Joanna Kordjak: Przede wszystkim, że socrealizm jest sztuką kompletnie oderwaną od rzeczywistości, podyktowaną wymogami ideologii, że widać w niej jedynie propagandę, nagonkę i nic więcej. Przyzwyczaiły nas do tego powielane obrazy Stalina jako „ideowego przywódcy” czy takie dzieła, których jakość artystyczna jest rzeczywiście niska. Chcemy pokazać, że socrealizm nie jest monolitem.
Panuje jeszcze jedno przekonanie, że to prąd w sztuce narzucony odgórnie, ogłoszony dekretem i przywieziony z Moskwy.
– To też nie jest cała prawda. Sztuka socrealistyczna rodzi się już przed wojną. Wystarczy przypomnieć obrazy Kazimierza Malewicza z lat 30. Uważa się, że w Polsce socrealizm rozpoczął się w 1949 roku i został proklamowany na konferencji w Nieborowie, a kilka miesięcy później na spotkaniu w Katowicach zaprezentowano charakter ideowy nurtu. Tymczasem początek sztuki socrealistycznej w NRD czy w Czechosłowacji datuje się inaczej. Co ciekawe, wbrew obiegowym sądom, nie ma żadnych wytycznych co do tego, jak miały wyglądać dzieła wykonane w nurcie socrealistycznym.
Na wystawie „Zimna rewolucja” pokazujecie sztukę socrealistyczną nie tylko z Polski. Nie ograniczacie się też do dat, które powszechnie uważa się za koniec socrealizmu.
– Dlatego że socrealizm nie kończy się w konkretnym momencie, a na pewno nie w 1953 r. wraz ze śmiercią Stalina. Chcieliśmy objąć całą dekadę lat 50., bo jak każdy prąd w sztuce socrealizm wymyka się sztywnym datom. Wystarczy spojrzeć na twórczość wybitnego artysty Andrzeja Wróblewskiego, który nigdy nie odrzucił socrealizmu. Wyszedł od niego tak, by kreować swoją własną estetykę. To Wróblewski stał się wyznacznikiem dla kolejnych pokoleń malarzy, by wymienić Gruppę z lat 80. czy późniejszych twórców, takich jak Wilhelm Sasnal.
Trudno zatem mówić, że socrealizm nie miał żadnego wpływu na kształt polskiej sztuki, a takie można odnieść wrażenie. Sztukę socrealistyczną zamknęliśmy w magazynach albo w muzeum w Kozłówce, bo tam wywiozło się wiele z dorobku polskiego socrealizmu. Uznaliśmy, że to skamielina, z której nie można niczego odczytać, a to nieprawda.
Zobacz więcej: Krzysztof Warlikowski. Jego spektakle od niemal dwóch dekad są polskim towarem eksportowym
Socrealizm to rzeczywiście import z Moskwy?
– Okazuje się, że wpływ artystów ze Związku Radzieckiego na polskich socrealistów nie były aż tak istotny. Patrząc na obrazy z tamtego czasu, a przede wszystkim śledząc to, co działo się w Polsce, możemy zauważyć, że w 1952 roku w warszawskiej Zachęcie otwiera się wystawa malarstwa realistycznego z Francji i Włoch. Dwa lata później jest wielka wystawa „Prac postępowych artystów i plastyków”. Choć dziś wydaje się to nieprawdopodobne, to właśnie wtedy do Polski przyjeżdża chociażby malarstwo amerykańskie. Można powiedzieć, że nasz socrealizm był równie blisko amerykańskiej sztuki realistycznej, w której też pojawiają się wątki antyrasistowskie czy antyfaszystowskie, jak tej, która wychwalała radzieckich przywódców.
Stefan Arczyński, Wiec w Hali Ludowej, 1954
Fot.: Stefan Arczyński & Muzeum Sztuki, Łódź
Sztuka socrealizmu kojarzy się z optymizmem, budowaniem nowego świata. Tymczasem pani zwraca uwagę na to, jakie znaczenie miała dla twórców tego nurtu II wojna światowa.
– W XX wieku panowało przekonanie że nie da się pokazać okropieństw II wojny. Traumę może oddać jedynie sztuka abstrakcyjna. Tymczasem w sztuce surrealistycznej też odbijają się obawy, smutek, strach przed zmianą. Na wystawie pokazujemy obraz Andrzeja Strumiłły „Nasza ziemia”, artysty bardzo uznanego. Obraz jest wielki, przedstawia pusty pejzaż, niemal księżycowy. Na nim rodzina, dziecko siedzi na wozie, rodzice spoglądają w dal. Nie widać w nich optymizmu. To jest strach osadników, którzy po wojnie musieli doszczętnie zmienić swoje życie, przeprowadzić się w nieznane. Krytyczka Dorota Jarecka pisze o tym obrazie tak: „»Gdyby ta ziemia miała jakąkolwiek wartość, Hamiltonowie staliby się bogaci. Ale pola były grudowate i suche, bez źródeł wody, a warstwa gleby tak cienka, że sterczały przez nią jej krzemienne kości« – pisał John Steinbeck w epopei o amerykańskich osadnikach, która ukazała się rok przed namalowaniem tego obrazu. Okładka książki Steinbecka wydanej w 1952 roku przez Viking Press wygląda tak, jakby pochodziła z obrazu Strumiłły”. To pokazuje, że socrealizm wpisywał się w szersze doświadczenie radzenia sobie z traumą wojny.
Strumiłło to niejedyny wybitny artysta, który związał się z socrealizmem. Wspominaliśmy już Andrzeja Wróblewskiego, na wystawie pojawia się też niekojarzony w ogóle z socrealizmem z Władysław Strzemiński. Dlaczego?
– To prace przedstawiające robotnice. Gdyby przyjrzeć się temu, co pisał Strzemiński, to okaże się, że i dla niego tematyka proletariatu była naturalna. W latach 50. publikował w tygodniku „Wieś”, bardzo fascynowało go to, jak zmienia się praca robotników, jak wpływają na nią nowe technologie. Oczywiście nie tworzy realistycznych obrazów, ale próbuje stworzyć własny styl. Rysuje niemal abstrakcyjne prace zgodne z jego wrażliwością, spotyka go za to krytyka i odrzucenie. Wróblewskiego zresztą też krytykowano za własny styl.
To bardzo ciekawe, że sztukę socrealizmu pokazujecie na wystawie nie tylko poprzez obrazy, ale także design czy architekturę.
– Dlatego że architektura, plakaty i design najlepiej oddają przemiany, jakie dokonały się w społeczeństwie. Przedmioty codziennego użytku stały się po wojnie obiektem aspiracji klasy robotniczej, a więc znacznie szerszej grupy ludzi, niż miało to miejsce wcześniej. To wtedy rodzi się społeczeństwo, w którego zasięgu jest już posiadanie nowego odkurzacza czy pralki. To jest niesamowita zmiana.
Zobacz też: Im więcej fedrowano węgla i wytapiano stali, tym trudniej było zdobyć pieprz albo kupić porządne buty. Jak wyglądało życie w PRL-u
A co mają wspólnego stalinizm i reklama?
– To jest arcyciekawe zagadnienie. W latach 50., gdy powojenna Europa, nie tylko wschodnia, cierpiała raczej na niedobory zarówno żywności, jak i wszelkich produktów, sztuka propagandowa pokazywała nadmierną obfitość. Obszerny tekst na ten temat napisał Ondřej Táborský. Proszę posłuchać: „Po dwóch latach drastycznych ograniczeń reklama została niejako zrehabilitowana w sierpniu 1953 roku na skutek zarządzenia ministra handlu wewnętrznego. Przyczyniła się do tego reforma walutowa przeprowadzona w Czechosłowacji i powstanie w NRD, również w 1953 roku; oba zdarzenia śledziło z uwagą kierownictwo Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Oficjalne usankcjonowanie reklamy nastąpiło w kwietniu 1954 roku wraz z powołaniem nowej instytucji o nazwie Reklami podnik [Przedsiębiorstwo reklamowe]”. Reklama w czasach powszechnych niedoborów wyznaczała aspiracje. Miała inne cele niż ta współczesna. Przede wszystkim nie mogła być elementem walki z konkurencją, bo całość produkcji kontrolowało państwo. Zatem reklama kształtowała potrzeby, miała zachęcić do tego, byśmy w ogóle po produkt sięgnęli. To jest mechanizm podobny do tego, który znamy ze współczesnych działań marketingowych. Kupując, masz stać się kimś lepszym.
Bardzo często w kontekście niechcianego dziedzictwa socrealizmu mówi się o warszawskim Pałacu Kultury. Wy na architekturę domów kultury rzucacie nieco inne światło.
– Dodam tylko, że sama idea domu kultury to właśnie dorobek tamtego okresu i fenomen występujący tylko w Europie Wschodniej. My skupiamy się szczególnie na wnętrzach domów kultury. Wychodząc od Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, chcemy pokazać doświadczenie, jakim dla robotników było obcowanie w takiej przestrzeni. Jak bogate zdobienia, kamienie w tej pseudohistorycznej architekturze wyzwalały radość. Przypomina to nieco scenę z filmu „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego, gdy chór zebrany w wystawnej sali po raz pierwszy przeżywa rodzaj onieśmielenia i zachwytu – widać to w kamerze. Patrzy na coś, czego nigdy dotąd nie widział. Aleksandra Sumorok przypomina nawet określenie „styl tortowo-ciastkowy” – bo często padało ono w odniesieniu do stalinowskiej architektury. To miała być rozkosz, której dziś nie rozumiemy.
Mieczysław Berman, „Lynch”, 1952
Fot.: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Książka „Zimna rewolucja”, którą przygotowaliście, porusza jeszcze bardzo ciekawe wątki dotyczące powszechnych mitów dotyczących socrealizmu.
– Pierwszy z nich jest dobrze widoczny na obrazie „Portret kosiarza”. Na pierwszym planie pracuje kosiarz, za nim nadjeżdża traktor. To symbol zmiany, jaka zachodzi na wsi. Tymczasem prawdziwa przemiana polskiej wsi nie nastąpiła w latach 50. Propagandowa opowieść o postępie nie miała wiele wspólnego z tym, co działo się na prowincji. Poza tym sporo uwagi poświęcamy innym przekłamaniom. Sztuka socrealistyczna, owszem, wynosi robotników na piedestał, stwarza z nich herosów, jednak to w tym czasie władza i prawa robotników w całej Europie Wschodniej są drastycznie ograniczane.
Czy jest jeszcze coś, co można uznać za spadkobierstwo socrealizmu?
– Myślę, że do takich osiągnięć można zaliczyć chociażby narodziny sztuki amatorskiej. W Niemczech Wschodnich rodzą się kółka i kluby filmowe. Robotnik staje się artystą. Pokazujemy to w filmach z epoki. Mamy wreszcie zupełnie współczesnych artystów i artystki, którzy czerpią z estetyki wypracowanej w latach 50. Przykładem może być film Jaśminy Wójcik „Symfonia fabryki Ursus”, pokazujący ludzi pracy, ale także patos, który tak bardzo wiąże się z czasami, gdy sztuka miała nie tylko przedstawiać, ale i służyć klasie robotniczej. Dziś znów wraca się do tematu elektryfikacji wsi, wystarczy spojrzeć na najnowszy film Agnieszki Polskiej. Socrealizm to świetne źródło informacji, które pozwala lepiej zrozumieć przełom lat 40. i 50.
Wystawa „Zimna rewolucja”, Zachęta, Warszawa, potrwa do 19 września.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Zimna rewolucja. Europa Środkowo-Wschodnia wobec socrealizmu, 1948-1959”
Czytaj więcej: Ursus zaorany. Ten traktor był jak dziecko, fabryka była jak dom
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS