A A+ A++

Trener Aleksander Matusiński dba o to, by w zespole naszych biegaczek panowały sprawiedliwe zasady, a każda zawodniczka została doceniona. Po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4×400 m przyznał, że denerwuje go popularne określenie “Aniołki Matusińskiego”. Dlaczego?

Zobacz wideo
“To była prawdziwa petarda w wykonaniu naszej sztafety”

Jak ułożyć zespół pełen gwiazd

– Bo jest ich więcej niż cztery i mają nie tylko Matusińskiego. Każda z nich ma też innego trenera. Moim aniołkiem jest Justyna Święty – Ersetic. Staram się, by było sprawiedliwie. Nie wszystkie zawodniczki są zawsze zadowolone. Każda z nich jest bardzo ambitna. Zmieniamy skład, jak tu w Tokio w eliminacjach oraz w finale. Jest to ciężkie do oceny, ale bronimy się wynikami – wskazuje trener naszych mistrzów.

Transfer Krychowiaka na ostatniej prostej. Nowy klub Polaka potwierdza

Jak układać relacje w drużynie, w której jest tak wiele dobrych zawodniczek? – Nie mamy jakiś trudnych sytuacji. Widzę wysyp świetnych biegaczek. Jest mi dzięki temu dużo łatwiej prowadzić sztafetę. Niefajne jest to, że Gosia i Iga, które pobiegły bardzo szybko w eliminacjach, nie wystąpiły w finale. Tak jednak ustaliliśmy już dużo wcześniej, że w finale wystąpią Natalia i Justyna. Ciężko byłoby im powiedzieć przed finałem, że jednak nie biegniecie, bo tamte wypadły lepiej – przyznaje Matusiński.

W eliminacjach sztafety mieszanej w Tokio uczestniczyły spośród kobiet Małgorzata Hołub-Kowalik oraz Iga Baumgart-Witan. W finale startowały Justyna Święty-Ersetic i Natalia Kaczmarek.

Skąd ta decyzja?

W niedzielę podjęta została także decyzja, że indywidualnie na 400 m pobiegnie na igrzyskach tylko Kaczmarek. Reszta ma się przygotowywać do biegu sztafetowego pań. – Rozważaliśmy tę decyzję od dawna. Chcemy przywieźć z Tokio dwa medale. W tym roku nie było komfortu przygotowań. Justyna miała wiele kontuzji, chorowała na COVID. Iga też miała problemy. Nie było sensu ryzykować. Dobrze, że Natalia wystartuje, bo jest młoda, zdrowa i powinna się przecierać – twierdzi trener. Trzeba mu zaufać, bo już jeden plan mu wypalił na igrzyskach – ze zmianami przed finałem – i dał złoto.

Piłkarze klubu JCCI FC z SomaliiAtak terrorystyczny na autokar z piłkarzami. Co najmniej pięć osób nie żyje

Za męską część sztafety mieszanej odpowiada w Japonii trener Marek Rożej. Jakie były pierwsze słowa, jakie padły z jego ust do zawodników po finiszu? – Ciężko mi sobie to przypomnieć. Emocje były takie, że pewnie się nie kontrolowaliśmy. Nie pamiętam tego. Wiem, że była dzika radość, szaleńcza wręcz – przyznaje.

Kontrowersje przed i po finale

Nasi zawodnicy przekonywali, że to złoto smakuje tym lepiej, że udało się na bieżni pokonać Amerykanów, z którymi ostatnio mają trochę na pieńku. – To prawda. Amerykanie zostali słusznie zdyskwalifikowani w eliminacjach. Ewidentnie złamali przepisy. Trzeba powiedzieć szczerze, ze od tamtego momentu nie myśleliśmy o niczym innym, jak o złotym medalu – twierdzi Rożej.

W godzinach nocnych czasu tokijskiego pojawiła się informacja, że Amerykanie zostali przywróceni. – Do dziś nie wiem, jaką znaleźli furtkę. Była u nas duża złość i zdenerwowanie. Postanowiliśmy tym dodatkowo zmotywować zawodników. Nic nie smakuje lepiej niż zwycięstwo z Amerykanami na bieżni, próba zemsty i udowodnienia, że oni dla nas nie są groźni. Tłumaczyliśmy zawodnikom, że to tylko ludzie i są do pokonania – mówi Rożej.

Po finale sprawa przywrócenia Amerykanów nie ucichła. – Przed finałem cały czas byliśmy w kontakcie z innymi drużynami europejskimi. Wszyscy składali protesty, my także. Chcieliśmy wyrzucenia Amerykanów, ale zostali dopuszczeni na skutek dziwnych zabiegów. Na siłę chciano udowodnić, że wina leżała po stronie sędziów, a nie biegaczy – wyjaśnia trener Polaków.

– My ostatecznie pokonaliśmy USA w finale, więc nie jesteśmy zainteresowani dalszymi protestami. Postawmy się jednak na miejscu Holendrów, którzy zajęli czwarte miejsce. Przegrali z dwoma drużynami, których nie powinno być w finale – z USA i Dominikaną. Z dwoma, które pierwotnie były zdyskwalifikowane – zauważa Rożej.

Trener Holendrów mówił im, że to jeszcze nie koniec. – Spotkają się w sądzie, wspominali o pozwach cywilnych. Medalu już pewnie nie zdobędą, ale będą walczyć o sprawiedliwość. Może to uzmysłowi władzom, by nie forować tak Amerykanów. Duży może więcej w lekkoatletyce, to nie jest przypadek – kończy trener mistrzów olimpijskich.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTokio 2020. Joanna Jóźwik przed życiowym wyborem. Co dalej?
Następny artykułMyślą, że prowadzi cudne życie. Napisała, jak jest naprawdę