A A+ A++

Chociaż brytyjska admiralicja tradycyjnie podchodzi ostrożnie do nowinek technicznych, Royal Navy zawsze była w czołówce postępu, jeśli idzie o wdrażanie nowych rozwiązań. Mimo spadku znaczenia Wielkiej Brytanii Królewska Marynarka Wojenna zachowała te tradycje. 17 listopada HMS Prince of Wales stał się pierwszym nieamerykańskim okrętem lotniczym, z którego pokładu w powietrze wzbił się duży bezzałogowy statek powietrzny – MQ-9B Mojave.

Tym sposobem Brytyjczycy wyprzedzili Turków, którzy po wprowadzeniu do służby wiosną tego roku uniwersalnego okrętu desantowego Anadolu szykują się do przerobienia go na w lotniskowiec dla dronów i stania się drugim po USA państwem operującym dużymi bezzałogowcami z pokładu okrętów.

Prince of Wales, po tym jak w lipcu opuścił suchy dok w stoczni w Rosyth po przymusowym remoncie, zaczął przygotowywać się do rejsu do Stanów Zjednoczonych. W programie ćwiczeń u wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej znalazły się próby z udziałem pionowzlotów MV-22 Osprey i dronów Mojave.

Obecność Ospreyów nie powinna być zaskoczeniem. Oba brytyjskie lotniskowce od samego początku były przygotowywane do ścisłej współpracy, oficjalnie mówiono wręcz o integracji, z US Marine Corps. Pierwsze F-35B z 211. Eskadry Myśliwsko-Uderzeniowej „Wake Island Avengers” (VMFA-211) pojawiły się na pokładzie HMS Queen Elizabeth we wrześniu 2020 roku. Prince of Wales przeprowadził ćwiczenia z udziałem pionowzlotów pod koniec września tego roku. Uczestniczyły w nich maszyny z 2. Skrzydła Lotniczego Piechoty Morskiej.

Nie pierwszy raz Ospreye amerykańskiej piechoty morskiej operowały z pokładu Prince of Wales. Nastąpiło to już w marcu 2022 roku podczas ćwiczeń „Cold Response” u wybrzeży Norwegii. Obecne ćwiczenia wyróżnia to, że za sterami MV-22B zasiedli odpowiednio przeszkoleni piloci Fleet Air Arm, brytyjskiego lotnictwa morskiego.

Natomiast 17 listopada odbył się pierwszy lot MQ-9B Mojave. Oficjalny komunikat Royal Navy zwraca uwagę, że bezzałogowiec ma większą rozpiętość skrzydeł niż F-35B – 17 metrów wobec 12 metrów.

– Sukces tej próby zwiastuje nowy początek w sposobie funkcjonowania lotnictwa morskiego i jest kolejnym ekscytującym krokiem w ewolucji lotniskowcowej grupy uderzeniowej Królewskiej Marynarki Wojennej w mieszane załogowe i bezzałogowe siły bojowe – powiedział kontradmirał James Parkin, odpowiadający w Royal Navy za projekty rozwojowe.

Z kolei Drugi Lord Morski, czyli zastępca szefa sztabu marynarki, wiceadmirał Martin Connell, mówił o kolejnym logicznym kroku, mającym zapewnić zdolność do walki i zwyciężania w coraz bardziej złożonych warunkach nowoczesnego pola walki. Admirał Connell zwrócił także uwagę, że wykorzystanie bezzałogowców może zwiększyć potencjał lotniskowców i, wbrew regularnie pojawiającym się zapowiedziom o końcu okrętów tej klasy, dać im nowe zdolności w zakresie wyprowadzania uderzeń na dalekich dystansach.

Mojave, czyli MQ-9B STOL, to kolejna wersja Reapera powstała z myślą o wykorzystaniu z pokładów okrętów lotniczych, ujawniona podczas ubiegłorocznej wystawy Indo Pacific. Samo General Atomics przyznaje, że zamiast nowej wersji lepiej mówić o zestawie konwersyjnym obejmującym nowe skrzydło o większej rozpiętości i usterzenie o zwiększonej powierzchni. Całość ma być możliwa do zainstalowania w ciągu niecałego dnia w warunkach polowych. Z opublikowanych materiałów graficznych wynika, że skrzydła Mojave są składane.

Zmiany te pozwoliły na znaczną poprawę kilku parametrów. Mojave może zabrać ładunek uzbrojenia w postaci nawet szesnastu pocisków AGM-114 Hellfire – dwa razy więcej niż MQ-1C i cztery razy więcej niż MQ-9 Reaper – a do tego może startować z pasów startowych długości poniżej 800 stóp (243 metry). Nie chodzi tutaj tylko o okręty, ale również polne drogi, a nawet suche koryta rzeczne.

Future Maritime Aviation Force

Royal Navy nie deklaruje zamiaru kupna pokładowych Reaperów. Badania na pokładzie Prince of Wales mają sprawdzić i ocenić ogólne możliwości wykorzystania bezzałogowców przez brytyjskie lotniskowce. Włączenie w skład grup lotniczych bezzałogowców staje się jednak dla brytyjskiej marynarki wojennej coraz bardziej atrakcyjną alternatywą, ich aktualna kompozycja jest bowiem dalece niesatysfakcjonująca. Największy problem to niedostateczna liczba zamówionych F-35B (obecnie 137 sztuk). Maszyny już od lat są przedmiotem sporu między RAF-em i marynarką wojenną, a nawet najwięksi optymiści przyznają, że wystawienie dwóch pełnych skrzydeł pokładowych liczących po trzydzieści sześć Ligtningów będzie niemożliwe.

Pod uwagę brane są różne pomysły, w tym przebudowa okrętów typu Queen Elizabeth i wyposażenie ich w katapulty startowe bądź przerobienie na lotniskowce dla bezzałogowców. Chociaż wszystkie przewidywane lotniskowce dla bezzałogowców, jak na przykład wspomniany Anadolu, są znacznie mniejsze, katapulty pozwoliłyby używać znacznie większych i cięższych systemów następnych generacji, te zaś zajmują istotne miejsce w planach rozwoju brytyjskiego lotnictwa morskiego na najbliższe lata, znanych pod zbiorczą nazwą Future Maritime Aviation Force (FMAF).

Największym z perspektywicznych bezzałogowców jest Vixen, który ma przenosić dwa wymienne moduły misyjne o masie 500 kilogramów każdy. System ten jest bardzo ogólnikowo określany jako wielozadaniowy. W spekulacjach na ten temat najczęściej wymieniane są długotrwałe misje rozpoznawcze i obserwacyjne, walka radioelektroniczna, a docelowo misje bojowe.

Opis Vixena jak ulał pasuje do bezzałogowca LANCA, rozwijanego jako lojalny skrzydłowy dla samolotu bojowego następnej generacji Tempest. Ale nie jest to jedyna opcja. W lutym tego roku dyrektor rozwoju Royal Navy, kontradmirał James Parkin, przedstawił prezentację na temat FMAF. Znalazła się tam grafika ukazująca lądowanie na pokładzie Queen Elizabeth drona MQ-28A Ghost Bat, rozwijanego przez australijski oddział Boeinga. Żeby było jeszcze ciekawiej, na ilustracji Ghost Bat został wyposażony w hak do lądowania.

Uzupełnieniem Vixenów mają być mniejsze i tańsze w eksploatacji bezzałogowce Vampire, bazujące konstrukcyjnie na celach powietrznych QinetiQ Banshee Jet 80+. Do ich zadań będą należeć przede wszystkim misje rozpoznawcze, walka elektroniczna i pełnienie funkcji wabików. Co ciekawe, już w roku 2021 u wybrzeży Szkocji przeprowadzono testy Banshee na Prince of Wales. Drony startowały wówczas z przenośnej katapulty, a lądowały na lądzie.

FMFA przewiduje także wykorzystanie bezzałogowych wiropłatów. Największym z nich ma być dwuwirnikowy Proteus, który podobnie jak Vixen ma przenosić dwa moduły misyjne o masie po 500 kilogramów każdy lub analogiczny ładunek. Maszyna przewidziana jest do zadań transportowych, zwiadowczych, obserwacyjnych i rozpoznawczych (ISR), a także zwalczania okrętów podwodnych. Ten ostatni wariant zakłada nie tylko wykrywanie celów, ale także ich atakowanie przy użyciu lekkich torped. Być może docelowo Proteus zastąpi załogowe śmigłowce Merlin.

Drugi z bezzałogowych wiropłatów jest znany pod kryptonimem Pergirne, a kryje się pod nim Schiebel S-100 Camcopter, wybrany w lutym tego roku jako lekka maszyna rozpoznawcza i obserwacyjna dla okrętów Royal Navy.

Ostatni projekt w ramach FMAF to Panther. Maszyna ma być przeznaczona do transportu zaopatrzenia między okrętami oraz okrętami a brzegiem. Głównym celem jest nie tyle usprawnienie, ile obniżenie kosztów logistyki. Za faworyta w projekcie Panther uznawany jest czterowirnikowiec Malloy Aeronautics T-600, chociaż równolegle z nim wymieniany jest Windracer Ultra o stałych skrzydłach.

Zobacz też: Chiny kontra DRK: Kinszasa chce odzyskać kontrolę nad złożami kobaltu

Royal Navy

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBędzie rozbudowa autostrady! Na A4 od Krakowa do Tarnowa powstanie trzeci pas
Następny artykułProtest przewoźników. Kolejki coraz dłuższe, emocje coraz większe, rozwiązania brak. Co zrobi KE?