Już sam tytuł tekstu „Wyborczej”, nawiązujący do książki: „Wokół sprawy Pyjasa” oraz wystawy zorganizowanej w „Bunkrze Sztuki” ma nie pozostawiać żadnych wątpliwości. „Pyjas nie został zamordowany przez peerelowską bezpiekę, nikt przed śmiercią go nie pobił. Czemu udajemy, że tego nie wiemy?”. Tak „pyta” czytelników redaktor Wojciech Czuchnowski. Dziennikarz „Wyborczej” przedstawia w tekście Annę Marię Potocką, dzisiejszą dyrektor krakowskiego MOCAK-u, jako rzekomą znajomą Stanisława Pyjasa i jego przyjaciół ze studiów. Robi tak choć Potocka to rocznik 1950, a nie 1953, a o jej zaangażowaniu w działalność opozycyjną nie wspominają źródła i książki na temat zabójstwa studenta oraz „czarnych juwenaliów”.
Tych źródeł nie ma wiele. Do najważniejszych należą: „Sprawa Pyjasa. Czy ktoś przebije ten mur?”, „Czarne juwenalia. Opowieść o Studenckim Komitecie Solidarności”, a także słynny film TVN pt. „Trzech kumpli”. Pomińmy kwestię wystawy poświęconej Pyjasowi, Bronisławowi Wildsteinowi i Lesławowi Maleszce, niezwykle niebezpiecznym konfidencie SB, który doradza podjęcie konkretnych kroków rozbijających krakowską opozycję i inwigiluje przyjaciela. Najważniejsze są tezy, jakie wysunął redaktor „Wyborczej” pod wpływem lektury psychoanalizy poczynionej przez Potocką.
„Książka Potockiej pokazuje, że Stanisław Pyjas nie był urodzonym opozycjonistą, a już na pewno nie „antykomunistycznym”. Może kiedyś by nim został. Ale wtedy, w 1977 r., był jednym z tysięcy młodych ludzi, którzy dusili się w zakłamanym i represyjnym systemie” – wskazuje niby jednoznacznie. „Chciał swobodnie żyć, pisać książki i wiersze, których by nie masakrowała cenzura. Tylko tyle i aż tyle. Nie został też zamordowany. Ani przez SB, ani przez nikogo innego. Po prostu spadł ze schodów, stracił przytomność i udusił się krwią” – czytamy w „GW”.
Szeroko cytuje też Potocką, rzekomo zafascynowaną talentem literackim i inteligencją Pyjasa, która twierdzi wręcz, że zabójstwo na Szewskiej zostało dokonane w przenośni, „przez zaszczucie”. I rzekomo zna „ludzi i realia”, choć w maju 1977 r. stała z boku wydarzeń.
SKS ostro o Czuchnowskim
– Czuchnowski oparł się na specyficznej publikacji dyrektor MOCAK-u Marii Anny Potockiej, krytyka sztuki niespodziewanie wcielającego się w rolę powieściopisarki, prokuratora śledczego i historyka. Wołałabym, żeby sprawdziła się np. w garncarstwie. Gorzej, gdyby uznała się za chirurga – śmieje się Liliana Sonik, współzałożycielka Studenckiego Komitetu Solidarności. I dodaje, że ma powody do złośliwości: – Masza Potocka w błąd wprowadziła nie tylko nas, ale też twórczynię Dorotę Nieznalską, której wystawa została zagrabiona – tłumaczy. Podobnego zdania jest Ziemowit Pochitonow, rzecznik krakowskiego SKS-u. – Włączyłem się w działalność grupy już po śmierci Pyjasa, nie znałem go. Nie spotkałem się z osobą Potockiej w środowisku SKS-u, więc nie wiem, skąd ma o nas wiedzę – dziwi się.
Suchej nitki na Potockiej nie zostawia też Danuta Skóra, również zaangażowana w powstanie i działalność krakowskiej opozycji. – Potocka nigdy nie należała do grupy związanej z SKS. I ona nie jest wyjątkiem spośród osób, które z czasem stały się znanymi publicystami i kwestionowały fakt zabicia Staszka. Moim zdaniem, wynikało to z braku odwagi w tamtych czasach, czego dziś zwyczajnie się tego wstydzą. Potocka twierdzi, że była za stara, żeby się w 1977 roku zaangażować, a Czuchnowski, że jego młody wiek nie pozwolił mu na walkę z komuną w latach 80-tych. Kwestionować to, czego dokonaliśmy, jest jednak łatwo, prawda? To obskurancka narracja. Pamiętamy ludzi urodzonych w 1950 roku, którzy czynnie pomagali opozycji – wspomina.
Prof. Władysław Wojciech Nasiłowski, współautor ekspertyzy z sekcji zwłok Pyjasa z 1991 roku, nie miał wątpliwości, że doszło do brutalnego pobicia. 28 kwietnia 1991 pisał wraz z prof. Andrzejem Naklińskim: „wygląd i charakter obrażeń nie odpowiada upadkowi na równe lub względnie równe podłoże, a za takie uznano miejsce znalezienia zwłok. (…) należy wskazać, że tego rodzaju rozmieszczenie i charakter obrażeń odpowiada częściej następstwom pobicia, np. przy uderzeniu pięścią, kastetem lub butem, względnie innym narzędziem”.
Czuchnowski z nim nie rozmawiał. Ponadto bez cienia wątpliwości podaje, że sami prokuratorzy IPN po ekshumacji – dokonanej przez Instytut Ekspertyz Sądowych w 2010 roku – wykluczyli zabójstwo 24-letniego wówczas studenta. Jak opowiadał TVP Historia w dokumencie „Ekspertyza” Krzysztof Gramza z krakowskiego pionu śledczego, starania utknęły w martwym punkcie, bowiem: „Nie można było jednoznacznie sprecyzować, z którego miejsca nastąpił upadek ze schodów i czy był on samoistny, czy też zapoczątkowany przez osoby trzecie”, a nie dlatego, że dowiedziono zachłyśnięcie się krwią przez Pyjasa jako koronny dowód na brak udziału osób trzecich.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS