Rozgrzany do czerwoności aferą szczepienia artystów, polityków i celebrytów w Warszawie Twitter nie odpuszcza też innym miastom. Z opublikowanego 2 stycznia wpisu krakowskiego dziennikarza Stacji7 (katolicki portal) wynika, że w Szpitalu Uniwersyteckim zabrakło szczepionek dla lekarzy, bo do kolejki, bez wcześniejszych zapisów, zostali wpuszczeni bliscy pracowników szpitalnej administracji.
Pod wpisem dziennikarza rozgorzała dyskusja. “Nie było trudne do przewidzenia, że szczepionka, na którą wielu czeka z niecierpliwością, rzucana w takich małych partiach będzie uruchamiała nasze polskie post prlowskie cwaniactwo. Zawiodła władza z organizacją, wziął górę instynkt” – pisze jeden z twitterowiczów.
Kolejny dodaje: “Rodzi się pytanie, jakie jeszcze dziury są w systemie? Można np. sprzedawać szczepionki bez kontroli za walutę? Mam się spodziewać, że już działa czarny rynek i nie ma nad tym kontroli? Gdzie analiza ryzyka?”
Szpital Uniwersytecki dementuje
Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego, twierdzi jednak, że żadnych szczepień poza kolejnością nie było, a do grupy zero nie trafili członkowie rodzin pracowników administracji.
– Dostaliśmy na początek 800 szczepionek. Na pierwszej, internetowej liście szczepień, na którą zapisywał się personel medyczny szpitala, nie było wyznaczonych dat i godzin. Skoro zapisało się 3,5 tys. osób, to oczywiste jest, że dla kogoś musiało szczepionki zabraknąć. Kolejna partia to będzie 1,5 tys. szczepionek. Zapewne mogłoby być więcej, ale ten system ma swoją wyporność – komentuje.
I dodaje, że warszawska afera spowodowała, iż zrobił się szum wokół szczepień.
Z informacji jednego z pracowników szpitala (chce pozostać anonimowy) wynika, że dwa pierwsze dni szczepień w SU to był chaos. Dopiero trzeciego dnia pojawiła się lista, która pozwoliła wyznaczyć konkretną datę i godzinę szczepienia. – To pozwoli uniknąć zatorów i bałaganu – twierdzi dyrektor SU.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS