Bauke Mollema potrafi wygrywać z ucieczek. Holender przyjechał na Tour de France z zamiarem walki o etapowe zwycięstwo i na 14. etapie wykonał swój popisowy manewr: solowy atak przed kluczowym punktem trasy.
Wiedział, że sprintu nie wygra, że stromej ścianki nie pokona tak zgrabnie jak niektórzy towarzysze ucieczki. Bauke Mollema chciał wygrać etap Tour de France, ale do realizacji tego planu potrzebował sytuacji, w której kolarze tacy jak Patrick Konrad, Esteban Chaves Sergio Higuita czy Michael Woods graliby na jego warunkach.
Mollema nie jest znany jako kolarz wygrywający seryjnie, ale na koncie ma 17 triumfów i wysokie miejsca w Grand Tourach, w tym 3. w Vuelta a Espana (2011), 5. w Giro d’Italia (2019) czy 6. w Tour de France (2013). Holendra cechują regularność i umiejętność wybrania dobrego momentu do ataku. Dość powiedzieć, że 34-latek od 2013 roku sześć sezonów kończył z dwoma sukcesami, a w tym roku triumfował już trzy razy, natomiast dobre wyczucie do dłuższych ataków pozwoliło mu wygrać Clasica San Sebastian (2016) i Il Lombardia (2019), a w 2017 roku, po 30-kilometrowym rajdzie, etap Tour de France.
Tym razem holenderski kolarz rywali do defensywy zepchnął podobnym ruchem. Na zjeździe z przedostatniej górskiej premii 14. etapu, 43 kilometry przed metą, przycisnął mocniej, zaskakując średnio współpracującą ucieczkę. Zanim z jej składu wyłoniła się grupka zainteresowana pogonią, kolarz Trek-Segafredo miał już minutę przewagi i przed sobą tylko jedną górską premię i zjazd do mety. Z przeszkodami tymi poradził sobie płynnie i ostatnie 17 kilometrów do Quillan pokonywał ze sporą pewnością siebie.
To super uczucie: wygrać kolejny etap Tour de France. Jestem bardzo szczęśliwy. To był trudny odcinek, 80-90 kilometrów zajęło sformowanie ucieczki. Jako zespół nie odpuściliśmy żadnej z prób
– chwalił kolegów, którzy w chaosie pierwszego pirenejskie etapu szturmowali każdą większą akcję, za wszelką cenę chcąc mieć swojego przedstawiciela w akcji dnia.
To była mocna grupa, ale nie pracowaliśmy razem zbyt dobrze, bo kilka osób opuszczało zmiany. Ja czułem się dobrze, pomyślałem, że mogę spróbować z daleka. Czułem się dobrze i miałem pewność, że potrafię utrzymać taki wysiłek przez długi czas. Przejechałem ten trudny finał na solo, cieszę się, że się udało
– relacjonował.
Mollema, który za sobą ma już majowe Giro d’Italia, szczęścia na etapach próbował już w Bretanii. Na dwóch pierwszych etapach finiszował odpowiednio 9. i 6., a na 11. odcinku, z dwoma wspinaczkami na Mont Ventoux, do mety dotarł jako trzeci. Na tych odcinkach musiał uznać wyższość kolejno Juliana Alaphilippe’a, Mathieu van der Poela i Wouta van Aerta.
Dziś, po dwóch tygodniach Tour de France, doświadczony zawodnik rozdawał karty. Za swoją akcję otrzymał też tytuł najwaleczniejszego kolarz etapu.
Myślałem, że mi się uda, kiedy przewaga sięgnęła półtorej minuty. Na ostatnim podjeździe trzeba było dać z siebie wszystko Ja potrafię utrzymać dobre tempo, kiedy na szczycie miałem 50 sekund, wiedziałem, że wygram
– podsumował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS