W ten sposób w amerykańskim Senacie mamy remis: zasiadać w nim będzie 50 Republikanów i 50 Demokratów (oraz głosujących z nimi niezależnych). Co oznacza, że w decydujący głos należy do wiceprezydentki Kamali Harris. Demokracji odzyskują kontrolę nad obiema Izbami amerykańskiego Kongresu po raz pierwszy od 2010 roku. Joe Biden, przynajmniej przez dwa następne lata, będzie mógł rządzić w sposób względnie wolny od ciągłej obstrukcji Republikanów.
Zwycięstwo Demokratów w Georgii ma znaczenie nie tylko dla parlamentarnej arytmetyki. Pokazuje też jak zmienia się amerykańska mapa polityczna. Georgia przez ostatnie dwadzieścia lat była solidnym, republikańskim stanem. Sukces Warnocka i Ossoffa potwierdza, że zwycięstwo Bidena w listopadzie nie było przypadkiem. Georgia staje się stanem, o który Republikanie będą teraz musieli ciężko walczyć. W tej walce prawicowy populizm spod znaku Trumpa wcale nie musi być kluczem do zwycięstwa.
Zobacz więcej: Zamieszki w Waszyngtonie i atak na Kapitol. Kongres zatwierdził zwycięstwo Bidena
Matka niebieskiej fali
Jak doszło do zalania Georgii „niebieską falą” – niebieski to kolor Demokratów – w tym roku? Składa się na to wiele czynników, ale wśród nich trzeba koniecznie wymienić wielką pracę, jaką w ostatniej dekadzie wykonała tam Afroamerykańska polityczka Demokratów, Stacey Abrams. „New York Times” napisał w środę rano, że podwójne zwycięstwo partii Bidena w wyborach senackich w Georgii to zwieńczenie dziesięcioletniego planu Abrams na odbicie stanu Republikanom.
W 2011 roku Abrams zostaje liderką mniejszości w Izbie Reprezentantów w Georgii. Stan wydaje się wtedy naturalną twierdzą Republikanów, Demokraci są w głębokiej defensywie, nikt nie wierzy, że mogą wygrywać. Stacey Abrams formułuje jednak strategię, która ma ostatecznie prowadzić do zwycięstwa. Kluczem jest mobilizacja mniejszościowych grup, które tradycyjnie głosują na Demokratów, a jednocześnie wykazują niską frekwencję: Latynosów, Amerykanów Azjatyckiego pochodzenia, czarnych, młodych. Niska frekwencja w tych grupach wynika nie tylko z ich politycznej apatii, ale także z różnego rodzaju utrudnień, jakie stwarza obowiązujące w stanie prawo osobom, które chciałyby się dopiero zarejestrować jako wyborcy. W Stanach, by głosować trzeba się najpierw zarejestrować.
Abrams i jej organizacja New Georgia Project pomaga rejestrować się wyborcom. Aktywiści namierzają osoby, które mogą mieć problemy z rejestracją, których głos z przyczyn formalnych może być odrzucony i oferują pomoc. Maksymalnie starają się także zmobilizować już zarejestrowanych.
W ten sposób wyborcza baza Demokratów w stanie znacząco się zwiększa. W 2018 roku daje to Abrams szanse by poważnie powalczyć o stanowisko gubernatora Georgii. Przegrywa różnicą niecałych 55 tysięcy głosów. Nie poddaje się jednak, zakłada kolejną organizację – Fair Fight – mającą walczyć z wykluczeniem wyborców, zachęcać do rejestracji i frekwencji. Wielka praca tej i podobnych organizacji, setek aktywistów i aktywistek w całym stanie, umożliwiła najpierw zwycięstwo Bidenowi, a następnie utrzymała mobilizację czarnego elektoratu w drugiej turze wyborów do Senatu.
Abrams nie pełni dziś żadnej funkcji z wyboru. Tym nie mniej uchodzi za jedną z bardziej wpływowych polityczek w Partii Demokratycznej. Za dwa lata w Georgii wybory na gubernatora. Jeśli Abrams utrzyma obecną mobilizację ma szansę, by wygrać, ostatecznie przypieczętowując zmianę Georgii w „niebieski” stan.
Trump zepsuł Republikanom wybory
Abrams i demokratycznym senatorom pomógł jednak zaskakujący sojusznik: prezydent Donald Trump. Wiele bowiem wskazuje, że stało się to, czego obawiał się lider Republikanów w Senacie Mitch McConnell i inni przywódcy partii: Trump swoją postawą z ostatnich tygodni pogrzebał szansę Davida Perdue i Kelly Loeffler na reelekcję, odbierając tym samym Republikanom kontrolę nad Senatem.
Decydujące wydaje się tu to, jak Trump zachowywał się w sprawie przegranych wyborów. Nie był w stanie uznać tego, że wyborcy w Georgii powiedzieli mu „nie, dziękujemy”, nie potrafił uwierzyć w swoją klęskę. Głosił niczym niepoparte teorie spiskowe na temat rzekomych nieprawidłowości, fałszerstw, nielegalnie oddanych głosów. Wściekle atakował republikańską administrację stanu, która uznała zwycięstwo Bidena. W niedzielę „Washington Post” opublikował taśmę, gdzie słychać jak przez godzinę Trump próbuje wymusić na sekretarzu stanu Georgii, Bradzie Raffenspergerze, unieważnienie wyników w stanie. Prezydent powtarza teorie spiskowe, powołuje się na partyjną lojalność, grozi, w końcu deklaruje: „potrzebuję znaleźć 11 780 głosów. Bo nie ma możliwości żebyśmy przegrali Georgię”.
Takie zachowanie musiało oburzyć umiarkowanych wyborców. Postawiło też obu republikańskich senatorów w bardzo trudnej pozycji. Nie mogli poprzeć stwierdzeń Trumpa, by do końca nie stracić z centrum. Nie mogli się też od nich odciąć, by nie stracić trumpowskiej bazy. Ta nie pomogła im jednak wygrać. Trudno się dziwić – nie mobilizuje się swoich wyborców karmiąc ich przez tygodnie opowieściami, że Demokraci sfałszowali wybory i pewnie sfałszują następne.
W tym, jak skończyły się wybory w Georgii jest jakaś symboliczna sprawiedliwość. Republikanie, obawiający się reakcji trumpowskiej bazy, latami milczeli, niezdolni przeciwstawić się kłamstwom i ekscesom Trumpa. Teraz okazuje się, że milczeli o kilka tygodni zbyt długo. Niezdolni przeciwstawić się kampanii kłamstw Trumpa stracili władzę w Senacie.
Zobacz też: Konserwatyzm po Trumpie. Co dalej z Partią Republikańską?
Trump nie jest niezwyciężoną kartą
Co najciekawsze dla przyszłości Stanów, porażkę w Georgii poniósł nie tylko Trump osobiście, ale także trumpizm. Strategia Abrams mogła się powieść dzięki temu, jak zmieniała się Georgia. W stanie rosła zamożna, liberalna, czarna klasa średnia, świadoma swoich praw i gotowa angażować się politycznie. Niegdyś konserwatywne i białe przedmieścia zmieniały swoją społeczną kompozycję za sprawą migracji Azjatów i Amerykanów azjatyckiego pochodzenia, oraz Latynosów. Republikanie nie mieli pomysłu jak przekonać tak różnorodny elektorat.
Podobnym zmianom ulega wiele innych miejsc w Stanach. Poza nielicznymi wyjątkami – np. tradycyjnie silnie prawicowi Latynosi kubańskiego pochodzenia na Florydzie – Republikanie nie mieli pomysłu jak przemówić do nowej, bardziej różnorodnej Ameryki. Trumpizm obiecywał im, że nie muszą. Że mogą ją ignorować eksplorując politycznie gniew białej klasy pracującej, pokrzywdzonej przez globalizację, niegdyś głosującej na Demokratów.
Trump w 2016 roku zdobył władzę budując koalicję rozczarowanych wyborców socjalnych, fundamentalistycznych grup religijnych, głosujących portfelem mieszkańców zamożnych przedmieść, części wielkiego biznesu, środowisk jawnie rasistowskich, niezdolnych zaakceptować Ameryki jako autentycznie multi-rasowej demokracji.
Na tle sukcesu prawicowych populizmów na całym świecie wielu obawiało się, że trumpowska formuła będzie asem bijącym każdą kartę Demokratów. Georgia dwukrotnie pokazała, że wcale nie musi być. Oczywiście, jeśli nie pod przywództwem samego Trumpa, to pod innym, polityka, jaką odchodzący prezydent wprowadził do głównego nurtu będzie wracać – Georgia daje jednak przykład, że nie trzeba jej się fatalistycznie poddawać, można i trzeba walczyć.
Czytaj także: Tomasz Lis: Agonia nieszczęsnej prezydentury Trumpa zaczyna się powoli przeistaczać w agonię demokracji
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS