A A+ A++

W madryckim życiu Thibauta Courtoisa nie zawsze bywało kolorowo. W październiku 2019 roku, w przerwie meczu z Club Brugge, zamknął się w toalecie i nie wyszedł na drugą połowę. Real przegrywał 0:2 po dwóch kuriozalnych golach Emmanuela Dennisa, przy których belgijski bramkarz ewidentnie zawinił. Bezlitosne Santiago Bernabeu gwizdało. Zmienić musiał go Alphonse Areola. Courtois cierpiał na dolegliwości żołądka, choć podejrzewano nawet ataki paniki, co szybko zostało jednak zdementowane. 

– Jestem jednym z najlepszych bramkarzy na świecie i dlatego jestem krytykowany. Gdybym był normalny, nikt nie zwracałby uwagi na moje gorsze mecze – tłumaczył sam zainteresowany z wielką pewnością siebie. 

To już dawno za nim. Nikt już nie powie, że jego transfer z Chelsea do Realu był niewypałem. Thibaut Courtois od dłuższego czasu gra na miarę możliwości. 

Najwięcej o jakości bramkarzy grających w Hiszpanii mówi przyznawane rokrocznie Trofeum Zamory. W tym roku czołówka klasyfikacji wygląda w następujący sposób:

  • Jan Oblak – 34 rozegrane mecze, 22 puszczone gole – 0,65 gola na mecz
  • Thibaut Courtois – 34 rozegrane mecze, 24 puszczone gole – 0,71 gola na mecz
  • Bono – 30 rozegranych meczów, 22 puszczone gole – 0,73 gola na mecz

Thibaut Courtois walczy do końca. W 2021 roku puścił dziewięć bramek w osiemnastu spotkaniach. Oblak siedemnaście. Ma to swoją wymowę. Wiadomo kto goni, a kto ucieka. A przecież Real cierpi na plagę kontuzji i spore braki kadrowe. Przecież stosunkowo często zdarzało się, że blok defensywny Zinedine Zidane klecić musiał z zawodników drugiego albo trzeciego wyboru, przecież przez większość sezonu francuskie szkoleniowiec Królewskich nie może korzystać z usług Sergio Ramosa, przecież brzydko starzeje się Marcelo, przecież zaskakująco często gorsze mecze miewa Raphael Varane.

Early Payout gwarantuje wygranie zakładu w momencie objęcia dwubramkowego prowadzenia przez Twoją drużynę! Zarejestruj się w Fuksiarz.pl i zgarnij wysokie wygrane!

Ale Thibaut Courtois trzyma światowy poziom. Od ponad roku gra tak jak oczekiwano, że będzie grał, kiedy za 35 milionów euro zamieniał Londyn na Madryt. Początkowo zarzucano mu partactwo. W Realu lekką ręką do PSG oddali Keylora Navasa, bo byli przekonani, że Thibaut Courtois to nowocześniejsza, efektywniejsza i bardziej perspektywiczna partia. Jakież więc było zdziwienie włodarzy Królewskich, kiedy Belg, najlepszy golkiper rosyjskich Mistrzostw Świata, wpuścił czterdzieści osiem goli w trzydziestu pięciu meczach swojego pierwszego sezonu po białej stronie hiszpańskiej stolicy, wcale nie ustrzegał się głupich błędów, a na palcach jednej ręki można było policzyć mecze, w których ratował Realowi punkty albo stanowił o wyraźnej różnicy w bramce względem tego, co prezentowali jego poprzednicy.

Mecz z Club Brugge stanowił punkt zwrotny. Kumulację wszelkich frustracji i niepowodzeń. Courtois zawalił. Nie było żadnych usprawiedliwień. Tu mógł zacząć się olbrzymi zjazd.

– Alphonse Areola nas uratował – zachwalał Emilio Butragueno, dyrektor Królewskich ds. instytucjonalnych, bo skończyło się 2:2, a dzisiejszy bramkarz Fulham wcześniej wyjął sytuację na 0:3 dla Belgów.

– Bez dwóch zdań za fatalną pierwszą połowę możemy winić Courtoisa – dodawał z pełnym przekonaniem Zidane.

Krytykowano go ze wszystkich stron. Do września tamtego roku ciągnęła się za nim statystyka braku czystego konta od lutego 2019. Wyciągano mu, że z Navasem w bramce Real tracił 0,98 gola na mecz, a z nim prawie 1,40. Że w Chelsea miał lepsze statystyki obron, lepiej radził sobie na linii i na przedpolu, że rzadziej gimnastykował kręgosłup wyciągając piłkę z własnej bramki.

I choć miewał już wtedy dobre występy, to z Brugge wszystko zawaliło się od nowa.

I co?

Thibaut Courtois zaczął do wielkiego meczu z Galatasaray. Realowi grało się trudno. Obcy teren, wrzące trybuny, niewygodny i niedoceniany przeciwnik, perspektywa skomplikowania sobie jeszcze bardziej sytuacji w grupie Ligi Mistrzów po wcześniejszym falstarcie – 0:3 z PSG i 2:2 z Club Brugge. Potem przyszła seria czterech czystych kont w lidze. Następnie dziewięciu w dwunastu kolejnych ligowych spotkaniach. A skończyło się mistrzostwem Hiszpanii i zdobytym w spektakularnym stylu Trofeum Zamory. Wymieniliśmy go wówczas jako jednego z pięciu ojców mistrzostwa dla Realu.

Pisaliśmy tak:

Wydawało się przez moment, że kariera 28-letniego Belga zmierza w niewłaściwym kierunku. Choć to może paradoksalne, bo przeprowadzka na Estadio Santiago Bernabeu to kierunek zasadniczo wymarzony dla każdego piłkarza na świecie. Ale Thibaut Courtois początkowo miał spore problemy, by udowodnić w Madrycie swoją klasę i potwierdzić, że jest właściwą osobą do noszenia w Realu bluzy z numerem jeden. Zresztą już wcześniej w Chelsea do postawy Belga było wiele zastrzeżeń i pojawiały się nawet głosy, iż jest to zwyczajnie przereklamowany golkiper.

Wreszcie Courtois może zatem otwarcie powiedzieć, że udało mu się zamknąć usta krytykom. W sezonie 2019/20 Belg bronił fenomenalnie. Jak dotąd stracił tylko 20 goli w La Lidze. W klasyfikacji Trofeo Zamora znajduje się na pierwszym miejscu ze współczynnikiem 0,59 straconej bramki na mecz. To jeden z najlepszych wyników w XXI wieku.

Courtois już nagrodę przyznawaną przez gazetę MARCA zdobył, na dodatek dwukrotnie. Jeszcze za czasów gry w Atletico Madryt, kiedy jego talent eksplodował na oczach piłkarskiej Europy. Zdaje się, że Belg swoją dyspozycją wreszcie zdołał nawiązać do tamtych czasów. Wznosi się na wyżyny umiejętności w kluczowych momentach spotkań. Przede wszystkim jednak – dodał zespołowi mnóstw pewności na przedpolu, przy wyjściach do dośrodkowań. Ten element bramkarskiego rzemiosła stanowił zawsze słaby punkt Keylora Navasa. Courtois wniósł w tym względzie nową jakość do gry Realu, no i efekty są ewidentne.

Takie są trochę historie o współczesnych piłkarzach. Niełatwo znaleźć kogokolwiek, kto nigdy nie zaliczył gorszego okresu, kto zawsze i wszędzie błyszczał, komu nigdy nie przydarzyła się spektakularna wpadka, kto nie ma w swoim życiorysie tak symbolicznego momentu, jak ten z Courtoisem i toaletą szatni Santiago Bernabeu. A przecież Belg zawsze słynął z niezwykłej wręcz regularności. To nie typ bramkarza, który raz na jakiś czas rozgrywa kolejny mecz życia, który słynie z heroicznych interwencji, który w pojedynkę jest w stanie wygrać drużynie każdy mecz. Obraz Courtoisa jest spójny, stały i niezmienny. Barykaduje dostęp do bramki swoimi wielkimi gabarytami, kiedy stoi na linii i czyści wszystkie dośrodkowania na przedpolu.

Real pokona Chelsea w meczu rewanżowym półfinału Ligi Mistrzów

Kurs 3.40 w Fuksiarz.pl

Tak było w Genku.

Tak było w Chelsea.

Tak jest w reprezentacji Belgii.

Tak jest w Realu.

Wokół zmieniają się tylko koszulki kolegów i rywali.

Łatwo więc, przez tą ciągłość, nie docenić odpowiednio Courtoisa za formę, w której aktualnie się znajduje. W kwietniowych i majowych meczach, w momencie, gdy rozgrywają się losy najważniejszych meczów i najważniejszych trofeów, Courtois prezentuje nie tylko równy, ale też wyśmienity poziom. Z Eibarem, z Getade, z Cadiz, z Betisem i z Osasuną zachował czyste konta, choć obrona Realu często nie chciała mu w tym pomagać. A z Barcelona wybronił parę sytuacji, kiedy Królewscy prowadzili 2:0 i 2:1, a grę prowadziła Duma Katalonii. W kosenwekcnji Real wciąz jest w grze o mistrzostwo.

Jeszcze lepiej wygląda to w Lidze Mistrzów. Thibaut Courtois został bohaterem rewanżowego meczu z Liverpoolem. Odbił dwie próby sam na sam z Salahem. Pewnie wybronił techniczny strzał Milnera zza pola karnego i uderzenie Firmino. Wszystko to w swoim stylu – nie jakoś wielce spektakularnie, nie „przeciw i mimo defensywy”, a tak, że wszystkie strony miały wrażenie, jakby to były niezwykle łatwe i naturalne interwencje. To jest właśnie dar Courtoisa. Jego obrony czynią wiele niezłych strzałów mniej udanymi niż faktycznie są. Podcina to skrzydła.

Z Chelsea zaś nie miał większych szans przy bramce Christiana Pulisicia, ale wcześniej wybronił absolutną setkę Timo Wernera, po której Chelsea powinna prowadzić.

Teraz Thibaut Courtois wraca na Stamford Bridge, żeby pogrążyć Chelsea. W przeszłości już mu się to zdarzyło, kiedy grał w Atletico Madryt i  pomógł ekipie Diego Simeone wyeliminować The Blues właśnie w półfinale Ligi Mistrzów, żeby potem przegrać w finale z… Realem Madryt. Łączą się więc ze sobą teraz wszystkie historie. Jedna jednak pozostaje niezmienna – forma Thibauta Courtoisa. Ta niezmiennie jest wysoka. Nawet mimo jednego dłuższego wypadku przy pracy, o który teraz nawet już nikt nie pamięta.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułO arcyważne punkty z Polonią Nysa [RELACJA LIVE]
Następny artykułKruk szacuje zysk netto w I kw. na 127 mln zł i podnosi rekomendowaną kwotę dywidendy do 11 zł