fot. A.S.O./Pauline Ballet
Jeśli Jonas Vingegaard obroni koszulkę lidera Tour de France na etapie z metą na Hautacam, wygrana w “Wielkiej Pętli” będzie na wyciągnięcie ręki. Duńczyk póki co oszczędnie dysponuje siłami i słowami, zachowuje stoicki spokój i twardo stąpa po ziemi, na której rękawicę rzucił mu Tadej Pogacar.
25-letni Duńczyk jest na dobrej pozycji: nad drugim Tadejem Pogacarem ma 2:18 przewagi i póki co odpowiada płynnie na wszystkie ataki Słoweńca. Co prawda wspierający go skład Jumbo-Visma w górach reprezentuje już tylko Sepp Kuss, ale Pogacar też nie ma już za bardzo pomocników.
Na ostatnim etapie w Pirenejach, w finale którego czeka wspinaczka do Hautacam (13,6 km, 7,8%), lider wyścigu widzi swoją szansę.
Długie podjazdy, takie jak ten jutrzejszy odpowiadają mi bardziej. Jasne, chciałbym wygrać etap, ale myślę, że dzisiaj ostatni podjazd odpowiadał bardziej Tadejowi. Cztery sekundy straty, to dobry koniec dnia
– podsumował Vingegaard.
Pogacar wyprowadził niezłe ataki. Musiałem być gotowy i walczyć. Cieszę się, że udało mi się z nim utrzymać. Na takich finiszach on jest nieco bardziej eksplozywny ode mnie. Jestem w miarę zadowolony.
Vingegaard w rozmowach na mecie nie jest szczególnie wylewny, swoją sytuację komentuje dość ogólnikowo i sprawia wrażenie człowieka wyłączonego z całego szumu wokół wyścigu. Z zewnątrz taki styl bycia może zdawać się niepasujący do kolarza udzielającego kilkunastu wywiadów dziennie, cały czas znajdującego się w świetle kamer, ale Duńczyk nie jest tu wyjątkiem.
Kibice śledzący wyścig mogą znać układ pierwszej dziesiątki, kolarze walczący o zniwelowanie tych różnic niekoniecznie. Geraint Thomas w dniu przerwy swoją stratę opisał jako “dwie minuty z kawałkiem”, Tadej Pogacar w niektórych wywiadach dokładnych różnic nie był w stanie przywołać, a Vingegaard, który w każdym wywiadzie na mecie powtarza mniej więcej to samo, otwarcie powiedział, że nie zawraca sobie głowy otoczką wyścigu.
Nie chcę o tym myśleć. Zrobię wszystko, co w mojej mocy każdego dnia i zobaczymy, co przyniesie mi to w Paryżu. Nie czytam wiadomości, nie dbam co inni myślą o mnie. Kiedyś się przejmowałem, teraz już nie
– odpowiedział na pytanie o zbliżanie się do wygranej w Tour de France.
Vingegaard na drugim pirenejskim odcinku ani przez chwilę nie miał kłopotów. Tempo Mikkela Bjerga i Brandona McNulty’ego nie zrobiło na nim wrażenia, atak Pogacara na zjeździe skończył się tak szybko jak się zaczął, a 25-latek z Półwyspu Jutlandzkiego pojechał ekonomicznie.
Nigdy nie jest dobrze zostać samemu, ale moja ekipa jechała bardzo dobrze. Na czele zostaliśmy tylko we trzech. Pogacar miał McNulty’ego który pojechał niesamowicie. Sepp też był jednym z najlepszych, ale po prostu na przedostatnim podjeździe odjechało trzech najmocniejszych kolarzy
– wyjaśnił.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS