Sprawy te są może osobne – choć jest między nimi continuum uścisków dłoni, biznesików i układzików – ale korzeń problemu jest ten sam: bezwzględny, umocowany w strukturach władzy religijny fundamentalizm, który występuje z pozycji moralności, odsłania dalece niemoralne – by nie rzec wprost, łajdackie – oblicze.
Nic z tego nie dzieje się w próżni. Mówimy o stadzie karierowiczów umocowanych w strukturach kościelnych i partyjnych, którzy uczynili sobie zawód z jeżdżenia po społeczeństwie fundamentalistycznym walcem, miażdżącym każdą osobę, której światopogląd, wrodzone cechy czy życiowe wybory nie odpowiadają Kościołowi katolickiemu. A jest to zawód, dodajmy, znakomicie opłacany – Marta Lempart nie może mówić, że przez Kreml, ale przecież nie tylko przez Kreml, również przez wpompowywanie naszych podatków w stworzoną przez PiS ośmiornicę „fundacji”, „instytutów” i „agend”.
Wiele łajdactw, interesików, cwaniactw dzisiejszej władzy przynosi zysk prywatny i państwowe straty, ale nie uderza w nikogo osobiście. Niech tam Obajtek kupi sobie kolejną rezydencję, Morawiecki kolejną działkę wyrwaną przez Komisję Majątkową, niech córka leśniczego zasiądzie w radzie spółki skarbu państwa, Kurski wyśle ochroniarzy po czekoladki, a wojsko tnie papier na konfetti dla kolejnego kacyka. Wszystko to ma oczywiście jakiś minimalny wpływ na nas wszystkich, bo można dowieść, że to marnotrawstwo przenosi się na konkretne pieniądze, które w budżecie obcięto rodzicom niepełnosprawnych czy telefonowi zaufania – ale te związki przyczynowo-skutkowe nie są oczywiste.
Czytaj też: Ordo Iuris, Brazylia i sieci wpływu Kremla. Powiązania słynnej organizacji
Natomiast to, co robi Ordo Iuris czy Mariusz Chłopik, uderza bezpośrednio w konkretnych ludzi: w kobietę, która umiera przez zakaz aborcji, w chłopaka, którego glanują na osiedlu, „bo wygląda na pedała”, w katowaną żonę, której odbierze się nawet to minimum ochrony, jakie daje konwencja antyprzemocowa, w parę lesbijek, które wyjeżdżają z Polski nieuznającej ich dziecka, w transpłciową licealistkę, która w końcu sobie podetnie żyły. Odcinki ich wypłat są bardzo długimi odcinkami i sięgają daleko. Te namaszczone, bez mała liturgiczne gesty, za które władza wypłaca im srebrniki, przechodzą przez system społecznych lustereczek i gdzieś daleko uderzają pięścią w czyjąś twarz. Te kampanie mają realne ofiary. Również śmiertelne.
Nawet jeśli sami osobiście nikogo nie biją ani nie kopią, żeby nie spocić się w garniturkach i garsonkach, są za to odpowiedzialni.
I
Dodajmy, że ludzie Ordo Iuris nie tylko wspierali kampanie dyskryminacji i przemocy wobec mniejszości, ale również zwalczali tych, którzy – mając przeciwko sobie całą machinę państwową – na te kampanie się nie zgadzali albo próbowali minimalizować ich niszczące skutki. Prawnicy instytutu atakowali Barta Staszewskiego, który walczył z samorządowymi uchwałami o strefach wolnych od LGBT, ciągali po sądach twórców „Atlasu nienawiści”, tworzącego mapę wykluczających uchwał, czy Elżbietę Podleśną, która w reakcji na dehumanizującą akcję płockiej parafii stworzyła Madonnę Tęczochowską. Bronili katolickiej szkoły, która wyrzuciła uczennicę za uczestnictwo w czarnych protestach, czy szpitala, który odmówił aborcji kobiecie mimo pogorszenia stanu zdrowia psychicznego.
Czytaj także: Romanse i rozwody w Ordo Iuris? Trzeba o tym mówić publicznie
Tylko zatem śmieszyć mogą głodne kawałki, że „nie zasłużyli sobie na wywlekanie ich prywatnych spraw”. Cała działalność fundamentalistów z Ordo Iuris polega właśnie na tym, że włażą z kaloszami i paragrafami w najintymniejsze sprawy obcych ludzi, depczą ich sumienia, uczucia, najgłębsze potrzeby. W sprawy miłości, związków, zdrowia, wiary, rodzicielstwa, macierzyństwa. Zatem Karolina Pawłowska może sobie mówić, że nie chce komentować przyczyn, dla których złożyła pozew rozwodowy, ale publiczność ma prawo to komentować i roztrząsać. Jakkolwiek bowiem każdy obywatel, również osoba publiczna, ma prawo do prywatności, o tyle ta ochrona rzednie, kiedy ktoś sprzeniewierza się głoszonym zasadom, będącym immanentną częścią jego publicznej działalności.
Nie widzę nic złego w tym, że ktoś ma kochankę, bierze rozwód, wchodzi w seksualne trójkąty, czworokąty, a nawet multiseksualne dwunastościany foremne. Jeśli o mnie chodzi, Ordo Iuris może w całości spędzać czas w biurach na samych orgiach (może przysłużyłoby się to nam wszystkim). Ale nie, kiedy innym na siłę zapina pas cnoty.
