„Z całą siłą zakazujemy tych targów próżności – turniejów, w których rycerze spotykają się i bezmyślnie angażują w popisywanie się sprawnością i siłą, co skutkuje często śmiercią (…). Zagrożenie jest i dla duszy. Jeżeli ktoś w ich czasie polegnie, (…) nie może być przez księdza pochowany w poświęconej ziemi” – głosił w 1130 roku soborowy kanon połączonych rad kościelnych Clermont i Reims. Tak, duchowni byli przeciwni turniejowym potyczkom, na które tak naprawdę… sami dali przyzwolenie.
„Spośród wielu żołnierzy, którzy przewijali się na militarnych arenach przez wieki – od greckich hoplitów, rzymskich legionistów i osmańskich janczarów po członków elitarnych formacji współczesnych sił zbrojnych – nikt nie wywarł równie wielkiego wpływu jak rycerze na historię…” – pisze w swojej książce Życie średniowiecznego rycerza Frances Gies.
Choć zapewne moglibyśmy jeszcze dodać inne przykłady znamiennych formacji wojskowych w historii (jak np. uwielbiana przez Polaków husaria), to rzeczywiście rycerze przez blisko tysiąc lat dominowali zarówno na polach bitewnych, jak i w polityce oraz kulturze. Właśnie z tą ostatnią dziedziną życia społecznego ściśle związany jest turniej rycerski.
Pojedynki w szrankach stały się wręcz nieodzownym elementem życia rycerskiego, posiadanie bowiem konia bojowego, ciężkiego rynsztunku i własnego pocztu już nie wystarczało. Prawdziwym rycerzem nie był tylko ten, kto odznaczył się w bitwach, był szarmancki wobec kobiet, wyrozumiały względem pokonanego przeciwnika czy też hojny dla potrzebujących. Aby osiągnąć ideał, należało jeszcze wykazać się w pozorowanych walkach.
Popisy kawaleryjskie
Początki turniejów giną w mroku dziejów, przez co są trudne do sprecyzowania. Zapewne geneza gier rycerskich ma swój początek we wszelkiego rodzaju antycznych popisach zręcznościowych i ćwiczeniach wojskowych. Już w starożytnym Rzymie istniały swego rodzaju pozorowane walki. Były to między innymi opisywane przez greckiego historyka Arriana popisy kawaleryjskie.
Zwyczaj ów przyjął się dopiero za czasów cesarstwa, kiedy to potrzeba utrzymywania coraz większych sił jazdy zmuszała władców do zatroszczenia się o ten zaniedbany wcześniej rodzaj broni. Popisy te, znane pod nazwą hippika gymnasia, być może początkowo związane były ze świętami religijnymi i państwowymi. Ostatecznie jednak miały demonstrować siłę, sprawność i wspaniałość armii cesarskiej. Według słów historyka do walki stawały dwa oddziały w różniących się od siebie kolorach tunik, tarcz oraz końskich derek. Z góry ustalano, która grupa miała się bronić, a która atakować. Liczono celne rzuty oszczepami, a także efektowne zasłony tarczami.
Na niewątpliwą widowiskowość owych popisów miało wpływ bogato zdobione i złocone uzbrojenie walczących oraz ich wierzchowców. Wszystkie te zabiegi musiały kosztować krocie, ale dla podniesienia prestiżu i zaimponowania tak obcym, jak i swoim, nie liczono się specjalnie z wydatkami. Zupełnie jak w czasach średniowiecznych starć w szrankach.
Czytaj też: Od zera do bohatera. Błędni rycerze istnieli naprawdę – oto jeden z nich!
Zajęcia grupowe i indywidualne
Zaadoptowany na średniowieczny grunt zwyczaj symulowanych walk stał się substytutem prawdziwych zmagań. Był treningiem w trudnej sztuce władania bronią. Potykanie się w szrankach, początkowo na obszarze nawet wielu kilometrów kwadratowych, pomagało nabrać wprawy w wysadzaniu przeciwnika z siodła.
Jednocześnie pierwsze turnieje, jak podkreśla Frances Gies, „nie polegały na indywidualnych konnych starciach na kopie. Zamiast tego dochodziło do zbiorowej »bijatyki« (melée), w której dwie strony staczały pozorowaną bitwę”. Drużyny starały się rozbić szyki przeciwnika siłą i masą własnych szeregów. Zwarte formacje pozostawiały jednak wystarczająco dużo miejsca, aby można było wykazać się dzielnością i umiejętnościami bojowymi.
Nie istniały też początkowo żadne sformalizowane zasady rozgrywania turniejów, co jeszcze bardziej upodabniało owe symulacje do jak najprawdziwszej bitwy. Nie były określone niedozwolone uderzenia ani taktyczne zagrywki. W Życiu średniowiecznego rycerza czytamy, że „turniej miał stanowić imitację prawdziwej wojny, więc nie uznawano za »niesportowe« atakowanie jednego rycerza przez kilku innych lub wzięcie rannego do niewoli”.
Brak formalnych zasad oraz sposobów ich ewentualnego respektowania sprawiały, że ogólny cel, jakim było najczęściej pochwycenie i wymuszenie okupu na stronie pokonanej, a nie jej eksterminacja, był również trudny do spełnienia. W tej sytuacji często zdarzało się, że udawana bitwa była dla niektórych śmiałków ostatnią. Podobno podczas jednej z takich symulacji 200 rycerzy wyzionęło ducha od ścisku, gorąca i pyłu. Przytacza się też przykład turnieju zorganizowanego w 1243 roku pod miastem Neuss nad Renem, gdzie liczba poległych wyniosła aż 367. A według Frances Gies dochodziło nawet do tego, że owe turniejowe „akty przemocy często przeradzały się w zamieszki, a nawet zbrojne rokosze”.
Tym, co odróżniało w sposób zasadniczy prawdziwą bitwę od tej pozorowanej, było wyznaczenie swego rodzaju azylu, w którym rycerz mógł odpocząć, wymienić wierzchowca oraz zużytą bądź zgubioną broń. Była to jedyna koncesja na rzecz sportowej natury tych zawodów.
Początkowo motywem uczestnictwa w turniejach była przede wszystkim chęć i potrzeba podnoszenia sprawności bojowej przez rycerzy. Szybko jednak pojawiła się też wizja zyskania sławy, o materialnych profitach nie wspominając. Zdobycie opinii walecznego i wyszkolonego rycerza stawało się z biegiem czasu łatwiejsze, gdyż w ciągu XIII wieku turnieje przeniosły się z otwartych nieokreślonych przestrzeni w mury miast, na ulice i dziedzińce dworskie. Tam zawodnicy mogli być i byli bacznie obserwowani przez mieszkańców, którzy stawali się pierwszą wyrocznią co do sukcesów lub porażek walczących.
W związku z tym również sam charakter potyczek się zmienił – walkę grupową zastąpił pojedynek indywidualny. W ten sposób zaczęło wytwarzać się widowisko, którego nieodłącznym elementem stali się właśnie widzowie, a wśród nich na szczególnym miejscu pojawiły się kobiety.
Czytaj też: Niedoścignione wzory czy okrutnicy zabijający dla pieniędzy? Kim naprawdę byli średniowieczni rycerze?
Kobiece potyczki
Panie nie tylko biernie obserwowały poczynania rycerzy. Frances Gies w Życiu średniowiecznego rycerza zauważa, że z czasem kobiety „uczestniczyły w tych spektaklach, przystrojone w barwy swoich faworytów, pobudzały walczących zalotnym zachowaniem”.
Również nagrody, jakie zaczęto coraz częściej wyznaczać dla zwycięzców, wręczały damy dworu. W Niemczech ten zwyczaj został w pewien sposób sformalizowany w postaci tzw. frauendanku – czyli przyjmowania nagrody z rąk damy. Zdarzało się również, że szlachcianki same stawały do rozgrywek sportowych. Oto w 1438 roku w Ferrarze, po zakończeniu rycerskich pojedynków, damy ścigały się w turniejowych szrankach, walcząc o piękne i wytworne stroje. A po kilku dniach zmagań na zamku w Grodźcu obecne tam panie rozegrały turniej strzelecki.
To właśnie obecność kobiet na turniejach i popisywanie się przed nimi – obok rosnącego zbytku, zarobkowania, szafowania zdrowiem i życiem dla próżnej chwały – sprawiły, że Kościół niemal od samego początku istnienia instytucji turnieju dość nieprzychylnie odnosił się do tych rycerskich poczynań. I nie na samej nieprzychylności się skończyło.
W szrankach z Kościołem
Negatywne podejście władz kościelnych do turniejów może dziwić. Były one przecież elementem rycerskiego prestiżu, który według Frances Gies:
był głównie rezultatem prowadzonej przez Kościół polityki chrystianizacji rycerstwa poprzez uświęcenie ceremoniału pasowania na rycerza i propagowanie wzorca zachowań zwanego rycerskością – wzorca zapewne częściej łamanego niż przestrzeganego, niemniej takiego, który wywarł niewątpliwy wpływ na myśl i postępowanie następnych pokoleń.
Posiadanie konia i bojowego rynsztunku było kosztowne, a tym samym stwarzało u właściciela poczucie dumy z rycerskiej profesji i wyższości ponad inne stany. Stąd już tylko krok do gorszących wręcz zachowań, pełnych przemocy w poczuciu absolutnej bezkarności. Ta sytuacja wymagała zdecydowanej reakcji. „Podejmowane przez Kościół wysiłki w celu najpierw poskromienia, a później ujarzmienia wczesnego rycerza – prostaka i brutala – doprowadziły do rozbudzenia w nim poczucia przynależności do „zakonu”, elitarnej kadry, której powinności i reguły zostały określone przez władze kościelne…” – czytamy w Życiu średniowiecznego rycerza.
To jednak sprawiło, że rycerstwo, mając odtąd sankcję kościelną dla swoich działań, najczęściej nie widziało niczego zdrożnego w turniejach, które przecież miały doskonalić rzemiosło miles Christi.
Kościół stanął zatem w szranki ze swoimi rycerzami, bo przecież, cytując Frances Gies – „rycerza uprawiającego swoje żołnierskie rzemiosło usprawiedliwiało tylko prowadzenie walki z nieprzyjaciółmi Chrystusa”. Władze kościelne posunęły się nawet do wydawania zakazów organizowania turniejów. Gonitwom rycerskim stawiano zarzut, że jest to zajęcie niebezpieczne, przy którym trwoni się niepotrzebnie majątek, oraz że stają się demonstracją próżności i pychy.
Wytykano również szerzenie rozpusty, gdyż obecność kobiet wytwarzała atmosferę ekscytacji i podniecenia. Ten zarzut okazywał się nawet słuszny wraz z rosnącą popularnością zwyczaju noszenia przez rycerzy barw swoich wybranek. Za innym wielkim historykiem Johanem Huizingą można śmiało powtórzyć, że „w noszeniu welonu albo skrawka szaty ukochanej kobiety, przedmiotów, które przynosiły zapach jej włosów czy ciała, ujawnia się jak najbardziej bezpośrednio erotyczny pierwiastek rycerskich turniejów”. Zdarzało się bowiem, że w zapamiętaniu możne panie rozdawały fragmenty swej garderoby, zostając na zakończenie turnieju niemal nagie. A stąd już niedaleko do wiarołomstwa małżeńskiego – kolejnego kościelnego argumentu przeciwko rycerskim igrzyskom.
Szczególnie ostra antyturniejowa nagonka miała miejsce w okresie wypraw krzyżowych. Uzasadniano ją niepotrzebnym odciąganiem rycerstwa od jego zasadniczej powinności, jaką była walka o wyzwolenie Ziemi Świętej. W latach 1130–1314 Kościół wydał szereg zakazów generalnych dotyczących organizowania turniejów. Wśród nich był też wspomniany wcześniej kanon soborowy z Clermont i Reims zakazujący urządzania „targów próżności” pod karą braku pochówku w poświęconej ziemi.
Władze kościelne zwracały też uwagę na to, że podczas rozgrywek rycerskich wielokrotnie dochodziło do łamania obowiązujących zasad walki. Przeciwnicy często drwili z siebie nawzajem na oczach publiczności, co według teologów uwłaczało godności żołnierza Chrystusowego.
Czytaj też: Rycerze Templum. Sekrety najbardziej tajemniczego zakonu rycerskiego w dziejach
Młot na rzeźnickie jatki
Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników organizowania turniejów był biskup Akki Jacques de Vitry. On to wskazywał siedem grzechów śmiertelnych, które popełniali walczący w szrankach. Pierwszym była pycha, kiedy to zawodnicy szukali w turniejach doczesnej chwały i sławy. Drugim zawiść, ponieważ każdy zazdrośnie patrzył na sukcesy innego szlachcica i chciał być od niego lepszy. Następnym nienawiść, gdyż dla zwycięstwa rycerze gotowi byli zabijać przeciwników. Lenistwo lub smutek ogarniały wszystkich tych, którym nie powiodło się w walce. Chciwość sprawiała zaś, że zwycięzcy zabierali pokonanym zbroje i konie.
Zupełnie jak opisany w Życiu średniowiecznego rycerza zawodowy uczestnik turniejów Wilhelm Marshal, który „zrzuciwszy z siodła pierwszego adwersarza, pochwycił jego konia i wymusił obietnicę okupu, a potem ujął jeszcze dwóch jeńców, odbierając im konie i ekwipunek”.
A wracając do grzesznej listy biskupa z Akki, to piętnował on organizowane po zawodach uczty, które dawały możliwość dopuszczenia się grzechu obżarstwa. Na koniec wymieniał, rzecz jasna… lubieżność, bo walczący „pragnęli zadowalać swawolne kobiety, nosząc w turniejowych szrankach ich barwy”.
Władze kościelne podkreślały również nieużyteczność turniejów, gdyż udział w nich nie podnosił ani sprawności, ani skuteczności walczących. Ganiono także częsty zwyczaj załatwiania w szrankach osobistych porachunków.
Gdy zakazy nie pomagały, Kościół sięgał po sprawdzoną od wieków metodę przemawiania do wyobraźni podatnych na sugestię ludzi średniowiecza – roztaczano przed uczestnikami turniejów wizje straszliwych mąk, jakie miałyby spotkać poległych w szrankach. Na tych nieszczęśników czekały już zbroje z kolcami do środka, płomienie, żelazne łoża rozgrzane do białości i uściski obrzydliwych stworzeń, np. ropuch. Podkreślano, że ci, którzy zginą w rycerskim turnieju, na pewno trafią do piekła, chyba że przed śmiercią zdążą okazać skruchę.
Wszelkie starania i nawoływania o poniechanie urządzania potyczek i brania udziału w turniejach spełzły jednak na niczym. Popularność rycerskich rozrywek była tak wielka, że nie dało się ich w skuteczny sposób ograniczyć. Władze duchowne musiały w końcu dać za wygraną. Ostatecznie w 1314 roku papież Klemens V uchylił obostrzenia i od tej pory Kościół już nie wydawał oficjalnych zakazów tego typu. Zdarzały się jednak w dalszym ciągu takie przypadki o charakterze regionalnym. Jako przykład może tu służyć synod diecezji płockiej z końca XIV wieku, który przy okazji w dość dosadny sposób wypowiedział się o zabawach rycerskich, porównując je do… rzeźnickiej jatki.
Rycerskie babie lato
Wraz z zaniechaniem kościelnych obostrzeń następowała ewolucja rycerskich walk w bardziej wyreżyserowane widowiska. Dążenie do doskonalenia umiejętności potrzebnych w prawdziwej walce zaczęło schodzić na dalszy plan. Oczywiście nadal udział w turniejach te umiejętności podnosił, ale nie były już one celem samym w sobie.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy były zmiany zachodzące na polach bitew w ciągu XIV i XV wieku na zachodnioeuropejskim teatrze działań wojennych, gdzie w coraz większym stopniu zaczęto wykorzystywać piechotę. Dotychczas w okresie pokoju turnieje były właściwie jedyną okazją do ćwiczenia wojskowego, niezależnie czy były to potyczki zbiorowe, czy też indywidualne. Na polu bitwy dochodziło do weryfikacji nabytych umiejętności. Kiedy jednak do walki wkroczyła piechota, jazda rycerska (ciesząca się do tej pory zdecydowaną przewagą) zaczęła tracić uprzywilejowaną pozycję.
A swoisty XV- i XVI-wieczny renesans zwyczaju turniejowych potyczek w duchu typowo dworskiej rozrywki był już tylko „babim latem epoki rycerstwa” – trafnie zauważa Frances Gies w Życiu średniowiecznego rycerza.
Bibliografia
- Barber R., Rycerze i rycerskość, tłum. J. Kozłowski, Warszawa 2000.
- Brzustowicz B.B., Turniej rycerski w Królestwie Polskim w późnym średniowieczu i renesansie na tle europejskim, Warszawa 2003.
- Eysmontt R., Zamek w Grodźcu – architektura rezydencji turniejowej przełomu epoki gotyku i renesansu, [w:] Kultura średniowiecznego Śląska i Czech. Zamek, red. K. Wachowski, Wrocław 1996.
- Flori J., Rycerstwo w średniowiecznej Francji, tłum. A. Kuryś, Warszawa 1999.
- Gies F., Życie średniowiecznego rycerza, tłum. G. Siwek, Kraków 2021.
- Histoire des conciles d’après les documents originaux, ed. C.J. Hefele, H. Leclerc, T. 5, p. 1, Paris 1912.
- Huizinga J., Jesień średniowiecza, tłum. T. Brzostowski, Warszawa 1992.
- Krawiecka E., 24 godziny z życia damy, [w:] Zamek i dwór w średniowieczu od XI do XV wieku, red. J. Wiesiołowski, Poznań 2001.
- Nadolski A., Wojna a społeczeństwo (XI–XIV w.), [w:] Rozkwit średniowiecznej Europy, red. H. Samsonowicz, Warszawa 2001.
- Piwowarczyk D., Obyczaj rycerski w Polsce późnośredniowiecznej (XIV–XV wiek), Warszawa 2000.
- Szymczak J., Koszty zabawy turniejowej w Polsce Piastów i Jagiellonów, [w:] Kultura średniowiecznego Śląska i Czech. Zamek, red. K. Wachowski, Wrocław 1996.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS