Trump nawiązał w ten sposób do pogłoski, że Jelena Baturina – swego czasu żona mera Moskwy i najbogatsza kobieta w Rosji – wypłaciła synowi prezydenta USA z niejasnych przyczyn 3,5 miliona dolarów.
Informacja owa znalazła się w raporcie opublikowanym przez grupę republikańskich senatorów kilka tygodni przed poprzednimi wyborami. Jako źródło autorzy podali „tajny dokument”. Zaś o wiarygodności ich ustaleń świadczy fakt, że wiedzę czerpali także z należącego do Ruperta Murdocha prawicowego tabloidu „New York Post”. Za fakty uznawali plotki, insynuacje, jawne kłamstwa, i nie wstydzili się zaznaczyć w przypisach skąd pochodzą.
To bardzo mądre. Zabiera wspaniały kawał ziemi
Prosząc Putina o pomoc, Trump nieustannie mu kadzi. – Na szczyt trafiają najmądrzejsi – mówił fanom z Georgii podczas minionego weekendu. – W naszym kraju ta reguła niestety nie zadziałała. Pytają mnie: czy Putin jest mądry? Tak, jest mądry. Myślałem, że będzie negocjował. Nie ma lepszego sposobu negocjowania, niż rozmieszczenie na granicy 200 tysięcy żołnierzy.
Wcześniej, przemawiając do sponsorów w Mar-a-Lago, stwierdził, że prezydent Rosji jest świetnym strategiem, bo „przejmuje cały kraj, kosztem sankcji wartych dwa dolary”. – Powiedziałbym, że to bardzo mądre – dodał. – Zabiera bardzo ogromną lokalizację (sic!), wspaniały kawał ziemi z dużą liczbą ludzi. Po prostu sobie wchodzi.
Najnowsze apele o wsparcie do zbrodniarza wojennego to echo słów, które Trump wypowiedział na konferencji prasowej 27 lipca 2016 r.: „Rosjo jeśli mnie słyszysz, mam nadzieję, że zdołasz odszukać 30 tysięcy e-maili (Hillary Clinton), które wyparowały.” Śledztwo FBI wykazało, że tego samego dnia zaatakowano komercyjne serwery, z których korzystała rywalka republikanina i 76 kont członków jej sztabu wyborczego.
Cztery miesiące wcześniej, 19 marca 2016 roku, hakerzy podporządkowanego rosyjskiemu wywiadowi wojskowemu GRU kolektywu Fancy Bear (Advanced Persistent Threat 28), spenetrowali pocztę Krajowego Komitetu Demokratów (DNC). Druga grupa Cozy Bear (APT 29) podlega FSB i nie zajmuje się operacjami psychologicznymi, lecz szpiegostwem, choć w czasie amerykańskiej kampanii wyborczej 6 lat temu pomagała pierwszej.
Rosjanie opublikowali wiadomości wykradzione z DNC na portalu WikiLeaks tuż przed startem Konwencji Demokratów. Znalazł się wśród nich list od przyjaciela Hillary Sidneya Blumenthala, mający dowodzić, że uznaje on śmierć pracowników konsulatu w Benghazi za efekt nieudolności byłej sekretarz stanu.
Kwestia ta niezdrowo podniecała prawicę cztery lata, zaś kontrolowany przez agencję informacyjną Rossija Siegodnia (RS) portal Sputnik ogłosił, że e-maile zawierają niezbite dowody odpowiedzialności Clinton. Inne wskazywały, że partyjni notable próbowali utrącić kandydaturę rywala Hillary, Berniego Sandersa oraz obiecywali sponsorom ciepłe posadki w rządzie.
Informacje pośrednio kompromitowały demokratkę i ostatecznie pomogły Trumpowi. Ale na poważnie Kreml zainteresował się Trumpem dopiero po superwtorku 1 marca, kiedy republikanie wybierali kandydata w 13 stanach. Ruszyła lawina dezinformacji. Ośrodki propagandowe, jak rzeczony Sputnik czy telewizja RT, oczerniały Hillary. Boty retweetowały wpisy korzystne dla Trumpa.
Putin nazywa mnie geniuszem
Trolle bezkarnie buszowały na Facebooku, powielając doniesienia tworzonych ad hoc „portali informacyjnych”, o których nikt wcześniej nie słyszał. Rosyjskie służby specjalne założyły też tysiące indywidualnych kont, wykorzystując przypadkowe zdjęcia i kreując fałszywe tożsamości użytkowników. Do głosowania na republikanina zachęcali ziomków zwykli Amerykanie, tyle że nieistniejący.
– Trump nie chce narzucać swojego punktu widzenia innym niepodległym państwom – mówił amerykańskiemu „Newsweekowi” członek Dumy, Wiaczesław Nikonow. – Taką wizję świata przyjmujemy z otwartymi ramionami.
Jaką? U Joe Scarborougha z MSNBC, Trump bronił Putina przed zarzutami o organizowanie politycznych morderstw, twierdząc: „nasz kraj też dużo zabija.”
„New York Timesowi” oświadczył, że jeśli europejscy członkowie NATO nie „ubiją z nim interesu”, usłyszą: „teraz będziecie bronić się sami.” – Putin nazywa mnie geniuszem – zachwycał się przyszły prezydent USA. – Tak powiedział! Donald Trump to geniusz i zostanie liderem partii, a potem przywódcą świata czy coś w tym guście.
Gdy wywiad ustalił, że Kreml odpowiada za włamanie do DNC, Barack Obama usunął z USA 35 rosyjskich szpiegów, odebrał dyplomatom dwa wynajmowane od rządu federalnego budynki, nałożył sankcje na szefów FSB oraz GRU i firmy współpracujące z nimi przy atakach. WikiLeaks natychmiast ujawniło kolejne 20 tys. stron korespondencji wykradzionej z kont Clinton i szefa jej sztabu, Johna Podesty. Natomiast Putin wstrzymał się od retorsji.
Dlaczego? Bo zniesienie sankcji obiecali ambasadorowi Rosji, Siergiejowi Kisliakowi – w podsłuchanych przez FBI i ujawnionych później na łamach „Washington Post” rozmowach – świeżo mianowany doradca do spraw bezpieczeństwa tudzież płatny komentator telewizji RT, Michael Flynn oraz zięć prezydenta elekta, Jared Kushner.
Flyn poszedł siedzieć, ale wierchuszka demokratów w Kongresie nie wytoczyła procesu Trumpowi. Wprawdzie kandydat do Białego Domu nie powinien korzystać z pomocy innego państwa, zwłaszcza wrogiego USA. Jednak grzech polityczny nie stanowi „zdrady stanu, korupcji czy innych groźnych zbrodni lub występków”, które wyszczególnia konstytucja.
Sytuacja zmieniła się 25 lipca 2019 r., po rozmowie Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Tym razem prezydent wprost zażądał od obcego przywódcy ingerencji w amerykańskie wybory. A konkretnie skompromitowania Joe Bidena, pod groźbą wstrzymania pomocy wojskowej.
Ukraińska strategia prawicy
Z jednej strony wygadywał kompletne bzdury – chciał, by rozmówca znalazł dowody, że kalifornijska firma CrowdStrike, która wykryła, kto ukradł e-maile DNC, jest własnością ukraińskiego oligarchy działającego w zmowie z demokratami. Z drugiej, prosił o wznowienia śledztwa przeciw spółce energetycznej Burisma, która faktycznie zatrudniała Huntera Bidena. Od pchnięcia tych kwestii uzależniał odblokowanie 400 mln dol., które Ukrainie i tak się należały, bo sumę zatwierdził Kongres.
Izba Reprezentantów zarzuciła prezydentowi dwa przestępstwa: nadużycie władzy i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Republikański Senat odrzucił akt oskarżenia. Zaś po Trumpie – trzecim przywódcy USA, przeciw któremu wniesiono artykuły impeachmentu – cały proces spłynął jak woda po kaczce. Nawet się nie zawstydził, tylko publicznie drwił z niemocy ustawodawców.
Już wtedy prawica rozwinęła kontrnarrację wobec rosyjskich powiązań prezydenta. Istotę nowej strategii stanowiła teza, że nawet jeśli Moskwa z szacunkiem traktuje Trumpa (choć o żadnej zmowie nie może być mowy!), to skorumpowana Ukraina stanowi żyłę złota dla Bidenów, oferujących jej za łapówki polityczne wpływy w Waszyngtonie.
Intrygę snuł od drugiej połowy 2018 r. Rudy Giuliani – dawny burmistrz Nowego Jorku, później adwokat Trumpa. Pomagało mu dwóch biznesmenów: Lev Parnas, pochodzenia ukraińskiego oraz urodzony na Białorusi Igor Fruman, którzy pojechali do Kijowa i nakłaniali tamtejszy rząd do wznowienia śledztwa przeciw Burismie.
W styczniu 2019 zaprosili prokuratora generalnego Jurija Lucenkę do Stanów na kilkugodzinną rozmowę z adwokatem prezydenta. Donieśli także, że ambasador USA Marie Yovanovitch odmawia wywierania nacisków w sprawie Bidena, więc Giuliani wymusił jej dymisję.
Parnas i Fruman zostali aresztowani, gdy uciekali do Frankfurtu z biletami w jedną stronę. Dostali wyroki za „nielegalne sponsorowanie amerykańskich polityków (znaczy Trumpa – przyp. red.) przy użyciu funduszy obcych rządów oraz ingerowanie w stosunki między USA i Ukrainą.”
FBI nie znalazło dowodów na ich bezpośrednią zależność od Moskwy, ale cała afera niewątpliwie przyniosła korzyść Putinowi. Jeszcze bardziej podzieliła Amerykę, a po prawej stronie politycznej sceny zasiała nieufność czy wręcz niechęć wobec kraju, na który Kreml ostrzył sobie zęby.
Podczas kampanii 2020 Trump grzmiał: „Nie mam wątpliwości, że rodzina Bidenów jest zorganizowaną grupą przestępczą. To kryminaliści”. Giuliani publikował oczerniające demokratę fałszywki, które spreparował niejaki Andrij Derkacz – syn generała KGB i dyrektora Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Łeonida, absolwent akademii ministerstwa bezpieczeństwa Rosji, następnie poseł do Rady Najwyższej.
Departament Skarbu orzekł, że Derkacz młodszy jest „aktywnym agentem FSB” i obłożył go sankcjami. Ukraińska strategia zawiodła. Trump przegrał. Na odchodne usiłował dokonać puczu i – tym razem jako jedyny prezydent USA – drugi raz został postawiony w stan oskarżenia parlamentarnego.
Propaganda totalna
Wybuch wojny w Ukrainie zbił prawicowe media z pantałyku. Wobec zbrodni nie da się utrzymać tezy, że Putin jest mądry i pragmatyczny, a Zełenski skorumpowany. Główny propagandysta Fox News, Tucker Carlson, jeszcze przez chwilę kontynuował z rozpędu starą linię: „Absolutnie sprzeciwiam się sankcjom. Uważam, że nie powinniśmy walczyć z Rosją, tylko stanąć po jej stronie, skoro musimy wybierać (…) Ukraina nie jest krajem demokratycznym, lecz dyktaturą.”
Wkrótce musiał dokonać zwrotu, a widzowie dysponujący pamięcią jętki nawet nie zauważyli. Prawica chwyciła się teorii spiskowej o ukraińskich laboratoriach produkujących za pieniądze Huntera Bidena broń biologiczną, której Kijów może użyć, po czym zarzucić łamanie międzynarodowych konwencji Moskwie.
Skąd ów pomysł? Z agencji TASS, która 24 marca opublikowała rewelacje dowódcy rosyjskich Wojsk Obrony Radiologicznej, Chemicznej i Biologicznej Igora Kiryłowa, jakoby fundusz inwestycyjny Rosemont Seneca Bidena juniora, do spółki z Georgem Sorosem, finansował spółkę Metabiota. A ta realizując zamówienia Pentagonu, kontrolowała ponoć 30 laboratoriów w 14 ukraińskich miastach.
To wszystko bełkot, łgarstwa i powtórka z propagandowych chwytów ZSRR. Carlson jednak wciąż wraca do sprawy. Jakkolwiek ostatnio zaniechał konceptu, że Hunter produkował broń masowego rażenia. W nowej wersji testował na Ukraińcach groźne zarazki.
Poważniejsi luminarze Fox zarzucają Joe Bidenowi słabość i niezdecydowanie wobec Rosji, a równocześnie nielegalne konszachty z Kijowem, które sprawiają, że „wzywa do obalenia Putina”, narażając świat na trzecią wojnę światową. Gdzie tu sens? Nie ma żadnego. I o to właśnie chodzi w propagandzie totalnej.
Stworzenie klarownej narracji opartej na faktach, pozwalałoby ją weryfikować. Tymczasem odbiorca musi być zdezorientowany. Nie ma ogarniać rzeczywistości, lecz wierzyć, że za kulisami czają się potężne siły zła, którym da radę stawić czoła jedynie silny przywódca. Lider, co wszystko rozumie, ale nie wszystko może głośno powiedzieć, bo wróg czuwa.
Wysyła zwolennikom szyfrowane sygnały, a kto wie, jak je interpretować, zrozumie. Czasem wódz musi użyć metod niekonwencjonalnych, pozornie sprzecznych z konstytucją czy zasadami demokracji. Na przykład polecić wiceprezydentowi, by wstrzymał certyfikowanie wyborów przez Kongres. Dobro narodu jest ważniejsze niż przepisy, które zdrajcy nauczyli się szatańsko obracać na własną korzyść.
Ruszyła kampania przed wyborami do Kongresu, więc Hunter wrócił na tapet. Ludzie mają tak zamącone w głowach, że jeśli Trumpowi zechce się ponownie startować, pewnie wygra. A Putin zrobi wszystko, by tak się stało, bo tylko druga prezydentura handlarza blichtrem, który na starość wszedł w rolę demiurga, stworzyłaby dyktatorowi szansę przetrwania.
Czytaj więcej: Prawicowe media w USA zaatakowały Bidena za słowa o Putinie. Reakcja Białego Domu nie pomogła
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS