A A+ A++

– Raz miałam sytuację, że aktorka odmówiła zagrania sceny, ponieważ dostała okresu. Usiedliśmy więc we trójkę – z reżyserem – i przegadaliśmy, jak zmienić choreografię, aby scenę zrealizować w oparciu o możliwości aktorki. Sekwencja finalnie wypadła świetnie – mówi Katarzyna Prus, która koordynuje sceny intymne w filmach i serialach. Na swoim koncie ma takie produkcje, jak np. “Pokusa” w reżyserii Marii Sadowskiej czy serial “Dziewczyna i kosmonauta”.


Zobacz wideo

Koordynatorka scen intymnych w filmach przedstawia kulisy i tajemnice swojej pracy Fot. Katarzyna Prus

Koordynatorka scen intymnych: Jestem po to, by było bezpieczniej

Prus mówi jasno, że rolą koordynatora intymności – wbrew temu, co mogłoby się wydawać – nie jest tylko pilnowanie, aby jakaś część ciała nie została pokazana wtedy, kiedy nie powinna. Wyjaśnia, że w jej pracy chodzi przede wszystkim o “stworzenie dogodnych warunków i zapewnienie komfortu psychicznego” osobom na planie. – Zawsze mówię, że jestem tam po to, by dzięki dobrej komunikacji trudne i wymagające sceny były realizowane szybciej i bezpieczniej dla wszystkich – precyzuje.

– Koordynacja scen intymnych nie dotyczy wyłącznie scen erotycznych czy rozbieranych, ale każdej aktywności, z którą wiążą się duże emocje aktorów. Niezależnie, czy jest to pocałunek, czy symulacja czynności seksualnej, omawiamy z reżyserem każdy rodzaj dotyku, który może spowodować jakąś formę dyskomfortu czy przekroczenie granic osoby aktorskiej – tłumaczy moja rozmówczyni.

Podkreśla, że w trakcie kręcenia scen intymnych mogą się wydarzyć rzeczy losowe, które wpłyną na komfort pracy. Przykładem może być, chociażby miesiączka aktorki lub kontuzja. Dlatego, jak mówi, rolą koordynatora jest słuchanie aktora i przekazywanie jego wrażeń produkcji, a w przypadku różnic – wspólne wypracowanie kompromisu.

Prus przyznaje też, że najtrudniejszą częścią jej pracy nie jest wcale nagość czy symulacja seksu, ale sceny przemocy – zarówno psychicznej, jak i fizycznej, które również mogą być uwzględnione jako intymne.

Stringi bez pasków i olejki eteryczne. Czego koordynatorka intymności potrzebuje w pracy?

Pytana o “narzędzia”, jakie wykorzystuje w swojej pracy, Prus wskazuje, że zawsze ma przy sobie tzw. intimacy kit (zestaw intymności). Są to różne rekwizyty, które w graniu scen intymnych mają zapewnić komfort aktorom.

Należy do nich przede wszystkim specjalna bielizna. Najczęściej są to stringi bez pasków oraz woreczki na męskie genitalia, dzięki czemu widzowie mają wrażenie, że aktorzy są nadzy, gdy ich części intymne są jednak osłonięte. Przykładem może być aktor John Cena, który podczas zeszłorocznej gali rozdania Oscarów miał wystąpić kompletnie nago, tymczasem na zdjęciach zza kulis widać, że ma na sobie tzw. modesty garments.

Oprócz bielizny Prus w swoim zestawie ma też m.in.: rajstopy, silikonowe nakładki na sutki i krocze, jednorazowe rękawiczki, taśmy maskujące w kolorze skóry, medyczne opatrunki oraz wszelkiego rodzaju materiały ochronne, np. gąbki, różnokształtne materiały silikonowe czy pocięte kawałki karimaty bądź maty do jogi. Wszystko po to, aby podczas scen intymnych stworzyć – tam gdzie się da – fizyczną barierę między ciałami aktorów.

– Jeżeli choreografia sceny będzie tego wymagała, to korzysta się także z zabawek sensorycznych, które imitują narządy płciowe – mówi Prus. – Poza tym plan filmowy jest bardzo dynamicznym ekosystemem, dlatego noszę ze sobą także zestaw igły z nicią i centymetr krawiecki, jeżeli szybko trzeba coś zszyć – uzupełnia moja rozmówczyni.

Prus podkreśla, że oprócz wyglądu i warunków fizycznych, bardzo ważne podczas scen intymnych są także inne zmysły, chociażby zapach. Niezależnie, czy scena wymaga pełnej nagości, czy tylko pocałunku, w swoim niezbędniku ekspertka ma także środki higieniczne, np. nawilżane chusteczki, dezodoranty, olejki aromatyczne, kremy, ale także gumy do życia i odświeżacze oddechu.

Koordynator intymności, czyli idzie nowe?

Koordynator intymności to stosunkowo nowy zawód, obecny od kilku lat. Prus tłumaczy, że w przeszłości na planach filmowych zdarzały się osoby, które koordynowały sceny seksu, ale było to raczej rzadkie i ograniczone. Dopiero krótko po wybuchu akcji #metoo ruszyły bardziej profesjonalne szkolenia koordynatorów, którzy mają dbać o przebieg scen intymnych.

Według mojej rozmówczyni coraz większe znaczenie koordynatora intymności na planach filmowych to znak nowych czasów, a co za tym idzie – koniec przyzwolenia na przemoc. Zmianie, w jej opinii, uległo również podejście do kreacji aktorskich. Nie do pomyślenia są dzisiaj takie praktyki jak przypadek z filmu “Ostatnie tango w Paryżu” z 1972 roku, gdzie reżyser Bernardo Bertolucci – razem z aktorem Marlonem Brando – dodali do scenariusza scenę gwałtu, której nie skonsultowali z aktorką Marią Schneider. Miało chodzić o uzyskanie jak najbardziej realistycznego przerażenia kobiety. Krytycy istotnie zachwycili się realizmem sceny, natomiast Schneider przyznała po latach, że ta sytuacja kosztowała ją załamanie nerwowe i wieloletnią terapię.

– Niestety długo w świecie kina funkcjonowała zasada, że “scena była dobra, bo aktor naprawdę coś zrobił”, na przykład uderzył. Totalnie się z tym nie zgadzam. Nie po to filmowcy mają tak wiele narzędzi, aby aktorzy korzystali z przemocy na planie – podkreśla bez wahania Prus. – Do tego dochodzą przecież umiejętności inscenizacyjne: intensywność, tempo, dystans, wzrok pomiędzy aktorami: to wszystko tworzy scenę intymną czy ekscytującą – tłumaczy.

“Nie tylko nagie piersi i penis”

Moja rozmówczyni twierdzi, że w powstaniu zawodu koordynatora widzi możliwość pokazania intymności jako charakterologicznej głębi, a nie tylko “pokazywania nagich piersi czy penisa”.

– Oczywiście cieszę się, że dzisiejsza wrażliwość w świecie kina się zmienia, ale marzę, aby te sceny były jeszcze bardziej zróżnicowane i oryginalne. Żeby w scenach intymnych było więcej osób z niepełnosprawnościami, osoby różnych orientacji i niebinarne. Marzy mi się też, żeby te sceny były zrobione dobrze, a jednocześnie pozostawiały na tyle prawdziwe, aby wszyscy mogli się w nich odnaleźć – podkreśla. – Bo nie oszukujmy się: w prawdziwym życiu nie każdy stosunek kończy się jakimiś spektakularnym orgazmem, a kobiety nie zasypiają i nie budzą się w pełnym makijażu, ze zrobionymi włosami. To jest wyłącznie prawda ekranu – twierdzi.

Na koniec – jako przykład godny naśladowania – Prus wymienia popularny serial Netfliksa “Bridgerton”, który zdobył uznanie widzów i krytyków, a jednocześnie zasłynął z odważnych scen intymnych. Podkreśla, że była to jedna z pierwszych mainstreamowych produkcji, w której zatrudniono koordynatorkę intymności i to właśnie jej obecność sprawiła, że te sceny są tak dobre.

– Człowiek szuka emocji i tego, co scena wkłada w historię opowiadaną w filmie. Przygotowanie i zaprojektowanie sceny czyni ją piękną, a nie prawdziwość np. aktu seksualnego. Moglibyśmy kręcić sceny  realistycznie, naśladując filmy porno, ale prawda jest taka, że to byłoby super nudne – śmieje się Prus.

Posłuchaj audycji

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMaja Chwalińska w kolejnej rundzie w Porto
Następny artykułATP Bastad: Rafael Nadal ograł Camerona Norrie