Dzisiaj, 17 marca (13:32)
Maria pochodzi z Ukrainy, ale od przeszło dziesięciu lat mieszka i pracuje w Warszawie. 21 marca wsiadła w samolot i poleciała do Kijowa spędzić z rodziną kilka dni zaplanowanego od dawna urlopu. Ale zamiast krótkich wakacji, przyszło jej zmierzyć się z wojną.
Łukasz Piątek, Interia: 21 lutego poleciała pani do Kijowa odwiedzić rodzinę…
Maria: To miał być zwykły urlop, który planowałam od dawna. Pochodzę z Kijowa, mam tam rodzinę, chciałam spędzić trochę czasu z bliskimi. Kilka dni później wybuchła wojna. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że istnieje ryzyko napaści przez Rosjan, ale Kijów żył swoim życiem. Zupełnie tak, jakby ludzie odpychali od siebie tę myśl — że swoi będą strzelać do swoich…
Jak wyglądał 24 lutego z pani perspektywy?
– O piątej rano przybiegła do nas mama i powiedziała, żebyśmy wstawali, bo strzelają. Następnie pojechała po ojca, bo rodzice nie mieszkają razem. Siostra pobiegła do bankomatu wypłacić gotówkę, ale już na krótko przed szóstą rano była ogromna kolejka ludzi.
– Gdy wypłacała pieniądze, nad jej głową przeleciał wojskowy samolot. Kilkanaście sekund później zrzucił bombę na jakiś punkt militarny, oddalony kilka kilometrów od naszego domu na przedmieściach Kijowa. Wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu — ja, rodzice, siostra z dziećmi.
– Już wcześniej miałam kupiony bilet powrotny do Warszawy na 25 lutego, ale wiedziałam, że nie polecę, bo lotnisko w Kijowie przestało działać. Wśród ludzi zapanowała wielka panika. Wszystkie osiedlowe drogi od razu się zakorkowały. Ludzie wyjeżdżali w pośpiechu.
– O godzinie dziesiątej rozeszła się informacja, że za kilka minut zacznie się bombardowanie na przedmieściach Kijowa. Wzięliśmy ze sobą sąsiadów i zgromadziliśmy się wszyscy w małym schowku przy domu. Były nas w sumie cztery rodziny. Jednak przez następne dwie godziny nic się nie działo. Były przy nas małe dzieci mojej siostry, a w schowku było bardzo zimno, więc wróciliśmy do domu zrobić herbatę. W tym momencie zaczął się ostrzał kilka kilometrów od nas.
Zastanawialiście się, co dalej robić?
– Po ostrzale zdecydowaliśmy, że wyjeżdżamy. Ruszyliśmy o godzinie osiemnastej, ale próba opuszczenia Kijowa była koszmarem. Wszystkie ulice były zapchane samochodami, więc tempo było bardzo powolne. Cała ta podróż była ogromnym stresem. Kierowcy zjeżdżali na przeciwległe … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS