A A+ A++

Każdy marzy o egzotycznych, luksusowych i najlepiej tanich wakacjach. Niestety, często w sieci można natknąć się na “nieczyste” zagrywki ze strony biur podróży. Gra słowem jest bowiem kluczowa, jednak nie zawsze oznacza to, co dla nas jest oczywiste. Idealnym przykładem są późniejsze zawody w postaci widoku na ścianę drugiego hotelu, małą, tłoczną plażę czy transfer, który trwa wieki. 

Zobacz wideo
Majorka poza sezonem? Ależ oczywiście! [VLOG]

Planujesz wakacje z biurem podróży? Przed rezerwacją zwróć uwagę na szczegóły

Powiedzenie “diabeł tkwi w szczegółach” nabiera zupełnie nowego znaczenia, jeśli mowa o zakupie wakacji przez internetowe biura podróży. Jak się okazuje, kolorowe oferty, niskie ceny i liczne opinie nie zawsze są tak atrakcyjne jak mogłoby się wydawać. Przed rezerwacją warto zwrócić uwagę na niektóre sformułowania i sprawdzić wszystkie informacje. W przeciwnym razie wymarzone wakacje szybko mogą zmienić się w wypoczynek rodem z koszmaru. 

Zrozumienie tajemniczych terminów może uratować nas przed nagłymi niespodziankami na wakacjach zarezerwowanych przez biuro podróży. Warto zanurzyć się zatem w tajniki “języka hotelowego” i rozszyfrować nurtujące terminy jak np. “żywa i wesoła atmosfera” czy “widok od strony morza”. Często, wchodząc na stronę i daną ofertę, szybko możemy zostać zbombardowani informacjami, że to już ostatnie pokoje. To nic innego jak chwyt, który ma wywrzeć na nas presję. Skutkiem tego jest szybsza rezerwacja w obawie przed brakiem wolnych miejsc czy wzrostem cen. 

“Numer jeden wśród naszych klientów” lub zwrot “topowy w rankingach” może świadczyć o dodatkowej promocji danego miejsca. Za taką opcję hotele często dodatkowo płacą i to z nawiązką. Warto zatem szczegółowo przejrzeć miejsce, które nas kusi i samodzielnie wybrać, np. bazując na opiniach w internecie oraz zdjęciach opublikowanych w mediach społecznościowych.

Nie daj się nabrać na “polecajki” i zagrywki biur podróży

Kolejnym kwiatkiem jest “szybki transfer do/z hotelu”. Chociaż to zdanie na pierwszy rzut oka brzmi bez zarzutów, może oznaczać bliskie sąsiedztwo portu lotniczego. To z kolei może zamienić nasze wymarzone wakacje w koszmar. Taka opcja często oznacza hałas i widoki wielkich maszyn zamiast pięknego, bezchmurnego nieba. Natomiast “Transfer: 100 km” to długa podróż, która w zależności od miejsca może trwać nawet kilka godzin. Brak takiej opcji może oznaczać, że z lotniska będziemy musieli samodzielnie znaleźć transport do kurortu. 

“Wschodząca destynacja wakacyjna” to kolejny hit marketingowy biur podróży. Widząc taką informację, możemy się spodziewać nadal trwającej budowy w okolicy ośrodka lub nawet w niektórych jego częściach. Co za tym idzie? Hałas, nieczynne atrakcje, a niekiedy niezbyt przyjemny pył czy zapach schnącej farby. Takie kurorty mogą być także skąpe w zieleń i ogrody. “Idylla w spokojnej okolicy” także powinna zapalić czerwoną lampkę w naszej głowie – może to oznaczać nic innego jak pustkowie, dalekie od atrakcji, restauracji i pięknych widoków czy miasteczek. 

“Widok od strony morza” a “widok na morze” to także spora różnica. Pierwsza opcja może być w bliskim sąsiedztwie innych budynków, przez co panorama może być znikoma lub oznaczać nawet ścianę. Z kolei “bezpośrednio przy plaży” także nie musi oznaczać, że do piasku mamy kilkanaście metrów, a raczej długą trasę. Chwytem mogą być również “kuchnia międzynarodowa” i “śniadania kontynentalne”, które niestety mogą na miejscu zaskoczyć skąpym wyborem czy słabą jakością dań. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSukcesy toruńskich chórów
Następny artykułKwietniowe Śniadanie z przedsiębiorcami związane z unijnymi środkami dla firm