Chwilę później ukazały się dwa wywiady z prezesem Kaczyńskim. Pierwszy, we wtorek w Programie Trzecim Polskiego Radia, drugi, w środę, w tygodniku „Gazeta Polska”.
Można z nich wyciągnąć tylko jeden wniosek: z takim wicepremierem ds. bezpieczeństwa i liderem partii władzy nie sposób czuć się bezpiecznie. W obu rozmowach Jarosław Kaczyński prezentuje się bowiem jako polityk zupełnie oderwany od rzeczywistości, pogrążony we własnych obsesjach, przekonany, że opozycja, działalność wolnych mediów i wolnych sądów są realnym zagrożeniem dla Polski, a tylko władza jego partii jest gwarancją bezpieczeństwa naszego kraju. Taki zestaw przekonań najpotężniejszej politycznie osoby w Polsce byłby toksyczny i niebezpieczny, nawet gdybyśmy nie mieli wojny za naszą granicą oraz perspektywy kryzysu energetycznego i dalszych postępów drożyzny.
Czy my znajdujemy się w stanie wojny z Niemcami?
„Tę wojnę trzeba wygrać” – zapowiada wywiad z Kaczyńskim i zarazem okładka „Gazety Polskiej”. Czytając rozmowę z prezesem PiS, zastanawiamy się jednak jaką. Bo lider obozu władzy wypowiada się, jakby Polska znajdowała się na stopie wojennej z Niemcami, a Rosja i jej zagrażająca także naszemu bezpieczeństwu agresja na Ukrainę były w zasadzie drugorzędnym problemem. Kaczyński oczywiście wielokrotnie już sięgał po antyniemiecką retorykę w przeszłości, w zasadzie od samych początków swojej aktywności publicznej w III RP. W wywiadzie dla tygodnika Sakiewicza zupełnie puszcza się już jednak poręczy.
Prezes PiS prawie w ogóle przy tym nie wysuwa argumentów krytykujących konkretne polityki Niemiec – wspomina tylko o polityce energetycznej Merkel. Zamiast tego rzuca niesprawdzalne insynuacje na temat penetracji Niemiec Zachodnich przez agenturę Stasi w okresie zimnej wojny i jej możliwym wpływie na obecną, kunktatorską politykę Berlina. Wiele zarzutów Kaczyńskiego wobec Niemiec ma charakter nie tyle polityczny, ile wręcz metafizyczny. Niemcy są dla prezesa PiS problemem nie ze względu na swoje konkretne decyzje, ale z powodu samej esencji niemieckości, która nic nie zmieniła się od czasów, gdy księstwa i królestwa niemieckie utworzyły w 1871 roku zjednoczone państwo.
„Od czasów Bismarcka Niemcy wkraczają co rusz w szaleńczo zbrodniczy stan i wszelkie próby wyprowadzenia ich z niego dotąd okazywały się nieskuteczne. Taka jest prawda, jak będziemy ją dalej pudrować, to w wielu krajach, nie tylko na Ukrainie, krew poleje się rzekami” – mówi Kaczyński. Jak można wnioskować z tych słów, premier ds. bezpieczeństwa uważa współczesne Niemcy za zagrożenie dla pokoju na świecie, niemiecka polityka doprowadzi jego zdaniem do rozlewu „rzek krwi”. Biorąc pod uwagę, że Kaczyński mówi o naszym głównym partnerze gospodarczym i sojuszniku z UE i NATO, są to słowa całkowicie absurdalne, wręcz groteskowe.
Prezes PiS nie przyjmuje też najwyraźniej do wiadomości, że Niemcy przegrali dwie wojny światowe, że po II wojnie, pod kontrolą mocarstw alianckich Republika Federalna zbudowała modelową społeczną gospodarkę rynkową i demokrację liberalną, że sami Niemcy dokonali redefinicji własnego interesu narodowego, łącząc go z projektem europejskim. Zdaniem Kaczyńskiego „Niemcy nie rozliczyły się ze zbrodni II wojny światowej, zresztą za zbrodnie I też nie poniosły adekwatnej kary”. Dlatego dzisiejsze Niemcy „Polski nie traktują jak równoprawnego partnera – ich celem jest dzielenie nas, ograniczanie trzymanie pod butem. Oczywiście dziś nie ma w nich szaleństwa Hitlera, ale jeśli spojrzeć na Bismarcka to […] cele są zawsze te same”. Trudno znaleźć wypowiedzi lidera obozu władzy z ostatnich miesięcy, gdzie w podobnie ostrym tonie wypowiadałby się o polityce rosyjskiej wobec Polski – choć to Rosja napadła na naszego sąsiada, a według PiS stała też za „zamachem” w Smoleńsku.
Totalni i wolne media znów szkodzą Polsce
Po Niemczech największym zagrożeniem dla kraju są według prezesa opozycja i wolne media. Na czele z Donaldem Tuskiem rzecz jasna. „Zawsze, gdy w grę wchodzi żywotny interes Polski, Tusk jest przeciw. Bardzo często jego punkt widzenia jest zbieżny z rosyjską propagandą” – mówi Kaczyński Sakiewiczowi i Katarzynie Gójskiej. W rozmowie w Polskim Radiu Kaczyński zarzuca opozycji, że przedstawiając czarny obraz polskiej gospodarki osłabia Polskę i uruchamia logikę samospełniającej się przepowiedni. Jak widać, zdaniem prezesa, z patriotycznego obowiązku opozycja powinna popierać także gospodarczą politykę rządu i nawet jak jest źle to milczeć, by nie zrobiło się gorzej.
Totalną opozycję, mówi dalej Kaczyński, „wspierają równie totalne media, które są w stanie tworzyć kontrrzeczywistość, w którą ludzie jednak wierzą. W Rosji media karmią ludzi przekazami, niemającym nic wspólnego z rzeczywistością […] i u nas są media, które działają podobnie”.
Prezes PiS powtarza podobne zarzuty, odkąd objął władzę w 2015 roku, a nawet wcześniej. Od 2015 roku wiele się jednak zmieniło w polskich mediach. Na czele TVP stanął były polityk PiS Jacek Kurski, który zmienił publiczną telewizję w medium przypominające media rosyjskie. TVP od przejęcia przez obecną partię władzy konsekwentnie buduje alternatywną rzeczywistość, uprawia propagandę sukcesu rządu i przeprowadza nieustanne, przekraczające wszelkie granice brutalności ataki na opozycję. Jedna z największych prywatnych telewizji przybrała wobec obozu władzy pozycję niekonfrontacyjnej neutralności. Kierowany przez bliskiego PiS Daniela Obajtka Orlen wykupił prawie wszystkie gazety lokalne w kraju.
Kaczyńskiemu ciągle jest jednak mało. Cały czas czuje się przytłoczony i atakowany przez wrogie media. Jak widać, nie spocznie, dopóki, jak na Węgrzech, spacyfikowane nie zostaną wszystkie, tak, by nikt nie zaskoczył PiS ujawniającym korupcję materiałem śledczym albo nie drażnił komentarzem wyśmiewającym jawnie absurdalne polityki. W wywiadzie dla radia do tej listy szkodników Kaczyński dopisał też sądy. Jak stwierdził, polska jest demokratycznym państwa prawem, tylko sądy ciągle orzekają nie przestrzegając jego zasad.
A co, jeśli to nie tylko propaganda?
W żadnym z wywiadów Kaczyński nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki jest w tej chwili sens jego obecności w rządzie, skoro jak stwierdził, wypełnił w nim już swoją misję, doprowadzając do powstania ustawy o obronności. Premier ds. bezpieczeństwa, który nie jest się w stanie zdecydować, czy zostaje w rządzie, czy odchodzi, który z jednej strony mówi, że chciałby się już skoncentrować na pracy partyjnej, z drugiej ze względu na sytuację wojenną u naszych granic zwleka z podjęciem decyzji, nie jest specjalnie poważny. Podobnie jak deklaracje Kaczyńskiego z radiowego wywiadu, że Polska musi się w końcu zająć zwalczaniem rosyjskiej agentury – co w takim razie w tej sprawie robił Kaczyński przez prawie dwa lata obecności w rządzie?
Pytanie też, na ile poważnie możemy traktować wszystkie ataki Kaczyńskiego na Niemców, opozycję i wolne media? Prezes PiS na końcu swojego wywiadu konkluduje: „Jeśli władzę przejmie opozycja, to konsekwencją będzie finis Poloniae. Degradacja naszego kraju, wpisanie go w projekty europejskie […] nakierowane na podporządkowanie nam polityce Niemiec”. Czy podobne słowa, to tylko propaganda mająca zmobilizować najbardziej betonowy prawicowy elektorat – tylko taki czyta „Gazetę Polską” – czy PiS naprawdę uważa opozycję za egzystencjalne zagrożenie dla Polski? A jeśli uważa, to czy odda władzę po przegranych wyborach partii dążącej do „finis Poloniae”? Zwłaszcza że o ważności wyborów ostatecznie decydują sądy, które Kaczyński postrzega jako narzędzie w rękach opozycji. Czy w środku wojny za naszą wschodnią granicę będzie nas czekał kryzys, jak Amerykanów po ostatnich wyborach?
Pozostaje mieć nadzieję, że, jak to często bywa u Kaczyńskiego, skończy się na wojowniczej, paranoicznej, insynuacyjnej retoryce, która nie zmaterializuje się w nic konkretnego.
Czytaj więcej: Gabinet bez udogodnień, obiady w samotności. Rządowe życie Jarosława Kaczyńskiego
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS