Pożar chemikaliów porzuconych w podszprotawskich Wiechlicach to w zasadzie kwesta czasu. Jeśli służby nie uporają się z kłopotem to prędzej, czy później zobaczymy obrazy podobne do tych z zielonogórskiego Przylepu.
Sprawa niezabezpieczonych beczek porzuconych na jednej z działek w Wiechlicach ciągnie się przynajmniej od sześciu lat.
– To jest dziadostwo śmieciowe, a my jesteśmy dziadami Europy! Miliony śmieci do nas przyjeżdża, a my za miliardy musimy je usuwać, bo ktoś miał chrapkę na biznes – mówił we wrześniu 2017 roku zdenerwowany starosta Henryk Janowicz.
Wówczas w Starostwie odbyło się spotkanie dotyczące odpadów zgromadzonych w Wiechlicach. Pojawili się na nim przedstawiciele powiatu, szprotawskiego magistratu, a także inspektorzy WIOŚ, Prokurator, Policja, Straż Pożarna i sam właściciel obiektu.
Jak zaznaczył wówczas Wojewódzki Lubuski Inspektor Ochrony Środowiska mamy tu do czynienia z potencjalnym zagrożeniem.
Tymczasem lata lecą a składowisko pod Szprotawą wciąż straszy. Co dalej z odpadami, jakie środki w walce z ekologicznym zagrożeniem ma gmina? … odpowiedzi w 644 wydaniu Lokalnej.
(rd)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS