A A+ A++

fot.Mhapon/CC BY-SA 4.0 Do atrybutów Trzygłowa należy czarny koń oraz święty dąb.

Miał trzy twarze z oczami i ustami zasłoniętymi przepaską – z tego powodu był ślepy i głuchy na ludzkie grzechy. A przynajmniej tak opisywała go tradycja chrześcijańska. Jaki tak naprawdę był tajemniczy Trzygłów, jedno z najważniejszych bóstw Słowian połabskich i pomorskich?

Luther z Brunszwiku dał znak Symoniusowi, by zamilkł, póki nie opuści komnaty sługa, który wszedł podać wino i przyciąć knoty świec. Chłopak guzdrał się, ale Luther nie chciał go poganiać; cenił sobie opinię usłyszaną gdzieś w czeladnej, że „wielki szatny jest łagodny w obyciu, ludzki z niego pan”. Wreszcie sługa wyszedł, kłaniając się w drzwiach niezdarnie.

— Kontynuuj — zachęcił Symoniusa. — Skończyłeś na tym, że twój lud żywił przekonanie, iż bóg przyjdzie z zachodu. Skąd ono się wzięło?

— Może stąd, że z zachodu przychodzą silni, a ze wschodu dzicy? — Symonius uniósł brwi, zatrzymał je w górze, a potem opuścił i bezradnie pokręcił głową. — Nie wiem, szlachetny komturze. Ojciec powtarzał to, odkąd sięgam pamięcią. Mój dziad był chłopcem w czasach wielkiej bitwy pod Dzierzgoniem, na jego oczach płonął dawny święty gaj, a na oczach jego synów porosły go knieje. Ale mój ojciec nie umiał nawet wskazać, gdzie to było. Raz pokazywał tu, raz tam. On i matka byli od małego ochrzczeni, obmyli ślepe oczy wodą wiary i w tym duchu wychowali mnie…

Potrójny bóg

Luther notował to, co wydało mu się ważne. Głupoty o „ślepych oczach” nie interesowały go ani trochę. W języku, którym mówił Symonius, raz po raz pobrzmiewały zakonne formułki, Prus od dziecka służył braciom, przesiąknął ich mową jak dworski piesek wonią swej pani, gdy ta nosi go na zgiętym ramieniu i sadza przy sobie na łożu.

— Opowiedz jeszcze trochę o potrójnym bogu — poprosił, gdy Symonius już wyklepał wszystkie banały o tym, co dał mu chrzest.

— Trzygłowie — poprawił go Prus. — Nie należy wyobrażać go sobie niczym smoka z legend — zaśmiał się Symonius, ale gdzieś w jego głosie brzmiała lekka nuta urazy. — Mam na myśli tego smoka z rzeźby na zwieńczeniu kolumny w Dzierzgoniu. Trzy długie szyje wijące się z jednego tułowia. To śmieszne.

Luther z Brunszwiku w latach 1331–1335 był wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego.

fot.domena publiczna Luther z Brunszwiku w latach 1331–1335 był wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego.

— Nie rozumiem — bezradnie odpowiedział Luther.

— Smok ma trzy głowy, by budzić strach — wyjaśnił Prus. — Że jak się po wielu trudach odetnie jedną, to do walki włącza się druga i tak dalej. Istota Trzygłowa jest inna.

— Uhm. — Komtur nie podniósł wzroku znad pergaminu. — Mów dalej, to interesujące.

— Trzygłów oznacza jednoczesność i równość trzech światów. Jedna z twarzy boga widzi nas, ludzi i wszystko, co dzieje się na ziemi. Druga ogląda niebo, a trzecia zaświaty.

— Zaświaty oznaczają piekło?

— Nie — żachnął się Symonius, co nie uszło uwagi Luthera. — Poganie nie znają piekła, komturze.

— Uhm. — Luther notował szybko. — To czego się boją?

— Przerwanej śmierci, urwanego życia, gniewu boga… — wymienił to jednym tchem.

— Boga czy bogów? — dopytał Luther, maczając pióro w inkauście.

— Bogów — poprawił się Symonius i nagle się zaśmiał. — Wybacz, komturze, ale ja już nie umiem myśleć jak poganin. Myślę jak chrześcijanin, który mówi o poganach, nie rozumiejąc ich świata.

Czytaj też: Jak król czeski próbował ukraść polską koronę

Dzieło szatańskie czy plan boży?

Luther odłożył pióro i przyjrzał mu się uważnie. Prus odznaczał się wyrazistą urodą, ale trudno było uznać go za przystojnego. Miał trójkątną twarz, wyraźne kości policzkowe i długi wystający podbródek, który podkreślały ciemne włosy przycięte równo, tam gdzie się kończył.

Symonius rzadko patrzył mu w oczy, raczej umykał spojrzeniem w dół, co wydawało się jakąś formą pośrednią między pokorą a poczuciem niższości. Od spuszczania wzroku miał wciąż półprzymknięte powieki, więc uwagę przykuwały jego brwi, dwie opadające ciemne linie, jakby nakreślone węglem. Teraz Luther dostrzegł, że na końcu każdej z nich, już na skroni, Symonius ma nieduże znamiona, jakby nieregularne kropki.

— Wiem, to trudne — pokiwał głową ze zrozumieniem. — Ale postaraj się, Symoniusie. Twoje świadectwo jest cenne. A jeśli trapi cię lęk o swą duszę, pomów ze spowiednikiem. Ojciec Anzelm uspokoi cię. To, co robisz, przekazując mi wiedzę o tamtych czasach, nie jest dziełem szatańskim, lecz planem bożym. Rozumiesz?

Prus uniósł powieki i spojrzał w bok, jego ciemne oczy były zagubione i smutne. Luther sam dolał mu wina, bo bał się, że Symonius nic więcej nie powie. Napili się, gawędząc o świeżych planach, zwłaszcza warsztacie produkującym machiny miotające, który po naciskach Luthera u wielkiego mistrza powstał koło Dzierzgonia.

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Elżbiety Cherezińskiej „Odrodzone królestwo”, 5. tomu bestsellerowego cyklu. Powieść ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Elżbiety Cherezińskiej „Odrodzone królestwo”, 5. tomu bestsellerowego cyklu. Powieść ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

— Będzie największy w państwie zakonnym! — pochwalił się komtur. — I lepszy niż te w Turyngii.

Miał jeszcze dodać, że zaczną w nim składać nowe typy trebuszy, ale się powstrzymał, bo Prusowi rozwiązał się język, a on wolał łagodnie wrócić do interesującego go tematu.

Łatwopalne bóstwa

— Wiesz, ciągle zastanawiam się, jak wiara w Trzygłowa dotarła na ziemie pruskie. Pamiętasz, ostatnio opowiadałeś mi o Velionisie, o Perkunie albo i tej pięknej bogini poranka, Aušrinė, wszystko to bożki, które czci się na Litwie, które, jak mówiłeś, czcili Prusowie, nim bracia zakonni przybyli na te ziemie i… przynieśli światło Chrystusa. Czytałem w relacji świętego Ottona z Bambergu, że Trzygłowa czciły ludy za Odrą, nad Łabą. Słynni Redarowie, wojowniczy Wieleci i mieszkańcy Wolina, ba, nawet Szczecina. Czy to jacyś pogańscy misjonarze przynieśli tu, do Prus, wiarę w Trzygłowa?

— Tu był tylko jeden misjonarz, święty Wojciech — Adalbert — odpowiedział Symonius i Luther wyczuł w jego głosie tę twardą nutę, która go tak intrygowała. — Trzygłów jest bogiem zwycięzców, trzy oblicza przenikają w jednej chwili, co jest, co będzie, co było. Przyprowadzili go Starcy, gdy tutejsi bogowie okazali się tak łatwopalni.

Łatwopalni — powtórzył w myślach Luther i zanotował to na marginesie. Symonius zyskuje na wartości, gdy mówi własnymi słowami, a nie powtarza zakonne gadki.

— Rozsypali się w popiół — pogardliwie dorzucił Prus i zajrzał do kubka. Luther dolał mu wina i podpowiedział:

— A silni zawsze przychodzą z zachodu.

— Tak! — zapalił się Symonius i opamiętał. — Jak Zakon Najświętszej Marii Panny — dodał i z pokorą dotknął kościanej rękojeści noża z wyobrażeniem Maryi.

Zaginiony artefakt

— Przy okazji świętego Wojciecha. — Luther przypomniał sobie, że dawno miał spytać. — Nie wiesz o jakichś artefaktach związanych z męczennikiem?

— O czym? — nie zrozumiał Symonius. — Przepraszam, pierwszy raz słyszę takie słowo.

— O artefaktach — z satysfakcją powtórzył Luther i wyjaśnił: — Przedmiotach, które do niego należały. Ciało wykupił książę Bolesław, ale przecież wojowniczy Prusowie, nim zabili biskupa, coś tam sobie mogli zostawić na pamiątkę. Symonius zamyślił się i powiedział po chwili:

— Mój dziad mówił o lasce pasterskiej. Takiej zakrzywionej.

— O pastorale — poprawił go Luther.

— Możliwe. Ponoć zakończona była spiralą z kości. Dziad powtarzał po tych, co ją widzieli, że to miało krzyżyk na końcu, było rzeźbione i ponoć ładnej roboty.

Św. Wojciech

fot.domena publiczna Św. Wojciech

Luther poczuł łaskotanie w czubkach palców.

— Co się z tym stało?

— Po chrzcie oddali jakiemuś biskupowi.

— Któremu?

— Nie wiem, komturze — rozłożył ręce Symonius. — Dziada ochrzczono po tej słynnej, wielkiej bitwie pod Dzierzgoniem. Prawie osiemdziesiąt lat temu.

Do wyboru byłoby trzech — rozważył szybko Luther. — Włocławski, chełmiński, może płocki. Biskupstwo pruskie poszło w pył, więc się nie liczy. W Płocku dzisiaj mamy Floriana, w Chełmnie Ottona, jeden i drugi nasi ludzie, sprawdzimy ich bez trudu. Włocławek nie współpracuje, biskup Maciej to człowiek polskiego króla. Trzeba znaleźć sposób, by się do niego dobrać, o ile ma w skarbcu ten pastorał, bo jako biskup nigdy się taką relikwią nie chwalił. A może nie wie, że go ma? — Luther upił łyk wina w zamyśleniu i wrócił do przepytywania Prusa.

Czytaj też: “Wojenna korona” – Elżbieta Cherezińska zachwyca

Pogańskie dziedzictwo

— Ilu jest Starców?

— Według legend trzech — odpowiedział Symonius.

— Jak trzy oblicza boga — zanotował Luther. Prus nie zaprzeczył. — Co mówią o nich legendy?

— Siwobrodzi, siwowłosi, silni, wysocy, piękni, choć groźni…

— Zauważyłeś, że w legendach wszyscy są albo piękni, albo odrażający? — spytał Luther. — O nijakich nikt nie śpiewa pieśni.

Symonius zaśmiał się cicho, komtur mu zawtórował, jakby połączył ich wspólny żart.

kult został potwierdzony m.in. w żywotach św. Ottona z Bambergu

fot.domena publiczna kult został potwierdzony m.in. w żywotach św. Ottona z Bambergu

— W co byli ubrani? — kontynuował pracę.

— Skąd mam wiedzieć? — zdziwił się Prus.

— Z legendy — uśmiechnął się Luther zachęcająco.

— W powłóczyste szaty.

— Szkoda — pokręcił głową. — To takie nierzeczywiste. I ciężko chadzać po świętych gajach w czymś, co się wlecze, ciągnie i zahacza o każdy krzak. Szkoda, że nie przetrwała pamięć, jak naprawdę wyglądali.

— Popytam — obiecał Symonius. — Wcześniej mnie to nie ciekawiło.

— To zrozumiałe — pokiwał głową i odznaczył w tekście. — Zostawiam tu wolne miejsce. Może uda się sporządzić jakąś miniaturę, choć ze mnie marny rysownik, ale tak, dla potomnych, żeby choć trochę wiedzieli. Chronica Slavorum Helmolda ma już ze sto pięćdziesiąt lat, a wciąż przepisuje się ją po klasztorach, bo póki co nie ma lepszego dzieła o obyczajach Słowian. A gdzie księga o Prusach? Brakuje takiej. Świadectwo o naszych czasach musi przetrwać wieki, prawda, Symoniusie?

— A kto to będzie czytał?

— Za dwieście, trzysta lat młodzi bracia zakonni już mogą nie wiedzieć, skąd się tutaj wzięliśmy — cierpliwie wyjaśnił mu Luther. — Wszędzie wokół będą tylko pola uprawne, stawy rybne, drogi łączące gród z grodem, wieś z wsią. A w każdej wiosce murowany kościół, z krzyżem.

— Wtedy nie będzie już tutaj Zakonu — zaśmiał się głęboko Symonius. — W końcu przeznaczeniem braci jest walka z pogaństwem i szerzenie wiary. Skoro nie będzie pogaństwa, a w każdej wsi kościół…

Luther zamarł na chwilę. Potem roześmiał się, pokręcił głową i wypił wino na raz.

— Mój ty marzycielu — powiedział do Symoniusa. — Zawsze będą Litwini, Żmudzini i jakieś kolejne wschodnie ludy. Sam mówiłeś, że dzicy idą ze wschodu. No, dość na dzisiaj. Czekają na mnie dokumenty z Malborka.

— Mam wyjść? — usłużnie domyślił się Prus.

Luther skinął głową i odprowadził go wzrokiem do drzwi. Gdy się za nim zamknęły, zaczął pisać tak szybko, że złamał pióro.

Źródło:

Tekst stanowi fragment najnowszej książki Elżbiety Cherezińskiej „Odrodzone królestwo”, 5. tomu bestsellerowego cyklu. Powieść ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUważajcie kierowcy na jeszcze więcej utrudnień na głównych miejskich arteriach
Następny artykułCiężarówka wpadła w poślizg i uszkodziła szlabany kolejowe