Tymoteusz Zych i Karolina Pawłowska w biurze Ordo Iuris, Warszawa, marzec 2021 r.
Fot.: Piotr Malecki / Forum / Forum
II
Mówi się, że Ordo Iuris straciło wiarygodność, w co osobiście wątpię. Jakim bowiem sposobem ktokolwiek mógłby tych handlarzy nadętymi frazesami uważać za wiarygodnych? Ale oczywiście potencjał groteski jest niezmierzony.
Hitem internetu jest nagranie, w którym żonaty bohater i zamężna bohaterka skandalu, zachłystując się świętością, pouczają, jak to należy powściągać swoje żądze. By potem czynić z nich zgoła inny użytek.
Nie umyka nam, że Tymoteusz Zych osobiście bronił pracownika Ikei, rozsyłającego starotestamentowe kawałki o kamienowaniu gejów, podczas gdy wedle tego samego Starego Testamentu cudzołożnik i cudzołożnica powinni być kamienowani za bramą miejską. Aż chciałoby się napisać do pana Zycha z pytaniem, gdzie konkretnie należałoby kamienować, skoro Warszawa dawne miejskie bramy straciła? Może przy wylotówce na Moskwę i Kreml?
Bawi również, że były wiceprezes instytutu, jeszcze niedawno proponującego poważne utrudnienie w uzyskiwaniu rozwodów oraz namysł nad całkowitym ich zakazem, teraz obwieszcza: „Nie jest żadną tajemnicą, że wiele osób ze środowiska Instytutu Ordo Iuris rozwiodło się lub rozwodzi”. Cóż, może nie jest tajemnicą dla byłego prezesa, ale dla publiczności już raczej tak.
III
Obok ordojurków mamy dziarskiego arywistę Mariusza Chłopika, wieloletniego harcerza, który na zamówienie partii politycznej budował kampanię atakowania obywateli własnego państwa i działał jako łowca głów (choć, dodajmy, z przewagą głów raczej pustych) pozyskujący celebrytów na potrzeby medialnej szczujni. Nie wiem, czy harcerstwo polega na tym, żeby podstępnie łgarstwami atakować mniejszości we współpracy z opresyjną władzą. Nie brzmi mi jak Szare Szeregi, raczej jak ich konkurenci.
Oczywiście, jak często język wieje, kędy chce i pojawiło się mnóstwo złośliwości na temat nazwiska – to że chłopikowi homofobiczna słoma z butów wystaje, to że książę ma za zięcia chłopika. Jest to – nawet jeśli suflowane przez obiektywne okoliczności – nieeleganckie i niskie. Ale zatrzymajmy się na kwestii klasowej, bo nie jest ona pomijalna.
Nikt nie jest winien temu, jak się nazywa ani kim był jego dziadek czy prababcia – czy jest „resortowym dzieckiem” czy potomkiem „zdrajcy z »Potopu«” i targowiczan (oczywiście tak długo, jak tego nie wykorzystuje; nie można zatem się dziwić, że ktoś wypomina dziadka Alessandrze Mussolini albo Romanowi Giertychowi, którzy robili karierę na brunatnych sentymentach powiązanych z ich nazwiskami). Tu jednak mamy do czynienia z człowiekiem, który należy do elit. Jest wysoko w strukturach władzy, zarabia ogromne pieniądze, a dzięki ślubowi wszedł do rodziny z elit dawnych (która robi zresztą znakomite biznesiki z tą władzą „walczącą z oderwanymi od prawdziwego życia elitami”). I nie jest to przypadek.
Warto bowiem podkreślić, że wbrew obiegowym – i krzywdzącym – sądom o „nietolerancyjnej wiosze”, „prymitywach po ośmiu klasach” i „patoli 500+” ten zmasowany atak konserwatystów na najsłabsze społecznie grupy (osoby LGBT, kobiety i wiele innych) wcale nie pochodzi z klasy ludowej. Nawet jeśli na Marszu Równości w Białymstoku rzucali brukiem i łamali kości kibole, to sprawcą kierowniczym był arcybiskup Wojda, na którego wezwanie „non possumus” zebrały się bojówki – a to przecież pan z doktoratem (z „misjologii”). Jędraszewski, wzywający do tępienia „tęczowej zarazy” też ma jakiś doktorat, a nawet habilitację.
Prawdziwymi winnymi tych kampanii są bowiem ludzie dobrze wykształceni, należący do klasy średniej, często wywodzący się z inteligencji, znakomicie zarabiający, noszący drogie, a czasem nawet ładne ubrania. Prawnicy, biskupi, posłowie, funkcjonariusze najwyższych urzędów państwowych. Ci, którzy używają swojego przywileju, by bardziej pognębić opresjonowanych. I jeszcze przyciąć na tym kaskę.
Jeśli więc dziś stoją przed nami ośmieszeni, ze słabizną na wierzchu, obnażeni w swojej hipokryzji – nie ma co im współczuć, błyskawicznie sobie poradzą. Pan Zych już ogłosił powstanie nowej instytucji, think tanku Logos, którego pierwszym dziełem ma być „Raport o stanie państwa”.
Bo przecież nikt się tak nie zna na państwie jak facet znokautowany w pierwszej rundzie przez własny rozporek.
Zobacz więcej: Wierni odchodzą, kościoły pustoszeją. Biskupi dalej swoje: „antykościelna nagonka”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS