Dzisiejsza konferencja lekarzy (na etacie – zaznaczamy) w budynku WSS nr 3 w Rybniku jest pokłosiem spotkania Ewy Ficy (dyrektor lecznicy) z dziennikarzami. Przypomnijmy, dyrekcja szpitala postanowiła raz jeszcze wyjaśnić powód wysłania do lekarzy wypowiedzeń warunków pracy i płacy. Zasłania się wyrokiem Sądu Najwyższego, który wydał uchwałę uznająca, że za pracę w ramach pełnienia dyżuru medycznego dopełniającego czas pracy lekarza do obowiązującej go przeciętnej tygodniowej normy czasu pracy, przysługuje jedynie dodatek za pracę w godzinach nadliczbowych.
Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Potera, lekarz z 38-letnim stażem, chirurg dziecięcy i szef oddziału terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. On również otrzymał wypowiedzenie. To, co mówi w sprawie wyroku Sądu Najwyższego różni się jednak od stanowiska dyrekcji szpitala. Potwierdza, że w 2014 roku doszło do posiedzenia 7-osobowego składu sądu i podjęto uchwałę na niekorzyść lekarzy – tzw. „zejście” z dyżuru jest formą odpoczynku, za którą nie należy się wynagrodzenie. Podkreśla, że diabeł tkwi w szczegółach.
Zobacz także
– Ta uchwała sprowadza się do jednego szpitala, w którego sprawie ten wyrok zapadł. To nie jest precedensowy wyrok jak w Stanach Zjednoczonych. To wskazanie, że tak – uchwała zwalania dyrektora z obowiązku płacenia za czas nieprzepracowany, ale nie zabrania tego robić – wyjaśnia.
Krzysztof Potera odpiera też, że szpitale zrezygnowały z płacenia za “zejścia” z dyżurów, bo są i takie, które dalej to robią.
– Dokładnie przeczytałem uchwałę SN i interpretacja jest jednoznaczna – to wyrok w sprawie jednej jednostki. Gdybyśmy chcieli oddać sprawę z Rybnika do sądu, to musi się odbyć kolejna ścieżka legislacyjna – zaznacza nasz rozmówca.
Zauważa również jeszcze jeden fakt – lekarze schodzący z dyżurów nie odpoczywają, a piszą raporty, uzupełniają dokumentację, odbywają wizyty.
– Poświęcamy na to godzinę, trzy, cztery. To też czas przepracowany. Powiedzmy sobie jasno, to co rozpętała pani dyrektor, dotyczy grona najbardziej doświadczonych lekarzy w tym szpitalu. Nie mamy wyboru, w przypadku nieprzyjęcia warunków, jesteśmy zwolnieni z pracy. Decyzja nasza w większości jest jednoznaczna. Te wypowiedzenia najprawdopodobniej przyjmiemy, nie będziemy ich kontestować – słyszymy.
Co ciekawe, od naszych rozmówców dowiedzieliśmy się, że za „zejście” z dyżuru nadal płaci szpital w Jastrzębiu-Zdroju.
Lekarze na internie obciążeni pracą. Grozi jej paraliż?
Jarosław Wajda – internista, nefrolog, szef stacji dializ, pracownik oddziału wewnętrznego uzmysłowił problem, przed jakim stoi szpital.
– Przez praktycznie 20 lat istniały dwa bardzo intensywnie pracujące oddziały internistyczne. Obłożenie zawsze było większe, ale ludzie bezpiecznie byli tutaj obsługiwani. Obecnie z powodu epidemii jeden z oddziałów został zlikwidowany i przekształcony na oddział leczenia Covid. Zostaliśmy pozbawieni jednego, ogromnego oddziału chorób wewnętrznych. Lekarze, którzy zostali, są obciążeni podwójną pracą. Do tego realizujemy szczepienia przeciw Covid. Mamy jedną z większych stacji dializ na Śląsku, która liczy ponad 50 pacjentów. W ramach szpitala realizujemy nie tylko leczenie pacjentów, ale też tzw. leczenie na ostro – wszyscy, którzy wymagają wspomagania nerko-zastepczego przechodzą przez stację. Zawsze ich było dużo, a teraz jest ogrom – opisuje sytuację Jarosław Wajda.
Dodaje, że zasięg pacjentów docierających do WSS nr 3 sięga Opola. Medyków nie dziwią też karetki z Zabrza czy Bielska-Białej.
– Dlatego dziwi nas to, że pani dyrektor podejmuje decyzje w takiej chwili. Mamy lekarzy, którzy kształcą, ale i rezydentów. Jeżeli nie przyjmiemy warunków dyrektor, zostaną oni pozbawieni kierowników specjalizacji. Będą więc szukać innych jednostek – słyszymy.
Jak informuje następnie Jarosław Wajda, na internie pracuje 11 specjalistów, którzy od 1 kwietnia nie będą mogli zostać w ramach nadgodzin.
– W marcu wypracowaliśmy 3-krotność godzin nadliczbowych. Interna jest pozbawiona lekarza w godzinach nadliczbowych. Jesteśmy gotowi do dialogu i może pani dyrektor zaproponuje nam dodatkowych lekarzy. Wiadomo, że od kilku lat jest ogłoszenie o poszukiwaniu specjalistów. W tym okresie żadna osoba nie została rekrutowana na nasz oddział – zauważa.
Krzysztof Potera wyjaśnia, że istnieje ustawowy obowiązek, że jeżeli pracownik jest w okresie wypowiedzenia – musi zrealizować swój urlop, zaległy lub bieżący.
– Koledzy mają urlopy zaległe z roku, dwóch lat. W momencie, kiedy nie wyrażą zgody na warunki, są w okresie wypowiedzenia. Ich po prostu zabraknie w szpitalu – dodaje.
Anestezjologia i Intensywna Terapia w podobnej sytuacji
Głos zabrał Artur Szymura – szef Związku Zawodowego Anestezjologów, pracownik zaangażowany w dział Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
– W podobnej sytuacji są nasi specjaliści, którzy będą musieli się zmierzyć z decyzją o przyjęciu wypowiedzenia. To niemal połowa naszej grupy. Wielu z nich stanowią osoby szkolące się. Bez specjalistów nie będzie możliwości nauki. Nie będzie wyjścia. Regulacje prawne są jednoznaczne – wyjaśnia Szymura.
Krzysztof Potera zaznacza, że dział anestezjologii i intensywnej terapii jest newralgicznym punktem szpitala.
– To, co mów Artur, dotyczy de facto ogółu pracy. Słyszeliśmy o odejściu 7-8 specjalistów z tego działu. Z informacji szefa działu wynika, że skład, który pozostanie, będzie w stanie poprowadzić OIT (intensywna terapia). Zabraknie lekarzy znieczulających i konsultujących. Decyzje pani dyrektor dotykają całego szpitala, pionu zabiegowego – alarmuje.
Nie da się rozmawiać z dyrektor
Szef oddziału terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zaznacza, że nie są „oszołomami”.
– Chcemy pracować, chcemy pomagać. Naprawdę nie zarabiamy kroci. Nie ma żadnych „kominów” na etacie. minister Szumowski był uprzejmy podać wynagrodzenie brutto lekarza z drugim stopniem specjalizacji do 6850 złotych. W netto to granice około 5 tys. złotych bez dyżurów. Nasze działania nie zmierzają do upadłości szpitala, wręcz przeciwnie – myślę, że nieroztropne decyzje dyrektor doprowadzą do takiego stanu. Nie wybierzemy warunków, jakie postawiła. To 13. dyrektor za czasów mojego stażu, z wieloma rozmawiałem. Tutaj nie sposób się doprosić jakiejkolwiek rozmowy. Dostajemy listy polecone, podczas gdy dwa dni wcześniej odbyły spotkania z ordynatorami i nie padła żadna informacja na ten temat – zaznacza Potera.
Po raz kolejny padło też stwierdzenie, że Ewa Fica postawiła lekarzy przed faktem dokonanym.
– Decyzje zostały przedstawione w formie „ja to zrobię”. To są „konsultacje” pani dyrektor. Nie jestem w stanie niczego wynegocjować jak nie ma rozmów. Przeżyliśmy wiele rzeczy, czegoś takiego jeszcze nie. To nie hucpa związków zawodowych, to reakcja lekarzy. Żebyśmy się jasno zrozumieli – tu nie chodzi o pieniądze, nam chodzi o pacjentów. Nie jesteśmy w stanie inaczej zareagować – dodaje nasz rozmówca.
Lekarze jedną nogą poza szpitalem, rozdzwoniły się telefony. Dojdzie do najgorszego?
Ewa Fica w miniony wtorek oznajmiła, że do spotkania z lekarzami dojdzie w poniedziałek. Ci jednak o niczym nie wiedzieli. Obawiają się, że dojdzie do najgorszego.
– Sporządziliśmy pismo o ponownie spotkanie, przedyskutowanie tematu. Chcemy utrzymać status quo, by działania pani dyrektor nie spowodowały zamknięcia szpitala. To ostateczność, ale słyszeliśmy od źródeł zaprzyjaźnionych, gdzie pani dyrektor była uprzejma zarządzać – to niewiele brakowało. Nie chcemy tego, ucierpią mieszkańcu regionu – zaznacza Krzysztof Potera.
Pismo dostanie też marszałek województwa, wojewoda, władze miasta i powiatu rybnickiego oraz izba lekarska.
Tymczasem komórki lekarzy już się rozdzwoniły.
– To nie tylko gra o nas, jesteśmy niezwykle atrakcyjnym „towarem” dla innych. Po ukazaniu się artykułów rozdzwoniły się telefony z ofertami pracy. Nikomu z nas nie zależy, by zmieniać pracę, dlatego tutaj jesteśmy. Jesteśmy lekarzami, którzy pracują od początku istnienia tego szpitala. Pomimo strajku nie odeszliśmy od łózek pacjentów. Nie ma jednak przyzwolenia na taką dewastację – mówi Jarosław Wajda.
—
Jak może wyglądać za niedługo sytuacja w rybnickim szpitalu? Jeżeli lekarze (blisko 50) nie przyjmą warunków dyrektor WSS nr 3, to od 1 kwietnia możemy spodziewać się braku realizowania świadczeń (przynajmniej w trybie dyżurowym) na Oddziale Wewnętrznym I i stacji dializ.
Od 1 maja podobna sytuacja może się zdarzyć na dziale anestezjologii. Mogą być też problemy na pediatrii.
W innych częściach szpitala – tam, gdzie jest mieszane zatrudnienie – lecznica może mieć problem z dopięciem grafików.
A co z kardiologią?
– Może dojść do tego, że od 1 kwietnia pozbawiona będzie 50 procent asystentów. Oddział nie będzie w stanie realizować działań. Tam cały czas trwają próby ratowania oddziału – słyszymy od Krzysztofa Potery.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS