Arcybiskup Marek Jędraszewski 24 lipca kończy 75 lat. Oznacza to dla niego przejście na emeryturę. Hierarcha poinformował jakiś czas temu, że wysłał swoją rezygnację do Watykanu. W ostatni weekend przekazał wiernym, że papież Franciszek rezygnację przyjął, ale jednocześnie “poprosił” metropolitę krakowskiego, by nadal pełnił urząd – do chwili mianowania jego następcy. O kondycji krakowskiej diecezji pod rządami Marka Jędraszewskiego i samej postaci arcybiskupa porozmawiałem z Tomaszem Terlikowskim, publicystą, dziennikarzem od lat zajmującym się Kościołem oraz autorem książki: “Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski”, która ukazała się nakładem wydawnictwa “Znak”.
Damian Nowicki: Jestem świeżo po lekturze pana książki: “Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski”. Widzimy w niej czołowe zderzenie z systemem, sprzeniewierzenie się ideałom, aż w końcu krzywdzenie innych. Czy Jędraszewski jest postacią tragiczną?
Tomasz Terlikowski: Moim zdaniem tak. Arcybiskup Jędraszewski jest człowiekiem, który na pewnym etapie swojej drogi został złamany przez system kościelny, którego jest wiernym sługą i zwolennikiem. Na początku zachował się tak, jak powinien. Stanął po stronie kleryków i zgłosił sprawę [Juliusza Paetza, oskarżanego o molestowanie – red.] ówczesnemu nuncjuszowi Józefowi Kowalczykowi, ale szybko zorientował się, że jeśli chce pozostać lojalny wobec Kościoła, co jest istotnym elementem jego myślenia, to musi wybierać. Wybrał system i pomoc człowiekowi oskarżanemu o seksualne molestowanie poznańskich kleryków, z którym jednocześnie łączyła go przyjaźń i któremu bardzo wiele zawdzięczał. Warto wspomnieć, że dziś arcybiskup Jędraszewski starannie wymazuje Paetza z życiorysu.
Czy arcybiskup Jędraszewski swoimi nierzadko kontrowersyjnymi wypowiedziami starał się “jedynie” bronić dobra Kościoła w pewien ekscentryczny sposób?
To zależy, o którym momencie życia arcybiskupa Jędraszewskiego mówimy. Jeżeli chodzi o ten fundamentalny wybór, czyli wątek Juliusza Paetza i późniejsze tuszowanie sprawy, to na taką interpretację mojej zgody nie ma. Jeden z mistrzów arcybiskupa – czyli Jan Paweł II – nauczał, że człowiek jest drogą Kościoła, więc z pewnością nie można opowiadać się po stronie Kościoła po to, żeby przyczyniać się do zniszczenia człowieka. Natomiast jeżeli chodzi o jego samoświadomość, to myślę, że te mocne – a w uszach niektórych straszne – wypowiedzi on uważa za niezbędne, bo przekazuje nauczanie Kościoła. Ratuje w ten sposób ludzi przed potępieniem, a Kościół i Polskę w ogóle przed popadnięciem w jakieś odmęty cywilizacji śmierci.
Czyli jednak nie mamy do czynienia z cynikiem i autokratą, który otoczył się lojalistami i zamknął się w pałacu?
Rolą biografa nie jest osąd postaci, dlatego wniosek, czy Jędraszewski jest cynikiem, czy raczej człowiekiem złamanym, zostawiam czytelnikom. Jedno mogę powiedzieć z pewnością: miejsce, w którym obecnie znajduje się arcybiskup Jędraszewski, jest konsekwencją jego wcześniejszych wyborów. Ta historia mogłaby wyglądać inaczej, gdyby nie fakt, że los, opatrzność lub Bóg – w zależności od światopoglądu – postawiły go przed niezmiernie trudnymi wyborami. I powiedzmy sobie szczerze: nie jego jedynego. W mojej książce przedstawiłem historie kilku innych osób, które w obliczu ciężkich okoliczności wybrały inaczej i są teraz w zupełnie innych miejscach.
Jędraszewski mógł wybrać inaczej i odciąć się od swojego metropolity [Paetza – red.], co miało już miejsce w historii Kościoła. Kto wie, czy wtedy nie byłby w innym miejscu mentalnym. Nie musiałby nieść w sobie ciężaru niewyjaśnionej sytuacji, która wyraźnie go gryzie, czego najlepszym dowodem jest fakt, że on się nigdy na jej temat nie wypowiada. Wszyscy wiedzą, że pytania dotyczące Paetza na nim ciążą i regularnie padały z ust choćby świętej pamięci księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, a także wielu innych uczestników debaty publicznej, w tym moich. Milczenie Jędraszewskiego pokazuje, że przynajmniej ma świadomość, że coś w tej sprawie z jego strony było nie tak, jak być powinno.
Jędraszewski “zamknięty w pałacu”
Przechodząc do diecezji krakowskiej – Artur Sporniak z “Tygodnika Powszechnego” napisał, że po tym, jak “kościelny system przetrącił Jędraszewskiemu kręgosłup, on sam zaczął je łamać innym”. Co – pana zdaniem – jest największym grzechem odchodzącego metropolity?
Grzech wymaga samoświadomości, a my możemy się jedynie domyślać, czy Jędraszewski jest świadomy swoich win. Moim zdaniem główną jego odpowiedzialnością jest fakt, że kompletnie stracił kontakt z własnymi księżmi, co wpływa też na relację z wiernymi. On po prostu zamknął się w pałacu i jest obcy własnym duchownym. Jest to o tyle szczególne, że – zgodnie z tradycją Kościoła – każdy biskup powinien być “ojcem dla swoich księży”.
Diecezja krakowska miała różnych biskupów. Wobec niektórych również możemy postawić poważne zarzuty, jak chociażby wobec kardynała Stanisława Dziwisza. Jednak wszyscy metropolici umieli się kontaktować z duchowieństwem. Lepiej lub gorzej, ale byli z nimi w nieustającej relacji. Tymczasem znam wielu duchownych, którzy mówią, że nigdy nie mieli prywatnego spotkania z arcybiskupem. I nie mam tutaj na myśli pogawędek przy piwie, ale takiego czasu, w którym mogli osobiście załatwić sprawy wymagające jego uwagi. Rzecznik kurii, który w mojej książce wypowiedział się pod nazwiskiem, przyznał, że przez ponad pół roku funkcjonowania w swojej roli, nie miał numeru telefonicznego do arcybiskupa. To bardzo wiele mówi o jakości tamtej komunikacji.
Jędraszewski czuł się lepszy od “zwykłych” ludzi czy mniejszych rangą duchownych, skoro na audiencję u niego trzeba było zasłużyć? Co sprawiło, że zaczął się izolować?
Myślę, że to się wzięło z kilku rzeczy. Pierwszą jest hierarchiczny model kościelności, którego arcybiskup nie potrafi przełamać własną charyzmą. Nawet jeśli niektórzy z jego poprzedników mieli podobne widzenie Kościoła, to byli równocześnie osobami, których osobowość przełamywała ten model.
W przypadku Jędraszewskiego – ludzie, którzy go spotkali – mówią, że w sytuacjach niepublicznych potrafi być przemiłym i uroczym człowiekiem. Natomiast w sytuacjach publicznych pozwolił, żeby maska, strój oraz wizerunek gorliwego obrońcy wiary i Kościoła całkowicie przysłoniła go jako człowieka. Być może dlatego, że jest w nim jakiś głęboki lęk związany z faktem, że kiedy on tę prawdę o sobie ujawni, to stanie się niewiarygodny, straci autorytet albo cokolwiek innego. To jest oczywiście psychologizowanie, które zawsze może być błędne, ale z jakiegoś charakterologicznego punktu widzenia abp Jędraszewski wydaje się być człowiekiem mocno nieśmiałym.
Tak Jędraszewski został metropolitą
We wrześniu 2019 roku, na spotkaniu z nowo mianowanymi biskupami, papież Franciszek powiedział: “Nie otaczajcie się, proszę, sługusami, pochlebcami i karierowiczami. Potrzebujemy biskupów zdolnych usłyszeć bicie serca swoich wiernych i swoich kapłanów. Biskup, który burzy mosty i budzi nieufność, jest antybiskupem”. Prosił też, by “żyli skromnie, troszcząc się o biednych i wykluczonych”. Czy w świetle tych słów Jędraszewski jest antyprzykładem?
Zdecydowanie. Ale wiemy też, że kiedy Franciszek się zorientował [jaki Jędraszewski jest – red.], to przestał promować arcybiskupa. Ten finalnie nie został kardynałem, o czym prywatnie bardzo marzył.
Ale jednak nominację na urząd arcybiskupa metropolity krakowskiego w 2016 roku otrzymał. Czym wkradł się w łaski papieża?
