pokaże tym samym, że nie ma zamiaru uznać obowiązującego w Unii mechanizmu praworządności. To może być z kolei początkiem odchodzenia Polski od europejskiego porządku prawnego, który spowoduje, że wspólnota będzie musiała zdecydować, czy kraj tak radykalnie sprzeciwiający się instytucjom europejskim, może w ogóle należeć do UE.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS