Gulbinowicz był przez dekady przełożonym Janiaka i promotorem jego kościelnej kariery. Obaj zostali ukarani przez Watykan karą opuszczenia diecezji, zakazem wystąpień publicznych oraz w przypadku kardynała – pochówku we wrocławskiej katedrze. Obaj, między innymi kryli i przenosili z parafii na parafię księdza oskarżonego o dziecięcą pornografię i gwałty na chłopcach.
Janiak zmarł w trakcie leczenia onkologicznego w wieku 69 lat. Dominikanin Maciej Zięba także był chory na raka i zmarł w wieku lat 66. Zestawiam te dwie postacie nie po to, aby porównywać skalę ich win, bo wydają się mimo wszystko nieporównywalne, ale aby przypomnieć, że o odpowiedzialności Macieja Zięby za przestępstwa popełniane w zakonie dominikanów dowiedzieliśmy się już po jego śmierci. Nikt nie ukarał go za życia. Sam również nie dokonał publicznej spowiedzi i rozliczenia. O tym, że jako przeor wiedział, krył i tolerował przestępstwa na tle seksualnym podległego mu zakonnika, poinformował opinię publiczną dopiero raport przygotowany przez osobę świecką, choć z Kościołem związaną – publicystę Tomasza Terlikowskiego, który do jego sporządzenia uzyskał dostęp do tajnego archiwum zakonu.
I to jest sedno sprawy.
Tajne archiwa są w każdej biskupiej kurii. Każdy ordynariusz diecezji ma klucz do ściśle chronionych dokumentów dotyczących podległych mu księży – biskupów, proboszczów i zwykłych wikarych. Do skarg, listów, zeznań, relacji z wewnątrzkościelnych procesów.
Sprawa dominikanów i raport Terlikowskiego pokazują, jak ważne jest dla poznania prawdy i dla prawdziwego rozliczenia Kościoła otwarcie tajnych archiwów. Owszem, dokumenty dotyczą duchownych, ale ich czyny osób świeckich. Skrywają prawdę o krzywdzie ofiar, naznaczeniu ich traumą zwykle do końca życia, a jednocześnie o bezkarności sprawców i współudziale kryjących ich przestępstwa przełożonych. Bo tuszowanie przestępstwa jest współudziałem.
W tajnych archiwach są dowody, bez których wymiar sprawiedliwości nie może orzec o winie, a pokrzywdzony dochodzić zadośćuczynienia. Śmierć sprawcy, czy jego wspólnika nie zabliźnia automatycznie ran osób molestowanych i gwałconych przez duchownych. Nie wyzerowuje krzywd ofiar i odpowiedzialności Kościoła za działalność jego funkcjonariuszy. Domaga się rozliczenia. Zarówno w trybie kościelnym, jak i świeckim.
Dlatego pora odtajnić archiwa biskupów i zakonów. Polski Kościół po filmach braci Sekielskich, po „Klerze” Smarzowskiego i po tysiącach materiałów dziennikarskich w prasie, radiu i telewizji, nie ma już powrotu do chowania głowy w piasek. Rozliczenie jest nie tylko warunkiem odzyskania wiarygodności wśród wierzących, oczyszczenia i odpuszczenia win – jak mówi się językiem kleru, ale przede wszystkim legitymacji do funkcjonowania w przestrzeni społecznej i pełnienia ważnych w niej funkcji, łącznie z tą tak chętnie odgrywaną przez osoby Kościoła w ostatnich latach – bycia istotnym graczem politycznym.
Z przestępcą nie siada się do stołu, nie zaprasza do domu, nie ufa. Otwarcie tajnych archiwów będące jedyną drogą realnego rozliczenia z przeszłością i popełnionymi przestępstwami powinno być warunkiem podmiotowości polskiego Kościoła w życiu publicznym. Śmierć żadnego duchownego, wobec którego postawione zostały oskarżenia, żadnego biskupa, kardynała, czy nawet papieża nie zamyka sprawy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS