A A+ A++

Anna ma 29 lat, pochodzi ze Szwarcenowa k. Iławy. Pół roku temu dowiedziała się, że ma raka jajnika w trzecim stadium zaawansowania. – Choroba daje wcześniejsze symptomy, ale ten rodzaj nowotworu jest trudny do wykrycia we wczesnym stadium. Objawy często nam umykają w codziennym życiu. Usprawiedliwiamy je gorszym samopoczuciem czy osłabieniem organizmu – mówi Anna.

Guz wielkości piłki

Trzy cykle chemii, które przyjęła Anna, nie poprawiły jej stanu zdrowia. Guzy rosły, a lekarz prowadzący leczenie nie chciał podjąć się operacji. Tutaj z pomocą przyszli rodzina i przyjaciele, którzy znaleźli inny szpital i profesora, który zoperował Annę.

– Operacja odbyła się na początku listopada, trwała sześć godzin. Największy z guzów był wielkości piłki, ale udało się usunąć wszystko – wspomina. Dziś mówi, że pobyt w szpitalu, szczególnie w dobie pandemii, był dla niej bardzo trudny. – Ból po operacji, pełno wszelakiej aparatury, do tego infekcja w ranie pooperacyjnej. Ale tęsknota za półtoraroczną córką i mężem to gorsza sprawa – zaznacza Anna. Czas bez bliskich obok był dla niej najtrudniejszy. Choć operacja się udała, nie wystarczy, by nowotwór znów się nie uaktywnił. – Planowo powinnam mieć chemię w styczniu, po trzech tygodniach kolejną oraz pierwszą dawkę leku Avastin, który niestety nie jest refundowany – dodaje Anna. Zdaje sobie sprawę, że jej przyszłość jest niepewna. Najbardziej chciałaby widzieć, jak jej córka dorasta, być przy niej, kiedy będzie tego potrzebować. – Nie chcę, aby pamiętała mamę tylko ze zdjęć – podkreśla.

Społecznościowy zryw dobrych serc

Anna jest podopieczną fundacji Rak’n’Roll. Obecnie na stronie fundacji trwa zbiórka, z której zebrane środki będą przeznaczone na leczenie Anny. – Potrzebuję 18 cykli Avastinu, każdy co trzy tygodnie. Koszt jednego kursu to ponad 5 tys. zł.

Do tego dochodzą dojazdy do szpitala, badania, leki – wylicza Anna. W działaniach od początku wspierają ją rodzina i przyjaciele. W czasie choroby zwróciło się do niej też wiele osób chcących pomóc. – Pan Tomek z mojej rodzinnej miejscowości zapytał, czy mam już grupę z licytacjami, powiedział, że może pomóc ją założyć, i po pięciu minutach dostałam już gotowy link do licytacji i grupę adminów, którzy ją prowadzą całkowicie bezinteresownie. W Szwarcenowie zaangażował się również ksiądz, koło gospodyń wiejskich. Zorganizowali puszki z nadrukiem i zbierają pieniądze, gdzie się da. Ciocia gdzieś załatwiła ulotki, fani bmw z Iławy zorganizowali zjazd z licytacjami na żywo – opowiada Anna. Przyznaje, że trudno było jej prosić o pomoc. Leczenie wyceniono na 115 tys. zł. Na początku uzbieranie takiej sumy wydawało się nierealne.

Na jednym z portali społecznościowych powstała grupa „Licytacje dla Ani Szwinge”. W tym miejscu ponownie zjednoczyli się mieszkańcy regionu. Można wylicytować wszystko: od weekendu nad jeziorem, przez domowe ciasto, biżuterię czy diagnostykę komputerową auta. – Nie umiem znaleźć takich słów, żeby wyrazić, jak bardzo jestem wdzięczna za każdą dołożoną cegiełkę, dobre słowo, gest, za zaangażowanie, za każdą modlitwę w mojej intencji. Mogę tylko wszystkim podziękować – podkreśla mieszkanka Szwarcenowa. Zbiórka cały czas trwa. Do końcowej kwoty brakuje jeszcze ponad 50 tys. zł. (zbiórka ma miejsce na stronie www.raknroll.pl/podopieczni/ania-sz/).

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiotr chce się zaszczepić w Grecji. “Tam pójdzie to znacznie szybciej niż w Polsce”
Następny artykułKokosy na covidzie. Kto zarobił na pandemii?