Przez dwa tygodnie zabrzanin Sebastian Dziębowski poznawał w Tajlandii sekrety muay thai, tajskiego boksu. Tajlandia to TEŻ miejsce fascynującej kultury, historii I… kuchni.
Również z tych powodów Bangkok to najczęściej dziś odwiedzane miasto na świecie. W 2018 roku było w nim 22 miliony turystów!
– Pojechałem tam z 40 innymi osobami na obóz zorganizowany przez Polską Akademię Rozwoju i Sportu. Muay Thai to w Tajlandii sport narodowy, popularniejszy nawet od piłki nożnej. Styl kładzie nacisk na walkę w klinczu, z wykorzystaniem łokci i kolan. Wyjeżdżając, miałem trzy cele – poćwiczyć, pozwiedzać, ale i nagrać teledysk. W naszej grupie były osoby z całej Polski, trenujące różne sztuki walki. Wszyscy musieli dostosować się do tamtejszych rygorów. Trening zaczynał się codziennym bieganiem o godz. 7.00. Zaczynaliśmy od 3 km, ale dystans każdego dnia zwiększał się, na koniec wynosił 8 km. Potem codziennie trenowaliśmy w Bangkoku, w tajskiej szkole Sasiprapa. To miejsce mało komercyjne, ćwiczą tam głównie miejscowi Tajowie, z którymi udało mi się zawiązać wiele sympatycznych relacji. W południe robiło się gorąco, mieliśmy przerwę, a potem, wieczorem, powtórka – znowu bieg i znowu trening na sali – opowiada S. Dziębowski. –W wolnym czasie nastawiłem się na zwiedzanie i poznawanie tamtejszej kultury, bo był to pierwszy mój wyjazd poza Europę. Choć dni były wypełnione po brzegi, udało mi się zobaczyć m.in. Wielki Pałac Królewski, buddyjską świątynię Wat Pho, zwaną też Świątynią Leżącego Buddy, która jest najstarszym zabytkiem sakralnym w Bangkoku oraz wjechać na Sky Tower, najwyższy budynek w mieście, z przeźroczystą podłogą. na samym szczycie.
Bangkok o każdej porze tętni życiem, miasto jest mieszaniną wielu kultur, bo przyciąga osoby z całego świata, w każdym wieku. Jest tam mnóstwo straganów, kolorów, pysznego jedzenia, wiele pięknych parków i zabytków. W centrum architektura z daleka wydaje się chaotyczna, jest mnóstwo drapaczy chmur, każdy z innej parafii, ale z bliska wygląda to niesamowicie. Są i minusy – tłok, korki, smog i mnóstwo naciągaczy. Jednak plusów jest znacznie więcej. W Polsce już brakuje mi tamtego uśmiechu, tamtej życzliwości i otwartości, którą przejawiają mieszkańcy wobec turystów. Oczywiście traktują nas trochę jak chodzące portmonetki i próbują naciągnąć, gdzie tylko się da, ale to pewnie przez różnice w zamożności społeczeństw Europy i Azji – relacjonuje zabrzanin.
Tajlandia to także wiele ciekawostek. Tajowie są przesądni, przez co w wieżowcach nie ma 13 piętra, nie ma też przycisku z numerem 13 w windach. Przed seansami kinowymi wszyscy wstają i odśpiewują hymn. Do posiłków nie podaje się noży – dania zwykle są już w małych kawałkach, najczęściej je się pałeczkami. Prysznice nie mają zasłon. Wszędzie jest klimatyzacja, przez co łatwo złapać przeziębienie przez różnice temperatur. Wszędzie działa wi-fi. W bankomatach przy wypłatach pieniędzy jest stała prowizja 220 batów. Ceny wszędzie podlegają negocjacjom, szczególnie w taksówkach lub tuk-tukach, tamtejszych rikszach. W wielu miejscach, nad ulicami i chodnikami wiszą potężna wiązki kabli elektrycznych. Nie zakopuje się ich w ziemi, bo po gwałtownych ulewach ulice często zalane są wodą. W mieście jest mnóstwo bezpańskich psów. Ceny generalnie są podobne jak w Polsce albo niższe. Tańsze są ciuchy i taksówki, jedzenie – porównywalne do Polski.
Nie lubię wracać do miejsc, w których już byłem. Jednak Tajlandia jest na tyle fascynująca, że na pewno będę chciał przyjechać tu znowu – zapowiada S. Dziębowski.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS