A A+ A++

Zanim przejdę do recenzji Test Drive Unlimited Solar Crown chciałbym się z Wami czymś podzielić. Moje pierwsze wspomnienie z Test Drive sięga 1997 roku, kiedy na jednym z czarnych demek na PlayStation śmigała wersja demonstracyjna czwartej części serii wyprodukowanej przez Pitbull Syndicate. Deszczową trasę w Wielkiej Brytanii za kierownicą czerwonego Shelby Cobra pokonywałem setki razy zanim sięgnąłem po pełną wersję gry. A był to czas, kiedy kolejne części tego IP elektryzowały fanów wyścigów.

Późniejsze losy marki trochę się rozwodniły, ale nie da się ukryć, że dwie części Test Drive Unlimited przywróciły wiarę w markę i zagwarantowały wiele godzin zabawy oferując otwarte mapy. Na długo przez tym zanim na podobny schemat zdecydowała się seria Forza Horizon. 13 lat później marka Test Drive wraca próbując jeszcze raz skopiować formułę Unlimited.

Dalsza część tekstu pod wideo

I chociaż w tym szaleństwie jest metoda, to czas nie stał w miejscu, o czym twórcy Test Drive Unlimited Solar Crown chyba momentami zapomnieli. Jednocześnie pójście za trendami i oparcie całej konstrukcji gry o samochodowe MMO to fatalny wybór. Paradoksalnie to wciąż wyścigi, które potrafią przynieść sporo frajdy, ale powinny poleżeć w deweloperskim garnku jeszcze przynajmniej z pół roku.

Always online, but why?

Wybaczcie, ale zanim przejdę do bardziej przyjemnych rzeczy wyładuję najpierw swoją frustrację. KT Racing, twórcy gry, w duecie z Naconem, wydawcą, uznali, że dobrym pomysłem będzie połączenie singlowej i multiplayerowej kampanii w jeden byt. Tym samym nie da się grać w Test Drive Unlimited Solar Crown offline. Każdy wyścig w grze to rywalizacja albo z innymi, żywymi graczami, albo z botami, które zastępują ich miejsce w przypadku braku chętnych. Inteligencja botów nie poraża, ale podzielono je na „amatorów”, „doświadczonych” itd., co miało teoretycznie pomóc z balansem zabawy. Przyznam, że nie do końca rozumiem klucz związany z tym jaki typ botów przydzielany jest do wyścigów, ale może to błędy wersji sprzed premiery, bo wyglądało to na totalnie losową mechanikę. Ważniejszy jest fakt, że w trakcie zawodów nie da się ani zapauzować gry, ani zrestartować jeśli uznamy, że idzie nam źle. Do tego niczym w MMO mamy co chwila ekrany wgrywania, ekrany oczekiwania na innych kierowców, ekrany prezentujące najlepszą trójkę po wyścigu – jedna wielka sesja online. Tylko po co?

Jako gracz lubiący zabawę solo, jestem zawiedziony, że autorzy Test Drive Unlimited Solar Crown oferując graczom sporą mapę do zabawy i eksploracji uzależnili wszystko od łączenia się z serwerami. Niby ma to związek z tym, że główny hotel oraz siedziby dwóch klanów, o których za chwilę, to miejsca, w których gracze mogą się spotkać i razem poznawać ten świat, ale co jeśli ja nie mam na to ochoty? O ile przed premierą serwery jakoś wytrzymały, tak po premierze są dni, gdy do zabawy czekać trzeba w ogromnej kolejce. Bywało, że spędziłem tak 40 minut, by kolejnego dnia zasnąć z padem w ręku obserwując dłużący się komunikat „Łączenie z serwerem proxy”. Co gorsza nawet jeśli połączysz się z serwerem i śmigasz po mapie, nie znaczy, że nie wywali błędu gdy będziesz próbował ścigać się z innymi i połączyć z lobby. A prawdziwą zmorą jest wywalanie z wyścigu już po wygranej, gdy jesteś zmuszony ukończyć go jeszcze raz. Dramat.

Pani już podziękujemy

recenzja Test Drive Unlimited: Solar Crown - fabuła

Dość kuriozalnie wypada też przedstawiona w grze historia, bowiem twórcy cały nasz progres próbują dość nieudolnie fabularyzować. Zaczynamy od stworzenia postaci w specjalnym kreatorze, który jednak rozbudowaniem nie poraża, by chwilę później wylądować ogromny dronem na lądowisku w Hong Kongu. Jak nietrudno się domyślić, rywalizujemy w kolejnym festiwalu, a witająca nas pani  Vivian w futurystycznym wdzianku opowiada jaki to mamy potencjał, by dojść na szczyt i wykosić innych kierowców rywalizujących o Słoneczną Koronę. Przewijające się w fabule postacie mają jednak osobowość kartonu, nawet ciężko mi wymienić kogoś po imieniu, bo po prostu nie pamiętam. Łatwiej byłoby zacytować drewniane dialogi, od których bolą zęby czy pośmiać się z poruszających się jak manekiny modeli postaci. Tylko będzie to śmiech przez łzy.

Cały ten narracyjny futuryzm jest też strasznie nudny, jakby gra nie miała własnej tożsamości tylko wygenerowała całą narrację przez Chat GPT. W autach zainstalowano asystenta AI, który smęci nam podczas zabawy i od razu najlepiej go wyłączyć. Gra stara się nawet wyjaśnić dlaczego podczas wyścigów widzimy na ekranie HUD z aktualną pozycją czy prędkościomierzem, jakby komukolwiek było to potrzebne do szczęścia. No więc widzimy go dlatego, że kierowcy zakładają specjalne soczewki kontaktowe z wbudowanymi funkcjami rzeczywistości rozszerzonej. Taka sytuacja. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie zacząłem przewijać kolejne dialogi, bo nie miały one żadnego przełożenia na gameplay oferując najbardziej generyczną historię jaką można sobie tylko wyobrazić.

Klasyczny progres

recenzja Test Drive Unlimited: Solar Crown - klany

Test Drive zawsze było produkcją, która promowała nieco bardziej ekskluzywne auta, więc zaczynając przygodę nie trafimy do Fiata Seicento czy używanej Toyoty. Po próbnej przejażdżce Lamborghini mogłem kupić swój pierwszy samochód, wybierając nowiutkiego, czerwonego Forda Mustanga. Wygrywając wyścigi i zaliczając różne poboczne aktywności zbieramy punkty reputacji, awansujemy na kolejne levele i w ten sposób odblokowujemy możliwość kupowania coraz lepszych fur, by finalnie śmigać po mieście supersamochodami. Nie mam nic przeciwko takiemu schematowi, jest to dość liniowy, ale zrozumiały progres. Szkoda tylko, że trwa to zdecydowanie za długo. Kolejne wyścigi i aktywności odblokowują się na mapie co pięć leveli reputacji, więc bywa, że musimy powtarzać co chwila te same aktywności, grindując niejako exp. Z czasem zauważyłem, że nawet za pierwsze miejsce, o które często jest ciężko, punktów reputacji jest zdecydowanie za mało.

Co więcej, jest duża szansa, że przez wiele godzin będziecie w Test Drive Unlimited Solar Crown jeździć tym samym samochodem, bo za auta i ich ulepszenia płacimy jak za zboże, a kasa za wygrane też nie leje się strumieniami. Grindu jest więc sporo, niestety w przeciwieństwie do poprzednich części specjalnych misji, które oferowałyby różne zadania transportowe czy związane z eksploracją mapy, nie mamy tu wiele poza wyścigami podzielonymi na klasyczną rywalizację, czasówki czy formę dominacji, gdzie podczas wyścigu punkty dostajemy za zaliczanie na jak najwyższym miejscu bramek kontrolnych. Jasne, zwiedzając Hong Kong możemy odkrywać kolejne drogi, za co wpadają punkty, ale ich liczba jest nieadekwatna do poświęconego czasu. Twórcy zaganiają nas po prostu do ścigania się i powtarzania zawodów jak na rasowe MMO przysłało.

Zbierana reputacja wpływa też na dostępność części w warsztatach – im wyższa, tym ciekawsze ulepszenia poprawiające osiągi auta są odblokowane. Ponownie jest to dość liniowy progres, ale finalnie wymienić można całkiem sporo, wliczając w to felgi, opony, skrzynię biegów, wydech, hamulce, napęd czy karoserię. O tworzeniu własnych malowań i naklejek nie wspominając. Nie jest to może Need for Speed: Underground, ale gdy już wszystko odblokujemy można pokombinować. Pewnym urozmaiceniem jest też możliwość dołączenia do jednego z dwóch klanów – kochających luksusy i złoto Sharpsów lub ulicznych gangusów o jakże oryginalnej nazwie Streets. Biorąc pod uwagę rozmiary wyspy klanów powinno być więcej, co nie zmienia faktu, że w wyścigach frakcji motywacją jest zdobywanie punktów wpływających na prestiż naszej ekipy. To finalnie otwiera nam drogę do pojedynków z bossami danej frakcji. Jeśli olejemy puste frazesy podczas dialogów, jest to całkiem przyjemna zabawa.

Jedziemy z tym

recenzja Test Drive Unlimited: Solar Crown - kokpit

Chyba najlepszym elementem Test Drive Unlimited Solar Crown jest model jazdy, co zresztą nie dziwi, bo twórcy mają przecież za sobą wieloletnie doświadczenie w kwestii tworzenia gier samochodowych. Czuć ciężar aut, przy większych prędkościach czasem ciężko nad nimi zapanować, podoba mi się również bardzo czuły hamulec ręczny, którym należy operować z wyczuciem, by nie zaliczyć bączka. Auta bardzo dobrze trzymają się asfaltu, zmiana nawierzchni również jest odczuwalna, a wrażenia potęgują na PS5 naprawdę bardzo dobre zaimplementowanie obsługi haptycznych wibracji i adaptacyjnych spustów, stawiających opór kiedy trzeba. Jako że twórcy mają za sobą prace nad serią WRC, również odcinki szutrowe wypadają bardzo dobrze. Cieszy też przywiązanie do szczegółów, wszak jadąc autem można manualnie pobawić się kierunkowskazami, włączyć wycieraczki czy całkowicie wyłączyć silnik.

Nieco gorzej auta zachowują się gry wypadną z trasy na pobocze, również rozbijanie wszelkich przeszkód jak latarnie czy płotki trochę zbyt mocno spowalnia fury, co zniechęca do ryzykowania i szukania skrótów. Kontrolowane poślizgi również mogłoby sprawiać nieco więcej frajdy, choć do fizyki raczej ciężko się przyczepić. Zresztą, twórcy pozwolili nam grzebać w różnych ustawieniach jazdy niczym w Project CARS, więc można dostosować model sterowania do własnych preferencji. Choć fakt, że część z tych ustawień również trzeba odblokować na wyższych poziomach reputacji, to dla mnie kuriozum.    

Specjalny region administracyjny

recenzja Test Drive Unlimited: Solar Crown - Hong Kong

Podobnie jak w poprzednich częściach z serii, tak i w Test Drive Unlimited Solar Crown mamy cichego bohatera, jakim jest dostępny w grze obszar. Po Oahu i Ibizie przyszedł czas na Hong Kong, charakteryzujący się lewostronnym ruchem. Na początku zaznaczmy, że twórcy starali się odwzorować ten obszar 1 do 1, co przekłada się na blisko 550 kilometrów dróg. Wciąż jest to jednak teren mniejszy niż oferowały poprzednie części i można go przejechać w 15 minut. Samo miasto pełne jest wieżowców, ciasnych uliczek, podziemnych garaży, miejsc z tropikalną roślinnością i tras ciągnących się blisko nabrzeża, więc zdecydowanie jest co zwiedzać. Zmiany pór dnia i pogody zasługują na wzmiankę, podobnie jak odkrywanie stacji benzynowych pełniących rolę punktów szybkiej podróży, salonów samochodowych konkretnych marek (np. Ferrari) czy z autami z danego kraju (np. niemieckie). Do każdego z takich salonów, podobnie zresztą jak do siedzib klanów i hotelu ze sklepami odzieżowymi i salonem urody, można wejść i zwiedzić w FPP, co jest odskocznią od grzania tyłka na fotelu kierowcy.

W całym mieście poukrywano też znajdźki w postaci kasy i punktów reputacji, specjalny radar dźwiękowy pozwoli nam odnaleźć i złożyć wraki samochodów, a jadąc odpowiednio szybko możemy zaliczyć rozstawione fotoradary. I mimo tych wszystkich dodatków czasem miałem nieodparte wrażenie, że jest tu trochę pusto. W przeciwieństwie do poprzednich części nie kupimy już nieruchomości, nie trafimy do szkół jazdy, by zdobyć licencję, a ruch uliczny jak na Hong Kong jest bardzo skromny i wykastrowany z motocykli, które przecież w serii już były. Czasami na jednej ulicy mijamy kilka razy te same witryny i tekstury, brakuje też mocniejszego zaakcentowania charakterystycznych miejsc wzorem diabelskiego młyna świecącego błękitem w centrum. Z otwartymi ramionami przywitałbym jakiś tryb turystyczny, w którym odkrywalibyśmy zabytki i kultowe w Hong Kongu miejsca, z odpowiednimi opisami. Jeśli więc chodzi o przeniesienie Hong Kongu do gry, z logistycznego punktu widzenia wyszło dobrze, ale wciąż królem pozostaje tu wydane już jakiś czas temu Sleeping Dogs.

60 klatek? Widziała świnia niebo

recenzja Test Drive Unlimited: Solar Crown - deszcz

Im więcej nad tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że twórcy Test Drive Unlimited Solar Crown przenosząc do gry Hong Kong zrobili tytaniczną robotę, sęk w tym, że nie nadążyli za nimi programiści i graficy. O ile same auta i ich kokpity wyglądają w grze bardzo dobrze, nosząc nawet ślady niewielkich uszkodzeń gdy zaliczymy dzwon, a efekt padającego deszczu na szybie może się podobać (choć do starego już Driveclube’a startu nie ma), tak techniczna strona gry leży. W trybie grafiki (1440p oraz 30 klatek), gdzie moglibyśmy podziwiać piękne miasto nie da się praktycznie grać, z kolei tryb wydajnościowy (1080p przy 60 klatkach) płynny jest tylko w teorii, bo zdarzają się spadki animacji trwające nawet kilka sekund. Zwłaszcza widok z kokpitu jest tutaj problematyczny, a nie mniejsze zamieszanie wywołuje ruch uliczny. Obraz jest przy tym często bardzo rozmazany, a tekstury w niskiej jakości, ciężko więc podziwiać w takim wypadku otoczenie i architekturę samego miasta. Pochwalić należy za to dźwięk – każde auto brzmi inaczej, słychać prace poszczególnych elementów samochodu, a kilka kawałków puszczonych podczas wyścigów nuciłem nawet po wyłączeniu gry. Choć wciąż niedoścignionym wzorem pozostaje tu dla mnie Midnight Club 3.

Opóźniany nie raz Test Drive Unlimited Solar Crown jest więc grą bardzo nierówną. Dobry model jazdy, możliwość śmigania luksusowymi autami i przeniesienie do gry wyspy Hong Kong są bez wątpienia największym wyróżnikiem, ale postawienie na always-online to strzał w płot, zwłaszcza przy wielu technicznych niedoróbkach i konieczności grindowania wyścigów. Względem poprzednich odsłon z serii Unlimited jest to więc krok w tył, choć wciąż na tyle rajcowny, by za jakiś czas, gdy wszystko zostanie połatane, a zawartość spuchnie, dać grze szanse. Póki co wbrew temu co sugerują nam twórcy, produkcja wciąż tkwi we wczesnym dostępie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułП'ять стрижок на коротке волосся, які набирають шаленої популярності: об'ємні пасма після 50 років
Następny artykułМасштабный пожар в Харьковской и Донецкой областях бушевал три дня, сгорели сотни домов