Najprawdopodobniej momentem, który przekonał Franciszka do tej nominacji, było spotkanie w czasie Światowych Dni Młodzieży w 2016 roku. Polscy biskupi byli wówczas zszokowani modelem komunikacji, który zaproponował papież, czyli siedzenie w kole i wymiana poglądów. Pierwszym, który przełamał lęk i powiedział cokolwiek, był świetnie mówiący po włosku i znakomicie czujący włoską atmosferę Marek Jędraszewski. Zadał pytanie, które idealnie trafiało w zainteresowania Franciszka. Powiedział, że jest biskupem z diecezji, w której urodziła się święta Faustyna i zapytał papieża o miłosierdzie.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze złudne założenie, jakoby papież specjalnie interesował się naszym krajem i w związku z tym wyszukuje nam najlepszych biskupów. Otóż nie. Z perspektywy Franciszka Polska jest zarówno Kościołem, jak i państwem dużo mniej istotnym niż np. Nigeria, o Argentynie już nie wspominając. Papież podejmuje decyzje na podstawie rekomendacji swoich nuncjuszy, których część myśli podobnie, jeśli nie dokładnie w taki sam sposób. Te trzy elementy: brak specjalnego zainteresowania Polską, przekaz, który płynął od polskich informatorów i to pytanie Jędraszewskiego [o Faustynę i miłosierdzie – red.] sprawiło, że Franciszek go wybrał.
Jędraszewski będzie wywierał naciski na następcę?
Odwołując się do pana książki i innych doniesień medialnych, widać, że wielu informatorów związanych z Jędraszewskim odmawia wystąpienia pod nazwiskiem. Obawiają się, że macki arcybiskupa są bardzo długie. Czy po odejściu z diecezji Jędraszewski będzie miał realny wpływ na wybór swojego następcy?
Do momentu, kiedy nie będzie mianowany następny metropolia krakowski, Jędraszewski nie odejdzie z funkcji i nie rozpocznie emerytury. Czy będzie miał w tym czasie tak silne wpływy jak dotychczas? Raczej nie. Wydaje się, że Watykan traktuje go już jako niekoniecznie rzetelne źródło informacji. Trzeba jednak pamiętać, że arcybiskup wciąż ma odbiorców w Kościele i na pewno będzie próbował wywierać wpływ, ponieważ jego miejsce i rola w diecezji zależą w dużej mierze od tego, kto będzie jego następcą. Jeśli to będzie ktoś mu życzliwy, to nie tylko umożliwi Jędraszewskiemu życie wygodne i dostatnie – bo to ma zagwarantowane prawnie – ale również w pełni obecne miejsce w tej diecezji. Jeśli jednak nominację otrzyma ktoś z innego “obozu”, to może mu ograniczyć możliwości ingerowania. Sprawić, że będzie mu trudniej. Nawet fizycznie, przenosząc już arcybiskupa seniora z 200-metrowego apartamentu w XVII-wiecznym budynku w historycznym centrum Krakowa, do jakiegoś “zwykłego” mieszkania na obrzeżach miasta.
Na giełdzie nazwisk potencjalnego następcy Jędraszewskiego często wymienia się Damiana Muskusa, który niejednokrotnie wypowiadał się w kontrze do stanowiska arcybiskupa. Czy Jędraszewski ma jeszcze wpływ i siłę, żeby zablokować jego kandydaturę?
Nawet jeżeli on nie ma, to inni mają. Proszę pamiętać, że to nie on osobiście będzie ją blokował, ale może to robić cudzymi rękoma. Moim zdaniem Damian Muskus to dobra kandydatura, ale wcale nie tak pewna, bo nie tak często biskupi pomocniczy w danej diecezji zostają w niej ordynariuszami. Co więcej, biskup Muskus jest rzeczywiście postacią bardzo sympatyczną, zaangażowaną i dobrze wypadającą w mediach, ale to nie jest postać ciesząca się wielkim autorytetem w dalszych kręgach polskiego Kościoła. Muskus jest wymarzoną postacią z perspektywy środowiska “Tygodnika Powszechnego”, podobnie jak inni otwarci biskupi, np. Adrian Galbas, Artur Ważny czy – do pewnego stopnia – Grzegorz Ryś. Pamiętajmy jednak, że padają też inne nazwiska – dużo mniej wymarzone, za to dużo wyżej i lepiej usytuowane kościelnie.
Biskup Muskus ma opinię otwartego, progresywnego duchownego, który nie boi się wygłosić krytycznych uwag. Czy w przypadku jego wyboru możemy spodziewać się, że na światło dzienne wyjdą sekrety, które za czasów Jędraszewskiego były ukrywane?
Niezależnie od tego, kto zostanie metropolitą krakowskim, one będą wypływały. Wierzę, że z każdym tygodniem – po utracie władzy przez Jędraszewskiego, a przede wszystkim po utracie władzy przez jego otoczenie – duchowni w Krakowie staną się odważniejsi, bardziej otwarci i będą mówić o tym, o czym długo nie mogli, bo bali się zemsty. Arcybiskup Jędraszewski ma teraz wokół siebie postacie całkowicie zależne. Nowy biskup może je na chwilę zostawić, żeby się rozejrzeć, ale z czasem na pewno ich wymieni. To pokazuje, że pewien element rzeczywistości się kończy i wszyscy o tym wiedzą.
Tylko w ostatnim roku wypłynęło kilka spraw, które spotkały się z ogromnym niezadowoleniem społecznym. Przypomnijmy chociażby dom Świętego Marka, dom wykładowców, kwestia parafii Bazyliki Mariackiej, kwestia kapituły Wawelskiej itd. Czy wszystkie sprawy wypłyną? Na pewno nie. Duchowni mają świadomość, że niektórych brudów nie warto prać publicznie, ponieważ nie da się ich przedstawić całkowicie jednoznacznie. Różne grupy kościelnych interesów są umoczone w różne procesy i nie ma w tym nic nietypowego. Tak samo jak w polityce.
Z jednej strony mówi pan, że nieunikniona jest zmiana i że to koniec pewnego rozdziału. Z drugiej jednak wspomniał pan, że słowa Jędraszewskiego – nierzadko skandaliczne – podziela część środowiska kościelnego. Zastanawiam się, czy Jędraszewski jest dokumentem mijającej epoki, która słusznie odchodzi do historii, czy jego emerytura będzie jedynie przetasowaniem w obrębie tego samego układu?
Pamiętajmy, że w tym roku poznamy nazwiska nowych zarządców łącznie czterech diecezji: warszawskiej, krakowskiej, poznańskiej i szczecińsko-kamieńskiej. Odpowiedź na pytanie, co się zmieni, poznamy po wyborze władz we wszystkich tych miejscach. Wtedy będzie można odpowiedzialnie mówić, że coś się kończy, a coś zaczyna. Na razie zwracam uwagę na wybór przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, który pokazał nie tyle zmianę linii, która nadal jest dość zamknięta, ile zmianę wizerunku. Wybrano dwóch bardzo niewyrazistych biskupów, o których w zasadzie niewiele można powiedzieć. I to z pewnością jest duża zamiana. Czy na lepsze, to się okaże.
Czy po tych wszystkich aferach i kontrowersjach, a także ostatnich decyzjach Watykanu dotyczących wstrzymania w sprawie proboszcza ks. Dariusza Rasia, Jędraszewski jest jeszcze traktowany jako autorytet?
To zależy, po której stronie. W oczach opinii publicznej Jędraszewski uchodzi albo za bohatera i proroka, albo za jedną z najgorszych postaci polskiego Kościoła. Ostatnie decyzje Watykanu są doskonałym przykładem, że arcybiskup za bardzo uwierzył, że jest “Biskupem Słońce”. Otóż nie jest. Nawet biskup, który ma ogromną władzę w swojej diecezji, musi przestrzegać prawa. W tej sprawie Jędraszewski uznał, że ma taką władzę, że może sobie pozwolić na wszystko. Tymczasem prawnicy kanoniczni, którzy napisali rekurs i doprowadzili do zawieszenia decyzji względem księdza Rasia, dali mu do zrozumienia: ostrożnie, wciąż jeszcze istnieje prawo kanoniczne.
Czy zasłonięcie papieskiego okna, które przypominało o dialogach prowadzonych z młodzieżą przez Jana Pawła II, jest metaforą dziedzictwa, które abp Jędraszewski po sobie zostawi?
Bardziej będzie to diecezja pełna napięć, skrzywdzeni księża i polityczne spory. No i autorytaryzm. Jędraszewski miał przekonanie, że jako arcybiskup może wszystko, nie musi się konsultować z nikim, a prawo go nie obowiązuje, bo to on jest prawem. Taki model zarządzania instytucją musi skończyć się porażką.
Posłuchaj także audycji
To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS