Fatalni posłowie i senatorowie niestety zdarzają się za sprawą uczynnych, dobrych obywateli, którzy nie czynią użytku ze swego prawa wyborczego. Niewątpliwie trudno porównywać procenty uczestnictwa w wyborach u nas, z frekwencjami z terenu Rosji, gdzie tamtejsza frekwencja sięga zawsze blisko stu procent, jak choćby w ostatnich wyborach wygranych przez Putina. Zdarzyło się kiedyś w obwodzie Irkuckim na dalekim Wschodzie, chcąc się wyróżnić frekwencją w wyborach do dumy, komisja wyborcza podała do centrali wynik frekwencji sięgający 114 proc. swoich wyborców. Nie dziwmy się, że życie w Rosji jest jakby łatwiejsze niż nam się wydaje. Po prostu obywatele „sajuza” od dawna godzą się z tym, co u nas jest nie do przyjęcia i pomyślenia. Długie lata systemu komunistycznego, który uczył, że obywatel winien obywać się bez tego, co niezbędne do życia i pod karą łagrów znosić rzeczy nie do zniesienia. Ktoś westchnie… biedny naród! Wcale nie biedny. Tam „prikaz” jest narzędziem polityki. W szumie informacyjnym wybielającym wszystko, co czarne, łatwiej doprowadzić naród do zagubienia w nim… człowieka i wówczas łatwiej jest nim sterować, tak jego wiedzą jak i niewiedzą, także jego dążeniami co ważne, poglądami. Rosja nie tylko ta dzisiejsza pełna, ale z zaszłościami imperialnymi, daje nam kuksańca do przebudzenia z letargu. O wiele za późno przetarliśmy oczy i za nami stracone całe dekady trudne do odrobienia w tym coraz bardziej powikłanym świecie. Ile jeszcze pośród nas ludzi przekonanych o tym, że w komunizmie żyło im się lepiej. Oto jesteśmy po przejściach na skraju trzeciej wojny światowej. Na swoim podwórku musimy zauważyć, iż nie mamy w tych trudnych czasach polityków rzetelnych w swojej uczciwości, ale takich aktorów życia politycznego z bardzo niskimi autorytetami. W tym względzie właśnie za sprawą wyborów zaistniało w naszym społeczeństwie pomieszanie z poplątaniem, co może doprowadzić do bijatyki na ulicach, która zakociła się już w sercach. Ale wróćmy do problemów z Rosją Putina, śniącą od stuleci ten sam sen o imperialnej Wielikoj Rasiji. Patrząc na mapę rzeczywiście jest to kolos stojący jak dotąd wcale nie na chwiejących nogach, co ludziom zdarza się po paru „staganach” gorzałki. Ten naród jest składanką wielu mniejszych etnicznych, takim zlepkiem narodów tak uporządkowanych za sprawą silnej władzy, że już nie potrafią żyć bez ideologii, swego rodzaju smyczy. Ona spowodowała, że należało bezwzględnie w nią wierzyć. Teraz wierzą w Putina. On też włączył w ten związek cerkiew, oczywiście z korzyścią dla siebie.
Od pewnego czasu widzimy tę łączność Rosji oraz cerkwi oczywiście z korzyścią dla władzy, nie dla narodu. Telewizja często pokazuje Putina jak przybywa w cerkwi na tle nieba z carskimi wotami, błyszczącej od kapiącego złota panoramy ikon. To wprawia w nabożny nastrój. Putin żegna się znakiem prawosławnego krzyża, bijąc pokłony, zapala świecę w otoczeniu tajniaków z KGB przebranych za popów. Zsyłek już nie ma, nie istnieje walka z religią, nie zamienia się cerkwi w magazyny, czy muzea. Nie ma też żadnego kryzysu ekonomicznego czy moralnego, jak to chce przedstawiać prasa zachodnia. Wierzono kiedyś w komunę, teraz wierzy się popom, którzy wrócili ze zsyłki z wyspy Sołówki na dalekiej Syberii. Zduszona kiedyś religijność odżyła może właśnie dzięki pobożności Putina. To taka jeszcze jedna bomba atomowa przeciwko zgniłemu Zachodowi. To Gorbaczow powiedział, że można oczywiście zbudować tron z bagnetów, ale kto na nim usiądzie. Przechytrzył go Putin, usiadł. I zobaczymy, jak długo na nim będzie siedział…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS