Postawa Legii w obronie przypomina mecze polityków z aktorami, w których liczy się śmiech i dobra zabawa. Ale gdy gra wicemistrz Polski, trudno oderwać się od telewizora.
PAP
/ Leszek Szymański
/ Na zdjęciu: piłkarze Legii Warszawa
Walka o pilot w czwartkowe wieczory przestaje mieć sens. Jeżeli szukasz zwrotów akcji, chcesz się wkurzyć, by za chwilę zerwać się z fotela z radości, to trudno znaleźć sensowne argumenty za kolejnym serialem, skoro Legia rozgrywa mecz w europejskich pucharach.
Piłkarze Kosty Runjaicia serwują całe spektrum emocji i to w czasie niezbyt długiego filmu. W Wiedniu legioniści wygrali z Austrią 5:3 w poprzedniej rundzie eliminacji Ligi Konferencji, zapewniając sobie awans w dziesiątej minucie doliczonego czasu gry. W Danii z FC Midtjylland trzykrotnie doprowadzali do wyrównania i ostatecznie wrócili do Warszawy z remisem 3:3.
Patrząc na szklankę do połowy pełną, doceńmy Legię za to, że jest “jakaś”, posiada swoją tożsamość. Gra do przodu, z szybką wymianą podań, ale potrafi też mądrze prowadzić grę pod presją rywala. Przede wszystkim: nie muruje własnej bramki, nie gra na przetrwanie. Pokazuje też mocny “mental”, bo regularnie goni wynik.
ZOBACZ WIDEO: Co za wiadomości! Mistrz Polski idzie po kolejne wzmocnienia
Takie mecze jak w Austrii i Danii pamięta się długo. Za te dreszczowce i poziom napięcia należy Legii przyklasnąć. Gdy zawodnicy wicemistrza Polski wybiegają na boisko, trudno oderwać się od telewizora.
Ale niestety, scenariusz na spotkanie często wymyka się spod kontroli graczom Kosty Runjaicia, wesoła improwizacja w obronie nie pomaga.
Z przodu Legia wygląda jak solidny europejski zespół, jest poukładana. Josue świetnie rozrzuca piłki, Paweł Wszołek z Patrykiem Kunem biegają na zdjętej blokadzie prędkości. Marc Gual nie zawsze podejmuje słuszne decyzje, ale ma to szczęście, że szybko się za to rehabilituje.
Ale w defensywie postawa Legii przypomina mecze polityków z aktorami, w których biegają faceci z brzuszkiem i nikt nikomu nie przeszkadza pod bramką, bo liczy się śmiech i dobra zabawa.
Legia w każdym dotychczasowym meczu tego sezonu w europejskich pucharach rozdawała rywalom “prezenty”. Były to spektakularne błędy bramkarza lub w rozegraniu piłki przez obrońców. Zdumiewa, z jaką naiwnością gracze z Warszawy zachowują się w okolicach własnego pola karnego. Kacper Tobiasz z obrońcami “podłączają się pod prąd” regularnie i na żądanie. Najczęściej w kablach “gmera” bramkarz Legii, on aż “kopie” prądem przy bliższym zetknięciu.
Legia traci gole z każdego elementu gry – akcji środkiem, ze skrzydła, ze stałego fragmentu gry i nawet z wyrzutu z autu. W tej edycji pucharów wicemistrz kraju stracił już dwanaście bramek w pięciu meczach. To bardzo dużo.
Przejście FC Midtjylland to obowiązek legionistów. Jeżeli ktoś obawiał się Duńczyków, to pierwszy mecz powinien rozwiać wątpliwości. Coś jednak musi zmienić się, gdy Legia broni własnej bramki, bo szkoda, by przez tak proste błędy przeszedł drużynie koło nosa awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Wtedy kibicom z Warszawy zostaną w czwartek już tylko seriale.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Sześć goli w meczu Midtjylland – Legia! Kolejny horror zafundowany kibicom
Prokuratura reaguje. Odrzuca zarzuty Krychowiaków
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS