Dzień zaczynasz od śniadania w formie szwedzkiego stołu w hotelowej restauracji. Po nim mógłbyś iść na plażę, ale zazwyczaj lądujesz na basenie. Bo bliżej, bo wygodniej, bo są tam wolne leżaki i parasole. W dodatku obok znajduje się hotelowy bar, w którym przysługują ci darmowe drinki. Co prawda tylko te podstawowe, typu wódka z sokiem czy whisky z colą, ale grunt, że za to nie płacisz.
Następny punkt programu to obiad – znowu jadalnia w hotelu, znowu szwedzki stół. Po południu wracasz na basen. Spędzasz tam jeszcze dwie czy trzy godziny, przy okazji wypijając podobną liczbę drinków. Kiedy słońce chowa się za budynkami, możesz iść do pokoju. Bierzesz prysznic, chwilę odpoczywasz, wskakujesz w wyjściowe ciuchy i jesteś gotowy, by po raz kolejny zejść do hotelowej restauracji. Kolacja nie różni się zbytnio od obiadu, choć w ofercie pojawia się kilka dań z wyższej półki, nawiązujących nawet do lokalnej kuchni.
Jeśli po powrocie z ostatniego posiłku masz jeszcze siłę i chęć, by wyjść z pokoju, możesz zajrzeć do barowego ogródka. Jest duża szansa, że odbywa się tam właśnie koncert lokalnej muzyki albo jakieś przedstawienie z bogatej oferty kulturalnej hotelu, np. pokaz tańca ognia. Potrwa do północy, może trochę krócej. Wcześniej i tak będziesz musiał odebrać dzieci, bo zajmujący się nimi animatorzy pracę kończą nie później niż o dwudziestej drugiej.
Rano opisany cykl rozpocznie się na nowo. I tak przez siedem dni. Albo i czternaście. Na tym polegają przecież wakacje w formie all inclusive.
ZOBACZ TEŻ: Miasta z najlepszym transportem publicznym. Na podium dwóch sąsiadów Polski
Choć wielu turystom taki tryb spędzania urlopu może wydawać się czymś skrajnie nudnym, all inclusive ma naprawdę wielu zwolenników. Z badania przeprowadzonego w zeszłym roku przez turystyczny portal Wakacje.pl wynika, że w ubiegłe wakacje, podobnie jak rok wcześniej, aż 84 proc. Polaków wybierających się za granicę z biurem podróży wybrało tę opcję. Oczywiście all inclusive nie musi ograniczać się do kursowania między barem a basenem. Większość turystów kupujących pełne wyżywienie na miejscu czasem chodzi na plażę i do miasta albo korzysta z oferowanych w cenie turnusu wycieczek. Dużą część wyjazdu spędza jednak na terenie hotelu.
Violetta Hamerska, ekspertka jakości usług hotelowych, od razu podkreśla, że trudno mówić o jednoznacznych plusach i minusach wakacji all inclusive. – Jest to na pewno forma wygodna, zwłaszcza dla osób, które lubią mieć wszystko podane jak na tacy i nie przejmować się sprawami organizacyjnymi. Z kolei osobom, które na wakacje jadą, by zwiedzać i poznawać inne kultury, all inclusive może ograniczać swobodę działania. Posiłki w hotelach podawane są o określonych porach i cały plan dnia siłą rzeczy musi być do nich dostosowany – mówi ekspertka.
– Jeśli ktoś nastawia się głównie na wypoczynek bierny, czyli taki na leżaku przy basenie, będzie to dla niego zdecydowanie najlepsza opcja. A przecież jest wiele osób, które jadą za granicę i właściwie nie opuszczają terenu hotelu czy ośrodka. All inclusive jest też sensownym rozwiązaniem w przypadku par podróżujących z małymi dziećmi. Zdecydowanie łatwiej dostosować się do potrzeb dziecka w takim trybie niż organizując cały pobyt na własną rękę, z dnia na dzień – tłumaczy Hamerska.
ZOBACZ TEŻ: Ranking najbardziej słonecznych kierunków na wiosenny wypad
Ekspertka zauważa też, że wielu turystów wybiera all inclusive ze względów finansowych, choć tak naprawdę nie zawsze jest to faktycznie najtańsza opcja. – Nad wakacjami organizowanymi na własną rękę ma jednak tę przewagę, że płaci się raz, a później nie przejmuje już kosztami. Kiedy wyjazd organizujemy sami, trudno określić, ile dokładnie zapłacimy. Często pojawiają się niespodziewane wydatki, np. dodatkowa wycieczka czy wizyta w SPA lub na basenie. W pakiecie all inclusive dodatkowe atrakcje są z góry opłacone – zaznacza.
Niezależnie od tego, którą opcję wybierzemy, w tym roku tanio nie będzie. W rozmowie z TVN24 Biznes eksperci związani z branżą turystyczną prognozowali, że zagraniczny urlop może kosztować nawet o tysiąc złotych więcej niż przed rokiem. Przewidywali również, że wśród najpopularniejszych kierunków pod kątem wakacji all inclusive dominować będą te kraje, które nie obciążają zbytnio portfeli.
Po pandemii ruch turystyczny odżył, ale według Hamerskiej największy wzrost odnotowano w zupełnie innej gałęzi branży niż podróże all inclusive. – Trendem, który nasilił się po pandemii, jest dążenia do jak najbliższego kontaktu z lokalną kulturą. Zainteresowaniem większym niż wcześniej cieszą się zapomniane nieco aktywności oferowane przez miejscowych, np. warsztaty garncarstwa, rękodzielnictwa czy haftowania. Inna sprawa, że tego typu zajęcia coraz częściej pojawiają się w ofercie hoteli – przyznaje ekspertka.
– Podczas pandemii zagraniczne podróże były utrudnione, więc w większym stopniu zainteresowaliśmy się turystyką lokalną, regionalną. Teraz ruch zagraniczny odżył, co wcale nie znaczy, że zmalało zainteresowanie wyjazdami w obrębie Polski. Zaobserwowałam też powrót mody na wyjazdy rodzinne, wielopokoleniowe. Szukamy wypoczynku dla całej rodziny, również dla zwierzaków, których podczas pandemii wyraźnie przybyło – mówi Hamerska.
Przytoczone na początku tego tekstu dane pokazują jednak, że zwolenników wakacji all inclusive nadal nie brakuje. Zwłaszcza wśród tych, którzy jeżdżą do ciepłych krajów.
ZOBACZ TEŻ: W tych miastach turyści wydają najwięcej pieniędzy. Na podium tylko jedno z Europy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS