A A+ A++

– Polska i Stany Zjednoczone będą kontynuowały współpracę w procesie dalszego modernizowania Polskich Sił Zbrojnych, w tym z wykorzystaniem najnowocześniejszego sprzętu amerykańskiego – czytamy w oświadczeniu podpisanym wspólnie przez prezydentów Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa podczas niedawnego spotkania w Waszyngtonie. Jest to jasna deklaracja ze strony Polski, kto będzie głównym dostawcą uzbrojenia dla naszej armii. Zważywszy na zaangażowanie USA w bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO, ale też w rozwijającą się inicjatywę Trójmorza, jest to wybór uzasadniony strategicznie i politycznie, także w kontekście naszej roli w regionie. Dlaczego? I co wreszcie powinno się wydarzyć w następstwie rozmów Warszawa-Waszyngton?

Stan gry

Odpowiednie wyposażenie stało się kwestią kluczową dla współczesnych sił zbrojnych. Powinno być niezawodne i nowoczesne, ale też zgodne z sojuszniczymi standardami. Z perspektywy państw wschodniej flanki, wchodzących jednocześnie w dużej mierze w blok Three Seas Initiative, widać w tym względzie ciekawą prawidłowość. Od Bałtyku na północy, po Rumunię na południu większość krajów wybiera broń amerykańską, spełniającą tamtejsze wymogi i dostosowaną do współpracy z wojskami sojuszniczymi. Choć mamy częściowo zrealizowaną „Wisłę”, baterie Patriot, wyrzutnie Himars, Javeliny, a także – za jakiś czas – F-35 w ramach „Harpii”, niepokoić może fakt, że w kluczowych zakupach – jako państwo-lider regionu – to my mamy zaległości w kontekście podwyższania zdolności bojowych. Mowa tu w szczególności o programach modernizacji okrętów i śmigłowców wojskowych. Jak piszą niektórzy eksperci – podczas gdy u nas nadal na morzu królują półwieczne Kobbeny lub posowieckie Mi-24, nasi sojusznicy z wschodniej flanki – Węgry, Czechy, Słowacja czy Litwa – już wybrali i zamówili sprzęt (oczywiście nie ma tu mowy o okrętach). Co więcej, część z nich zdążyło nawet odebrać i wprowadzić do użycia nowoczesne wyposażenie. Część z nich optymalizuje zamówienia (Czesi z czołgami T72). Mimo ostatnich doniesień medialnych o ogłoszeniu w Waszyngtonie decyzji, co do polskiego Kruka, nic się nie wydarzyło. Może to i dobrze. Lepiej, aby tak ważny program modernizacji nie stanowił elementu gry wyborczej. Prezydent Duda najwyraźniej ma tego świadomość.

Niestety procesy pozyskiwania sprzętu nie są łatwe, zwłaszcza gdy uwzględnimy wieloletnie zaległości. – Bardzo łatwo jest mówić, ale bardzo trudno jest podjąć decyzję, zwłaszcza taką, która pociąga za sobą ogromne wydatki w skali państwowej – przekonywał prezydent Andrzej Duda, gdy w grudniu 2019 roku do polskich Wojsk Specjalnych trafiły 4 śmigłowce Black Hawk. Kolejne 4 maszyny, tym razem typu AW101, zostaną dostarczone w najbliższych latach do Marynarki Wojennej.

Wojskowi mają nadzieję, że wraz z nastaniem powyborczego spokoju (bo od 2019 r. jesteśmy w zasadzie w cyklu kampanijnym) realizacja obietnic modernizacyjnych nie będzie już odwlekana, z kolei MON liczy najpewniej na większy dialog pomiędzy zainteresowanymi stronami. Spośród tzw. palących kwestii, obok modernizacji floty Marynarki Wojennej, to właśnie polskie śmigłowce bojowe są uznane przez większość ekspertów za priorytet i jednocześnie okazja do udowodnienia, że obecny rząd nie jest dotknięty imposybilizmem, na który cierpiały poprzednie ekipy rządzące.

Inne państwa Trójmorza podejmują jak na razie bardziej zdecydowane działania, choć oczywiście nie zawsze w skali, która czeka nasze zakupy. Jednakże, ich decyzje stanowiły element długotrwałej, przemyślanej strategii, które często były efektem wieloletnich, negocjacji.

Caracale, Pumy i Drakula

Na przykład Węgry prowadziły i nadal prowadzą twarde rozmowy na temat nabycia nowoczesnych maszyn z amerykańskimi koncernami Bell i Sikorsky, jak też z europejskim Airbus Helicopters. Ten ostatni poczynił znaczne inwestycje w węgierskie zakłady mające produkować części do śmigłowców. Zaowocowało to zamówieniem na 20 lekkich śmigłowców wielozadaniowych H145M oraz na 16 znacznie cięższych maszyn wielozadaniowych typu H225M Caracal. Są one dobrze znane również w Polsce, choć może nie z najlepszej strony. Węgrzy mają jednak długą tradycję współpracy z Francją i skorzystali z nieporozumień jakie ujawniły się na polskim rynku. Produkcja która miała powstawać w Łodzi trafiła na Węgry.

Ale węgierskie kontrakty to kiepska osłoda dla Airbus Helicopters za coraz pewniejszą utratę wpływów w Rumunii, która produkowała licencyjne francuskie maszyny jeszcze za komuny – spekulują niektóre z tamtejszych mediów. Były to lokalne wersje śmigłowców Alouette III czy SA330 Puma. Przez kilka ostatnich lat francuzi inwestowali w zakłady mające montować ich następcę w postaci H215M Cougar, a być może nawet i H225M Caracal. Jednak zamówienia nie tylko nie nadchodziły, co więcej – Bukareszt rozpoczął negocjacje z amerykańskimi producentami, starając się przy tym uzyskać jak najlepsze warunki współpracy.

Wiele wskazuje na to, że zamiast francuskich rozwiązań Rumunia zaopatrzy się w maszyny amerykańskie. W 2018 roku podpisano porozumienie z koncernem Bell dotyczące produkcji łącznie co najmniej 45 śmigłowców wielozadaniowych UH-1Y Venom oraz AH-1Z Viper. Można mówić o nich łącznie, gdyż mają one 85 proc. wspólnych komponentów, w tym awionikę i układ napędowy. Śmigłowce te są na wyposażeniu US Marines, podobnie jak samoloty 5. Generacji F-35B. Są to obecnie najnowocześniejsze maszyny w arsenale amerykańskiej piechoty morskiej, zapewniające wsparcie z powietrza i osłonę własnych sił w trakcie ataku.

Ponieważ dostawy śmigłowców rodziny H-1 dla US Marines zostały już zrealizowane, Bell zaoferował, że kolejne jego egzemplarze mogłyby powstawać w Rumunii. W ten sposób stała by się ona miejscem montażu maszyn AH-Z/UH-1Y dla wszystkich odbiorców zagranicznych. Wcześniej taką propozycję w ramach oferty w programie Kruk otrzymała Polska, jednak dziś to Rumunia jest bliżej sfinalizowania tego kontraktu. Jeśli faktycznie ruszy z produkcją, to niewykluczone, że tamtejsze maszyny uderzeniowe AH-1Z otrzymają nazwę Drakula. Tak miały się nazywać produkowane w Rumunii śmigłowce poprzedniej generacji, czyli AH-1W, gdy zaproponowano ich montaż w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku. O ile Rumunia nadal negocjuje, to Czechy podpisały już w ubiegłym roku kontrakt na 8 śmigłowców UH-1YVenom i cztery AH-1Z Viper, które mają u naszych południowych sąsiadów zastąpić Mi-35.

Kruk z Perkozem

Mi-35 to jeden z eksportowych wariantów śmigłowców szturmowych Mi-24, eksploatowanych w Polsce bez żadnej modernizacji od ponad czterdziestu lat. Dziś są one niemal bezbronne, gdyż pociski kierowane produkcji radzieckiej dawno utraciły przydatność bojową. Planowane jest zmodernizowanie tych maszyn i uzbrojenie w nowe rakiety, ale realnie nie zastąpi to nowoczesnego śmigłowca uderzeniowego Kruk. W tej roli de facto rozważane są dziś tylko maszyny amerykańskie Bell AH-1Z Viper lub Boeing AH-64E Apache. Zaproponowana przez Airbus Helicopters maszyna Tiger jest dziś politycznie bardzo słaba, a sama firma zbyt się sparzyła na historii Caracali, aby ponownie składać zbyt poważne propozycje konkurencyjne wobec amerykańskich propozycji. W grze jest jeszcze Leonardo Helicopters, właściciel zakładów PZL-Świdnik z ofertą nowej maszyny AW249 i propozycją szerokiego zaangażowana w polski przemysł. Problemem jest jednak fakt, że ten śmigłowiec jest dopiero projektowany, a nasza armia potrzebuje sprawdzonych rozwiązań na wczoraj. Dodatkowo nasze wojsko boryka się też z wieloletnim problemem, jakim jest terminowość dostaw. Pewnym sprawdzianem możliwości i zakresu pracy na jaką może liczyć Polska jest kontrakt dotyczący 4 śmigłowców morskich AW101, które zamówiono w ubiegłym roku dla Marynarki Wojennej.

Prawdziwym „game-changerem” w programach śmigłowcowych może stać się rozpisany na początku roku program lekkiego śmigłowca wielozadaniowego Perkoz. Lekkiego jak się zdaje głównie z nazwy, gdyż nie określono górnej granicy masy, czy innych parametrów, a jedynie minimum ładowności: co najmniej 5 żołnierzy z pełnym wyposażeniem lub 1000 kg ładunku. Natomiast wymagania postawione w zakresie zdolności pasują raczej do maszyny o większym udźwigu i możliwościach transportowych. Zdolność do prowadzenia wsparcia bojowego, czyli użycia pocisków kierowanych i innego uzbrojenia, walka elektroniczna czy rola latającego stanowiska dowodzenia – to wymagania stawiające poprzeczkę wysoko. Być może ustawiono ją w miejscu dogodnym dla amerykanów.

Wspólne rozwiązania dla Trójmorza?

Wśród oferentów w programach Kruk i Perkoz pojawia się pewna synergia, choć oparta na założeniu, że ten ostatni nie musi być maszyną lekką i tanią. Jeden kierunek, to sugestia kompatybilności z US Army i zwrot w stronę tandemu: uderzeniowy Apache i wielozadaniowy Black Hawk. Jest to tym bardziej kuszące, że UH-60M Black Hawk wybrały dla swoich sił zbrojnych takie państwa jak Litwa, czy Słowacja. Jest to więc wybór obciążony niewielkim ryzykiem, ale też związany z niewielkim udziałem w produkcji maszyn, poza tą która jest już realizowana w zakładach w Mielcu.

Druga droga to wybór tańszego w eksploatacji i zakupie, wymagającego mniejszej obsługi tandemu UH-1Y i AH-1Z, które wybrały już m. in. Czechy i Rumunia. Pozwoliłoby to na wspólne negocjowanie kooperacji w zakresie produkcji i wsparcia eksploatacji tych maszyn. O tyle prostszej produkcji i użytkowania, że oba śmigłowce mają 85 proc. wspólnych elementów. Daje to możliwość szerokiej współpracy państw, które eksploatują lub będą eksploatować zarówno jeden, jak i oba typy tych śmigłowców. Gdyby np. Polska zdecydowała się na AH-1Z Viper w programie Kruk, to można by myśleć o włączeniu w łańcuchy dostaw spółek należących do PGZ, ale też innych polskich firm z branży lotniczej.

Rumunia i Polska wraz z Czechami, które już czekają na dostawy UH-1Y i AH-1Z, tworzyłyby wojskowo-przemysłową platformę współpracy. Taka decyzja uczyniłaby z rodziny H-1 „strażników Trójmorza”, ale i pewne gospodarcze koło zamachowe dla państw w regionie. Byłoby to ciekawe wyzwanie, ale też interesująca okazja do zacieśnienia współpracy politycznej, militarnej i przemysłowej na rozwijanej w ramach inicjatywy Trójmorza osi Północ-Południe.

Jest to dość wymagający projekt, ale jak stwierdził premier Mateusz Morawiecki – Bezpieczeństwo nie ma ceny; bezpieczeństwo jest fundamentem rozwoju, jest fundamentem społeczeństwa – co w tym wypadku mogłoby oznaczać wspólny fundament dla całej wschodniej flanki NATO i Europy Zachodniej.

Krytycy będą z pewnością podkreślać wady takiego współdziałania i narzekać, że Polska w programach śmigłowcowych nie wyjdzie poza fazy analityczno-koncepcyjne, lub dywagacje nad doktryną podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa. Ale warto mimo wszystko zachować zdrowy optymizm.

Dziś łącznie programy Kruk i Perkoz to co najmniej 64 śmigłowce bojowe. Takie zamówienia, szczególnie w dobie kryzysu spowodowanego pandemią w branży lotniczej, to nie tyle smakowity kąsek dla producentów, co niemal gwarancja wieloletnich solidnych posiłków. Wspomniane programy mają jeszcze jeden walor – są potężnym narzędziem negocjacyjnym w rękach polskiego rządu i prezydenta. Warto, aby po nadchodzących wyborach z tej dźwigni władze naszego kraju potrafiły skutecznie skorzystać.

Ewa Koszowska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Przegląd”. Waldemar Witkowski: Władza powinna być skromniejsza
Następny artykułZarządzenie Nr 52/2020 w spr. ogłoszenia alarmu przeciwpowodziowego na terenie powiatu puławskiego